Żeby kózka... ponieśli i Tuska

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Na rynku medialnym ( czy można go jeszcze określić mianem rynku mam co do tego wątpliwości ale lepszym określeniem nie dysponuję) nastąpił pouczający ciąg wydarzeń. Gwałcony rynek upomina się o swoje.Gdy Tusk z Hajdarowiczem zaczęli gmerać w rynku medialnym zbyt głęboko i niszczyć "Rzeczpospolitą" i "Uważam rze", rynek wziął odwet. Reżim postpeerelowski zapomniał coś, co powinien był, z racji swego pochodzenia, zapamiętać raz na zawsze - z rynkiem i i rynkowymi zasadami kreowania wartości nie ma żartów. Ale cóż zrobić, kiedy natura ciągnie wilka do lasu.

Komuna tłamsiła rynek, ale ten zawsze znalazł szparę i niszę, z której nie dał się wypchnąć. A rynek mówi nam, że dobra rzadkie są cenne, im rzadsze, tym cenniejsze. Każdy cinkciarz o tym wiedział, że dolarów jest mało, więc są cenne, tak cenne, że za dwadzieścia dolarów mozna było przeżyć cały miesiąc.

I właśnie możemy być świadkami lekcji pokazowej,jak działają mechanizmy rynkowe dobrze tę zasadę ilustrujące i kompromitujące reżimowych polityków i mediantów - niezależność dziennikarska, którą oni za wszelką cenę starali się ograniczyć, a więc dobro rzadkie, tym bardziej zyskiwała na wartości, im bardziej się starali ją ograniczyć i im rzadziej występowała. Oczywiste więc było i to, że popyt na nią jest i będzie rósł, tak jak na dolary za komuny. Rynek pokazał jaką wartość mają niezależni, niepokorni dziennikarze i publicyści. I niezaleznie od tego, czego by władza nie robiła, z prawami natury nie wygra. Rynek ma to do siebie, że nie da się go złapać za niewidzialną rękę i zapudłować, jak Starucha.

Medialne inicjatyw proreżimowe, pozbawione ożywczego tchnienia niezależności i wolności, więdną i trzeba je reanimować przy pomocy dotacji ukrytych pod pozorem reklam i ogłoszeń firm państwowych bądź zaprzyjaźnionych, więc ich redaktorzy i dziennikarze wiedzą, jaki byłby ich los bez owych antyrynkowych dotacji. Stąd ta złość, zawiść i agresywność.

Oczywiście proreżimowi medianci czują, czym to pachnie i wyją z frustracji, bo ich notowania i wartość rynkowa lecą w dół na łeb na szyję, jak wartość rubla sowieckiego. We Froncie Jedności Przekazu wybuchła panika i histeria. Przed aferą trotylową lizusy medialne uznawały niepokornych za frajerów, więc po odejściu ich z "Urze" na chwilę ich przytkało, bo nie mogli w to uwierzyć, ale zaraz potem zaczęli, zamiast okazać solidarność zawodową, atakować ich ze zdwojoną furią, bo okazało się, że wyszli na idiotów, gdy zachowanie Lisickiego z kolegami obnażyło ich niewiarygodność i postawiło w kompromitującym świetle. A publiczna utrata twarzy plus zachowanie rynku okazały się niezwykle bolesne, stąd to wycie.

Brak głosów