Napluć, zohydzić, utaplać w rynsztoku...

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Oto nadarzyła mi się kolejna okazja do obserwowania poczynań żulii i analizowania jej roli w polskim zyciu społeczno-politycznym. Zadziwiająca jest ta krzątanina zulii wokół prób zohydzania obrazu Polski. Trudno zresztą oczekiwać od żulii spełniania jakichś standardów moralnych, ona przecież bazuje wyłącznie na negatywnych emocjach.

Żulia, obarczona kompleksami z racji swego pochodzenia, widząc kogoś bez kompleksów,podejmuje próby zohydzenia go, by choć w ten sposób zniwelować dysonans. Tego typu proces obserwujemy po r. 1989, zarówno w środowiskach czerwonych, jak i różowych, w większym nawet natężeniu niż działo to się za komuny, która usiłowała zohydzić I RP jako "pańską Polskę" czy II RP rządzoną jakoby przez "ohydną faszystowską sanację".

Rafał Ziemkiewicz w ostatnim numerze "Do rzeczy" opisuje taki oto pojedyńczy element z tego właśnie procesu - dziennikarz z "Przekroju" w wywiadzie ze słynnym psychologiem prof.Philipem Zimbardo próbuje wydusić z niego, podrzucając mu stosowne sugestie, krytykę pewnych aspektów polskości i przekłucia "balonu polskiej mitologii narodowej". Zapewne dziennikarzowi temu, obarczonemu potężnymi kompleksami chodziło o zohydzenie tradycyjnego obrazu Polski przez autorytet zewnętrzny po to, żeby potem na krajowym rynku obwieśćić krajanom taką krytykę jako prawdę objawioną przez mega-autorytet.

Lecz mu się to nie udaje, bo Zimbardo w przedstawianych mu aspektach polskiej tradycji uparcie dostrzega elementy pozytywne i nie ma najmniejszej ochoty podążać w sugerowanym kierunku. On - obcokrajowiec, bardziej je docenia niż dziennikarz - tubylec. Bo tak już z zakompleksionymi tubylcami bywa, że usiłują się "wybielić" kosztem rodaków. I na domiar wszystkiego na zakończenie Zimbardo diagnozuje takie własnie zachowania tej niby-elity:

" syndrom stresu pourazowego ze wszystkimi jego objawami."

Chciał dziennikarz upiec własną pieczeń, dostał stosowną nauczkę.

Brak głosów