My, blogerskie psy

Obrazek użytkownika Łażący_Łazarz
Kraj

Piesek to sympatyczne zwierzątko, przydatne, oddane, przyjacielskie i o wielkim sercu, ale o czarnym pijarze: „łże jak pies”, „pieskie życie”, „pies ci mordę lizał”, „ty psie” oraz nie mające większego wpływu na rzeczywistość: „psy szczekają a karawana jedzie dalej”. I właśnie a propos tego ostatniego stwierdzenia chciałem się podzielić z pewnym moim spostrzeżeniem.

 

Igorowi Janke w swoich publikacjach, Erykowi Mistewiczowi w komentarzach i dyskusjach, FYMowi w swojej płodnej i pożytecznej twórczości, a i mnie się zdarzyło kilka razy postawić tezę o sile blogosfery i rośnięciu w siłę nowego, wpływowego medium. Bo mowa niniejszym, rzecz jasna o blogosferze. Tymczasem czasem mam wrażenie, że My - Blogerzy zaklinamy rzeczywistość i formułujemy pretensję do stanu, który nie istnieje.

 

Wystarczy spojrzeć na następujące fakty: nigdy żaden bloger nie zmusił do konkretnego działania ani nie postawił pod ścianą żadnego polityka. Oczywiście zdarzyło się, że blog był dla klasy rządzącej źródłem kłopotów ale, że tak powiem, nigdy nie był to blog blogerski. Bo co innego jest, gdy sprawa zostanie opisana lub skomentowana w Internecie przez czynnie działającego polityka, który bawi się w blogowanie, poważnego i znanego dziennikarza mediów mainstreamowe, który wykorzystuje to narzędzie jako tylko jeden ze sposobów dotarcia do opinii publicznej. I to nie najważniejszy. Dla tych osób blogosfera jest „kijkiem” do wsadzania w mrowisko oraz zaprawą do budowania osobistego publicity a nie podstawą ich działania.

 

Inaczej jest z nami blogerami. Ileż to krwi sobie utaczamy, ileż dogłębnych analiz budujemy i trudnych pytań stawiamy. I jakie efekty widać w realu? Krew idzie w piach, analiz nikt nie traktuje poważnie (oprócz innych blogerów) a na pytania niemal nigdy nie odpowiadają ich adresaci.

 

W krzyż kłuje mnie ciągle obawa, ze uprawimy tym samym sztukę dla sztuki (oj obym, obym się mylił) pieszcząc swoje oczy ilością komentarzy i szukając po sieci (bo gdzie indziej ni hu hu nie znajdziemy) reakcji na nasze celne spostrzeżenia. Mrozi mnie dodatkowo wciąż powracający koszmar, że - zupełnie nie blogerska - nawalanka chamów w Onecie, która czytamy pod każdym (nawet najgłupszym artykulikiem) ma większy wpływ na rzeczywistość, polityków i opinię społeczną niż zdanie nawet najlepszych blogerów.

 

Tym sposobem docieram do sedna. Drodzy Blogerzy, piszemy sobie - i dobrze, bo po to jest wolność słowa - ale jeżeli za sprawę nie weźmie się prawdziwe medium, nawet mierny dziennikarzyna z TVN lub nie opublikuje polityk o nazwisku "Palikot", "Czarnecki" lub "Dorn" to nasz wpływ jest jak psów szczekanie na podróż karawany.

 

Zwłaszcza, że Tuszcza karawana to ryczący i otransparentowany pogodnie konwój walców drogowych i buldożerów. Sprawy nie ułatwia fakt, że rozszczekane bractwo szczeka w dużej mierze na siebie samych, troluje, wygłupia się często a nawet zwyczajnie łasi do furmanów.

 

Czas zadać sobie pytanie czy oprócz zaklinania rzeczywistości nie powinniśmy sobie zdać sprawy ze swojego miejsca, robić coś więcej oprócz gonisłowatyzmu pisanego. Bo inaczej dupa zbita i marnowanie energii. Mam wrażenie, że świadomie czy nieświadomie, blogerzy najbardziej aktywni to czują i próbują spełniać się także w inny sposób. Stąd ciągłe pomysły na temat zakładania ruchów społecznych, gazet kulturalnych, radyjek internetowych czy Think Tanków dotyczących rozpracowania skonkretyzowanych i rzeczywistych zagadnień. Tak trzymać, ale to mało! Jest wśród nas bloger, który od długiego juz czasu, w dziwny sposób nakłania do działań wykraczających poza blogosferę. Nazywa siebie „Błękitny Ocean Istnieje” - przyznam, że po okresie podśmiechiwania zaczynam łapać, o co gościowi chodzi. Nie wiem, jakie one powinny być by zatrzymać galopujące w nieznanym kierunku rządy głupoty, dyktat złodziei i beznadziei oraz zastąpienie interesu narodowego pajacowaniem komediantów na szkle.

 

Nie wiem. Może jakoś, My - psy blogerskie, zamiast samego szczekania powinniśmy się skrzyknąć w watahę by pobiec do przodu i przygotować pułapkę na karawanę. Na przykład: wilcze doły.

Brak głosów