Prawdziwy Święty Mikołaj

Obrazek użytkownika Łażący_Łazarz
Blog

Lata siedemdziesiąte. Gwar u dziadków niesamowity. Ja i mój młodszy brat cioteczny – Krzysiek, na zmianę dyżurujemy przy oknie, wypatrując pierwszej gwiazdki.

Obydwie małe siostrzyczki, ta rodzona – Dorotka i jej rówieśniczka – Agnieszka, od Cioci Zosi, biegają podniecone. Trasa niezbyt skąplikowana sypialnia – przedpokój-kuchnia-przedpokój-pokój stołowy. Ale w każdym z pomieszczeń się coś dzieje. W sypialni się pali lampeczka-krzyżyk, my z nochami w szybie i tata kończący papierosa (jego odpoczynek od zamieszania). W kuchni kochana Babcia Zuzia wyjmuje z szafki pod oknem ciasto za ciastem. Ile tego. Mmm.. piernik, serniczki, murzynek i – o rety, moje ulubione – makowiec. Wszystkie pachnące, świeżutkie, efekt wypieków Babci w wczorajszym (i nocy). Mama wyjmuje pierogi z gara na talerze. Ciocie zajmują się smażeniem karpia i gotowaniem uszek.

W stołowym CHOINKA – ale JAKA. Do nieba. Pełna bombek, lampeczek, naszych kolorowych łańcuszków, anielskiego włosia i najróżniejszych, fikuśnych zabawek oraz długaśnych cukierków (ich jeść nie wolno, bo stare). Całość wieńczy czubek bombkowaty. Ten sam od lat. Z wgłębieniem z boku w kształcie harmonijki. A na środku pokoju stół. Już przybrany, uroczysty. Przy nim uwijają się Wujkowie. Rozstawiają sztućce talerze. O, leci też Tato, wypalił już. Przynosi, więc pierwsze zimne zakąski: buraczki, śledzie – ze trzy rodzaje.

W fotelu uśmiechnięty Dziadek. Dostojny, olbrzymi i czuwający nad wszystkim. Surowy dla dorosłych a przystępny dla dzieciaków. Woła mnie ręką, gdy tylko się pojawiam:

- Jest już pierwsza gwiazdka kawalerze?

- Nie, Dziadziuś, jeszcze nie.

- To pośpiewajmy Kolędy, będzie nam się przyjemniej czekało.

„Dzisiaj w Betlejem, Dzisiaj w Betlejem, Wesoła nowina, Bo Panna czysta, Bo Panna czysta,

Porodziła syna” – zaczął swoim tubalnym głosem.

To sygnał dla reszty dzieciarni. Przybiegają wszyscy i przyłączają się do śpiewu. Tylko ja lecę do sypialni, zgaszam górne światło i wpatruję się w niebo przez okno – moja kolej czuwania. No, kiedy ona zajaśnieje? Ta pierwsza z gwiazd? Najważniejsza. Sygnał do rozpoczęcia kolacji.

Śpiewy biegnące z drugiego pokoju coraz głośniejsze. Nawet Tata się przyłączył.

Ja wciąż z nosem przy zimnej szybie, wpatruję w ten nieziemski dziś – biały świat, też nucę. Ale inną wersję Kolędy. Tą, którą nauczył mnie Dziadek-Partyzant jeszcze przed świętami.

Dzisiaj w Warszawie,

Dzisiaj w Warszawie,

Wesoła nowina.

Tysiąc bombowców,

Tysiąc bombowców,

Leci do Berlina.

Berlin się pali,

Berlin się wali,

Hitler ucieka,

Hitler się wścieka.

Granaty trzaskają

Bomby wybuchają.

Cuda, cuda

Wyprawiają.

O JEST!! Pierwsza gwiazdka! Hurra! Krzyczę. Nie. Ryczę raczej z radości i biegnę do stołowego.

A tam, jak pięknie. Stół już zastawiony. Świeczki, jedna za drugą zapala Mama. Wygląda wspaniale. W jakiejś takiej odblaskowej bluzce w paski. Wujek Grzesiek daje mi kuksańca żebym się przesunął. Ciocie pobiegły do pustej teraz sypialni też się przebrać świątecznie. Hehe, będzie je podglądał Aniołek-Cherubinek z obrazka na ścianie.

Babci wszędzie jest pełno. Ile ma energii. Komenderuje: siadajcie, przesuńcie się, przynieście jeszcze to, tamto, sianko pod obrus, serwetka spadła. Tata z Wujkami ładują się na wersalkę za stołem. Wróć! Będzie inaczej. Parami. Wujek Andrzej trzyma miejsce dla Cioci Fredzi. Wujo Grzesiek głośno woła żonę – Zosię: pośpieszcie się, już siadamy. Za chwilę jest już cała rodzina. Babcia wesoło podaje wazę z barszczem. Tata wpakował krawat w uszka. Chwila napięcia. Wszyscy czekają, kiedy Dziadek Adolek wstanie, sięgnie po opłatek i zaczną się Życzenia.

- No, Tato – mówi delikatnie Ciocia Fredzia.

Jest sygnał!

Doskakujemy do siebie z chlebem pańskim w dłoniach.

- Byś synku był naszą pociechą, dobrze uczył się w szkole, był zdrowy i wyrósł na porządnego człowieka – mówi do mnie Tata i całuje.

- A ja Ci Tatuś życzę zdrowia i mnóóóstwo pieniędzy.

Dorotka ciągnie mnie za chwilę za rękaw i szepcze zmartwiona:

- nie ma prezentów. Czy dziś Święty Mikołaj nie przyjdzie?

- przyjdzie, przyjdzie. Zawsze przychodzi.

Chociaż, oczywiście i we mnie niepokój jest.

Bo o tej porze zawsze prezenty już leżały pod choinką. Zalatany Św. Mikołaj wchodził, bowiem przez okno do pokoju (akurat, gdy dzieci były w sypialni) i je rozkładał. Potem trzask okna. Wbiegaliśmy - ale nigdy nie udało się Go spotkać. Czasem komuś tylko mignął jego czerwony płaszcz na dworze i słyszeliśmy (chyba) dzwonki sanek.

- Czyżby faktycznie o nas zapomniał, Dzidziusiu?

- A grzeczni byliście?

No właśnie. Martwię się już na całego. A może to przeze mnie? Może przez tą drakę z Panem Julkiem? Co mu powiedziałem przez telefon: „dziadka nie ma a pan mnie może najwyżej w dupę pocałować”. Popisywałem się wtedy przed Krzyśkiem, a teraz prezentów może nie być. Pewnie to przez mnie.

Tymczasem kolacja się kończy. Już makowiec. Pochłaniam kolejny kawałek. Kolędy. Trochę śpiewamy, trochę z kasety z grundiga: Cicha Noc, Jezuś Malusieńki, Pastuszkowie i Bóg się rodzi.

Babcia wyszła znowu do kuchni i woła:

- Dzieci, dzieci! Chyba widziałam Świętego Mikołaja.

Pędem, na złamanie karku dopadamy okna kuchennego i pakujemy się na szeroki parapet. Gały wlepione w noc i oświetloną uliczkę.

- Chyba tu lądował.

- Jak to „chyba” Babciu? Nie widziałaś dobrze? Przecież to parter.

- Cos mi mignęło. Wszyscy ludzie są na wieczerzach wigilijnych, więc któż inny mógł być?!

Nagle, dzwonek do drzwi. Zamarliśmy. I dalej tarabanić się spowrotem z parapetu na podłogę.

- Spokojnie wariacie – krzyczy do mnie Ciocia Zosia (moja Chrzestna) – bo potrącisz Agnieszkę.

Faktycznie, kilkuletnia siostrzyczka, blondyneczka, przestraszona zaczyna brać powietrze do płaczu. Zatykam jej usta i ciągnę ze sobą.

Otwierają się drzwi powoli. My, dzieciarnia zbita w czwórkę, stoimy niepewnie pośrodku przedpokoju.

WCHOOODZI !!!

Pochylony, z długaśną białą brodą, w czerwonym płaszczu, czapie biskupiej i podpiera się wielkim pastorałem.

- NIECH BĘDZIE POCHWALONY….

- Na wieki wieków, Amen.

- DZIEŃ DOBRY DZIECI.

- Dzień dobry Święty Mikołaju.

Pomalutku, przez przedpokój wchodzi do salonu. Na plecach dźwiga wielki, OGROMNIASTY wór. Na pewno pełen prezentów. Ale o dziwo napięcie mnie nie opuszcza.

- BARDZO DŁUGO JECHAŁEM PO NIEBIE DO WAS. ZMARZŁEM TROCHĘ I JESTEM ZMĘCZONY.

- Spocznij Święty Mikołaju - mówi Mama.

- A z daleka jechałeś? – wyrywa się jak zwykle Krzysiek.

- Z SAMEGO BIEGUNA PÓŁNOCNEGO. ALE PĘDZIŁEM, BO ANIOŁY MI MÓWIŁY, ŻE TU DZIECI CZEKAJĄ. BYLIŚCIE GRZECZNI?

- Taaaaak

- NA PEWNO? BO COŚ MI SIĘ WYDAJE, ŻE JEDNEMU I RÓZGA BY SIĘ PRZYDAŁA.

Zmartwiałem! I zrobiłem się czerwony jak burak. To przez ten wygłup na pewno.

 

- ZACZNIJMY WIĘC OD NAJMŁODSZEJ AGNIESZKI.

 

Tu sięgnął do wora i wyciągnął paczkę. Agnieszka odebrała dygając ślicznie – nie puszczając jednocześnie sukienki swojej mamy. Potem była Dorotka, Krzysiek…. A potem:

 

- PODEJDŹ NO CHŁOPCZYKU DO MNIE. TY TU JESTEŚ NAJSTARSZYM WNUSIEM?

- Tak.

- I BYŁEŚ GRZECZNY TAAK?

- Ta…k, to znaczy już naprawdę drogi kochany Święty Mikołaju będę. Starałem się, ale nie zawsze wychodziło.

- WIEM, WIEM. FIGLE-MIGLE CI W GŁOWIE. I MÓWISZ BRZYDKO.

- Ale naprawdę Święty Mikołaju, to ostatni raz.

- TAAK. ZASTAWIAM SIĘ, CO ZROBIĆ. WZIĄŁEM DLA CIEBIE RÓZGĘ…

- ….(byłem przerażony a do oczy zaczęły się cisnąć łzy)

- ….ALE CHYBA JEDNAK CI ZAUFAM. UWIERZĘ TEJ TWOJEJ OBIETNICY. WARTO?

- Tak warto! Święty Mikołaju. Naprawdę warto. I już obiecuję, że nigdy, nigdy. I Mamy będę słuchał. I Taty cały rok. I Babci, i Dziadka

- Dziadziusia – poprawił Dziadek Adolek – „dziadek” to pod kościołem.

- Tak. I Dziadziusia.

I Święty Mikołaj sięgnął do worka i wyjął WIELKI PREZENT.

I DAŁ MI.

Potem rozdał jeszcze podarki reszcie domowników. Tata szepnął śmiesznie pod nosem: - pewnie znów skarpetki albo krawat.

Potem GOŚĆ pożegnał się. Życzył Wesołych Świąt i poszedł. By wsiąść w sanie i odjechać do innych dzieci.

Cały wieczór upłynął na zabawie, zwłaszcza, że przydało się też dodatkowe nakrycie, bo zaraz odwiedził nas wesoły Pan Rogala - przyjaciel Dziadka i Babci, jeszcze z oddziału "Szarego".

A co ja wtedy dostałem? Nie pamiętam.

Może robota chodzącego, albo klocki-budownictwo?

 

Pamiętam za to, że grzecznie pomogłem posprzątać po kolacji.

Dziadziuś zapalił zimne ognie na choince i znów zaczął śpiewać kolędy. Śpiewaliśmy z nim wszyscy. Ja popisywałem się znajomością zwrotek, bo jako jedyny byłem już po Pierwszej Komunii.

Na drugi dzień rano były Teleferie w telewizji. Bajeczka-teatr, w której aktor Wiktor Zborowski grał krasnala „Mika”, który miał niesamowity apetyt. Jadł i jadł, że rósł i rósł. Aż urósł tak bardzo, że przestał być krasnalem. Przestał też mienić się „Mikiem” a zaczął „Mikołajem”. Nie porzucił także swojego czerwonego, krasnoludzkiego przebrania (które jakoś urosło razem z nim) i zaczął dzieciom przynosić prezenty.

- Mieszają dzieciakom w głowach – stwierdził Dziadek.

- No właśnie – przytaknąłem – przecież to kompletna nieprawda, bo Święty Mikołaj był biskupem

- Ja tam bym w życiu nie uwierzył w takiego „oszukańca” bez czapy biskupa i pastorału – dodał Krzysio.

- Bo polskie dzieci są mądre. Wiedzą, że tylko prawdziwy święty może mieć tyle serca by przynosić prezenty wszystkim dzieciom w Wigilię. Jak wasze mamy były małe, to zła władza próbowała im wmówić, że prezenty przynosi niejaki Dziadek Mróz. Taki ruski brodacz, który nie wierzy w Pana Boga.

- ale bzdety, kto by się dał im nabrać?! – stwierdził rezolutny Krzysiek.

Wujek Andrzej popatrzył się na niego wesoło i pogładził synka po głowie.

Zaczęliśmy się zbierać do kościoła.

A Babcia - która była już na „Pasterce” - zaczęła stół szykować do świątecznego śniadania. Jak wrócimy, będzie wszystko gotowe.

 

Brak głosów

Komentarze

Że czasem warto się wyłączyć z polityki i wrócić do wspomnień, do Bliskich. Zadbać o atmosferę. Komputer chowamy w pufa lub przykrywamy kapą jakaś by w Wigilię nie kusił. Uśmiechy Świąteczne dla wszystkich.

Że kolejne? No to co!!

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#9786

Tekst powyższy jest Życzeniami dla całej mojej Rodziny tam wymienionej (z "NOWSZYMI" dodatkami) i tej z drugiej strony, szczególnie dla Kobiety najkochańszej, najdroższego Mikołajka, dla Bliskich, przyjaciół, kolegów i koleżanek, znajomych blizszych i dalszych. Dla ludzi z moich wspomnień. Dla dyskutantów, komentatorów i czytelników. By taka atmosfera Świat Bożego Narodzenia była wciaż naszym udziałem. By Wartości zwyciężały z atrapami, erzacami i iluzjami. Byśmy byli szczęśliwi.

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#9796

Tego mi było trzeba, przeczytałam powoli i z wielką przyjemnością.

Życzę Tobie i Twoim bliskim, aby światło Chrystusa nigdy nie zgasło w Waszym domu.

Vote up!
0
Vote down!
0
#9832

Oddział Szarego - Panie Łazarzu!
Świetne koneksje.
Tak, w wieczór wigilijny trzeba o nich pamiętać.

Tak sobie "popryciałem" po internecie. To co się dziś dzieje w umysłach rodaków jest - oględnie mówiąc - niepokojące.
AW

A dziś trzeba pamiętać: BÓG SIĘ RODZI MOC TRUCHLEJE!

Vote up!
0
Vote down!
0
#9848