Uniknąć rozczarowania

Obrazek użytkownika piotr.wolejko
Świat

Barack Obama oficjalnie został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Wczoraj złożył prezydencką przysięgę i odwiedził kilka bali zorganizowanych na jego cześć. Od dziś nie ma już starego Baracka Obamy. Jest prezydent Obama. Można by rzec - wreszcie.

Dawno żaden prezydent nie obejmował urzędu z tak ogromnym kapitałem politycznym oraz kapitałem zaufania opinii publicznej. Dawno żaden polityk nie budził w kraju i na świecie tak wielkiego entuzjazmu i zainteresowania. Chyba żaden amerykański prezydent w historii nie wzbudzał tak wielkich oczekiwań i nadziei. Młody senator z Chicago wyrósł na gwiazdę swojej partii w roku 2004, a już cztery lata później zdobył jej nominację i wygrał wybory prezydenckie.

Błyskotliwa kariera była możliwa tylko dzięki wielkiej charyzmie oraz rzadkiej umiejętności dobierania sobie świetnych współpracowników - osób kreatywnych, zdolnych i często mądrzejszych od siebie. Obama zachwycił opinię publiczną w Stanach, a media oszalały na jego punkcie. Chwilę później fala obamamanii rozlała się po świecie. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, co celnie zauważył republikański konkurent Obamy - produkując stosowną reklamówkę telewizyjną - że Obama jest bardziej celebrytą, niż politykiem. Zachwytom mediów nad Obamą nie było końca i nawet głoszący antyamerykańskie hasła pastor Wright nie okazał się kłopotliwym problemem.

Wczorajsza inauguracja była imponująca. Jak zwykle Obama wygłosił dobre przemówienie. Mi szczególnie zapadło w pamięć dość banalne stwierdzenie, które w obecnych realiach jest jednak wyjątkowo celne i ważne - " Wielkość nie jest dana. Na wielkość trzeba zapracować ". Amerykanów i prezydenta Obamę czeka długa i ciężka praca, żeby wyprowadzić kraj na prostą. Festiwal złych lub fatalnych informacji o gospodarce nie chce się skończyć - indeksy giełdowe tracą, produkcja spada, miliony Amerykanów zwolniono z pracy, wielu z nich straciło domy.

Oczekiwania wewnętrzne są ogromne, a zagraniczne niewiele mniejsze. Niektórzy chyba naprawdę uwierzyli w to, że Obama zbawi świat, że rozwiąże problemy, które od lat nie mogą zostać rozwiązane. Kapitał polityczny nowy prezydent ma tak wielki, jak nikt w historii. Skala wyzwań jest wręcz przytłaczająca. Obama nie będzie mógł być wszędzie i nie będzie mógł zajmować się wszystkim. Nie starczy mu na to sił, środków i ludzi. Oczywiste jest, że cała masa spraw zejdzie na dalszy plan, a część zostanie odłożona ad calendas graecas.

Tytułowe rozczarowanie może pojawić się bardzo szybko, a kapitał, którym dysponuje Obama, może zmniejszyć się w tempie, w jakim amerykańskie banki traciły na wartości w ostatnich miesiącach. Prezydent, wówczas jeszcze elekt, tonował nadzieje i przebąkiwał o tym, że nie ma mocy cudotwórczych. Już wiemy, że Guantanamo nie zostanie zamknięte błyskawicznie, a wycofanie wojsk z Iraku może zająć więcej niż 16 miesięcy. Już w listopadzie bardziej lewicowo nastawieni Demokraci nie kryli, że słowa i nominacje do administracji Obamy są dla nich zawodem.

Aby uzdrowić gospodarkę Obama będzie musiał prezentować się jako centrysta i pragmatyk. Albo pozwoli mu to zebrać szerokie poparcie w Kongresie i zrealizować program naprawczy, albo zostanie zepchnięty do defensywy przez jastrzębi z obu wrogich sobie obozów. Obama musi reprezentować milczącą większość i nie dać zepchnąć się lewicowym bądź prawicowym radykałom do narożnika. Siedzący na barykadzie zawsze obrywają podwójnie, ale tak właśnie musi zachowywać się nowy prezydent. A nie będzie łatwo, bo jego własna partia może stać się szybko jego największym problemem. Powściągnięcie apetytów powiększonej w ostatnich wyborach demokratycznej większości może okazać się większym wyzwaniem od przekonania części Republikanów do poparcia poszczególnych inicjatyw.

Bałagan w kraju, sporo wyzwań za granicą. Obama nie będzie miał komfortu w postaci możliwości skupienia się na własnym podwórku. Entuzjazm, jaki wzbudził w świecie powinien być wykorzystany nie tylko do poprawy wizerunku Ameryki, ale przede wszystkim do załatwienia konkretnych problemów. Lista jest długa: Izrael i Palestyna, Iran, Irak, Afganistan, Pakistan i Indie, Rosja etc. Można spodziewać się aktywniejszej polityki i większego zaangażowania w sprawy Afryki, zostawionej przez Busha Chińczykom. Warto, gdyby nowy prezydent skupił więcej uwagi na Ameryce Łacińskiej, poprawił relacje z kluczowymi krajami regionu i mocniej wsparł walkę Meksyku z gangami narkotykowymi.

Wielki entuzjazm, wielkie oczekiwania i nadzieje, wielkie wyzwania i wielka praca do wykonania. Barack Obama będzie musiał się bardzo starać, żeby nie powstało wielkie rozczarowanie. I należy mu życzyć sukcesu, gdyż konsekwencje rozczarowania jego prezydenturą mogą być poważne. Dlatego dzisiaj za Obamę kciuki ściskają w Pekinie, w Moskwie, w Jerozolimie i Ramallah, w Brukseli, w Londynie, w Mexico City, w Nairobi i wielu innych stolicach, może nawet w Teheranie.

Piotr Wołejko

Blog Dyplomacja bierze udział w konkursie Blog Roku 2008 w kategorii polityka. Jeśli uważacie publikowane przeze mnie teksty za wartościowe i interesujące, wyślijcie smsa o treści C00108 (C zero zero jeden zero osiem) na numer 7144 . Pieniążki z smsów przeznaczone zostaną na cele charytatywne.

Wcześniejsze wpisy o Stanach Zjednoczonych:

 

 

Więcej tekstów oraz autorów na nowym portalu Polityka Globalna :  

Brak głosów

Komentarze

Przemówienie Obamy było "takie sobie", nie wniosło niczego interesującego. Poza tym Obama sam nie wie kim jest, raz pozuje na Lincolna, innym razem na JFK, by po chwili udawać Reagana. Takie niedojrzałe rozchwianie osobowości, Hussein Obama bardziej przypomina "cudaka" Donka, niż poważnego prezydenta USA.
A co będzie to będzie, czyli przekonamy się o tym już za kilka miesięcy. Moim skromnym zdaniem oczekiwania wobec Obamy są tak duże i nierealistyczne, że Obama może okazać się wielkim rozczarowaniem amerykańskiej polityki. Gwiazdką pop-kultury, która przestaje się podobać z każdym mniej sprzedającym się albumem. Obama może paść ofiarą mediów, które kreują go na megagwiazdora.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#11290