DUMNY JAK POLAK

Obrazek użytkownika Arnold Parszawin
Kraj

Idąc dziś podmiejskimi ulicami przyglądałem się powiewającym biało-czerwonym flagom. Trzeba przyznać, że większość właścicieli posesji pamiętała o swoim „patriotycznym obowiązku”. Jednak o wywieszonych flagach można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że powiewają dumnie. Wiem, nie jest to specjalnie odkrywcze spostrzeżenie. Podobnie jest przy okazji wszystkich innych świąt państwowych (narodowych). Zastanawiam się, skąd to się bierze, dlaczego prezentują się tak smętnie, wyglądają tak żałośnie.

Oczywiście wszystko można zrzucić na paskudną polską pogodę, która od zawsze nie pozwala nam patrzeć na świat przez różowe okulary. Zapewne swoje robi wciąż dominująca na polskich ulicach ogólna szaroburość i bylejakość. Tu ciągle jeszcze mało co wygląda imponująco, czy choćby ładnie i jak należy, jest na swoim właściwym miejscu. Dlaczego więc z patriotycznymi symbolami miałoby być inaczej? Powiewają więc poszarzałe, chociaż jeszcze biało-czerwone, flagi, nierzadko poprzecierane, mocowane byle gdzie i byle jak na elewacjach obskurnych kamienic i zaniedbanych domów. Nie dziwi brak flag na starych niezamieszkałych ruderach , tudzież na budynkach zasiedlonych przez społeczny margines. Co ciekawe, nowych porządnych i bogatych prywatnych posesji przybywa, ale tu właśnie najczęściej (poza menelskimi siedliskami) manifestuje się brak szacunku dla narodowej tradycji i tożsamości. Okazuje się, że obok wyłożonych kostką brukową szerokich podjazdów, na trawnikach wśród wypieszczonych krzewów, przy czystych zadbanych elewacjach nie ma miejsca na powieszenie polskiego sztandaru.

Tę smutną prawidłowość obserwuję od dawna. I wygląda na to, że nic nie jest w stanie tego zmienić. Tak było po śmierci Jana Pawła II, tak było w czasie posmoleńskiej żałoby, nie wspominając już o „zwykłych” rocznicowo-patriotycznych obchodach. Zdaje się, że to największy sukces III RP, jeżeli nie jedyny realny. Lewicowym popeerelowskim elitom udało się wyhodować klasę nowobogackich bezideowych ignorantów. Pytam siebie, co ich tu trzyma, po co tkwią w miejscu, którego historii nie znają, dla którego nie mają szacunku? Przecież jest tyle miejsc, gdzie trawniki są nieskończenie bardziej wypielęgnowane, gdzie niebo jest nieskazitelnie błękitne, gdzie można imprezować przez siedem dni w tygodniu od zmierzchu do świtu, gdzie ludzie obchodzą rocznice triumfów, nie seryjnych klęsk.

Pewnie, żeby móc odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by być jednym z nich. Dlatego raczej nie znajdę wiarygodnej dpowiedzi. Pogłębionej refleksji z tamtej strony też się nie spodziewam.

Brak głosów