Sądy dwudziestoczterominutowe

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Łukaszek wraz ze swoim tatą wracali z zaułków osiedla i weszli do bloku. To znaczy: zamierzali wejść, bo przed wejściem stało kilku panów w garniturach.
- Panowie wchodzą, czy wychodzą? - zapytał lekko poirytowany tata Łukaszka po kilku bezowocnych próbach przebicia się do drzwi.
- Przepuśćcie ich - rozległ się znajomy głos. Panowie w garniturach się rozstąpili i ukazała się uzbrojona w miotłę dozorczyni, pani Sitko. Pani Sitko oznajmiła, że ci panowie to jest jej ochrona przydzielona jej przez administrację osiedla.
- Pani żartuje - zdumiał się tata Łukaszka.
- Nie żartuję! - zaperzyła się pani Sitko. Oznajmiła, że dostała listy z pogróżkami i wyzwiskami. Obrzucono ją takimi wyzwiskami jak "komusza miotła" czy "żydowska ścierka". A tych listów było aż tysiąc!
- Dostała pani wczoraj tysiąc listów?
- Czy ja mówię, że wczoraj? Dozorczynią jestem ładnych kilka lat, nazbierało się przez ten czas. Niedawno stuknął tysiąc i poszłam do administracji. Przydzielili mi ochronę.
- I co teraz pani zrobi? Będzie pani zbierać kolejny tysiąc?
- O tym nie pomyślałam - przyznała pani Sitko. - Ja w sumie wiem kto to pisze...
- To do sądu go!
- Proszę pana! Pan wie jak te sądy działają? Sprawy ciągną się latami...
- Właśnie, że nie! - zawołał triumfująco tata Łukaszka. - Właśnie weszły w życie sądy dwudziestoczterominutowe! Zaraz pokażą w telewizji pierwszą sprawę!
I obaj panowie Hiobowscy udali się do mieszkania. Tata zasiadł przed telewizorem, a Łukaszek przed komputerem. Po czym tata wstał i przyholował Łukaszka przed telewizor.
- Nie chcę! - darł się Łukaszek. - Co mnie obchodzi jakaś polityka!
- Polityka każdego dotyczy! - sapał tata. - Patrz i ucz się! Może i ty kiedyś będziesz korzystał z takiego sądu!
Przed sądem rozpoczęła się pierwsza sprawa. Jeden polityk skarżył drugiego polityka.
- O co chodzi? - spytał sędzia.
- On powiedział, że jestem za masowymi morderstwami popełnianymi przez dzieci! - poskarżył się jeden polityk pokazując drugiego polityka.
- Nigdy nie powiedział, że jest przeciwko masowym morderstwom! - wykrzyknął drugi polityk.
- To jeszcze nie znaczy... - zaczął sędzia, ale drugi polityk mu przerwał:
- Proszę, oto dowód! Pierwszy polityk zniósł przepis karzący dzieci za popełnienie masowych morderstw!
- To nie znaczy, że jestem za! - basował pierwszy polityk. - Decyzję co do tego, czy dzieci mogą kupić sobie broń do popełniania masowych morderstw scedowaliśmy na ich rodziców. Jak rodzice im zabronią, to dzieci nie kupią sobie broni i nie będą popełniać masowych morderstw.
- Gdyby był pan przeciw, to by pan nie znosił zakazu! - ripostował drugi polityk.
- Dziwię się panu, że akurat pan podnosi tą kwestię... Przecież pan akurat nie ma dzieci...
- Pan ma za to aż piątkę, i jeśli odziedziczyły pana intelekt to najpierw pociągną za spust a potem pomyślą...
I tak zaczęła się przepychanka słowna.
- Ej, dwadzieścia cztery minuty już minęły! - zauważył nagle jeden polityk.
- Co z wyrokiem? - zapytał drugi polityk.
- Nie ma, nie zdążyłem wszystkiego jeszcze rozpatrzeć! - powiedział zrozpaczony sędzia.
I politycy podali sędziego do sądu.
Też dwudziestoczterominutowego.

Brak głosów