Rzeźbiarz krucyfiksów

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Hiobowscy zapakowali się do auta i pojechali do sąsiedniego miasta na lokalne święto połączone z festynem. Zaparkowali samochód na jednej z uliczek i ruszyli w śródmieście.
- Zaopiekujcie się dziećmi! - zawołali jednocześnie mama, tata, babcia i dziadek Łukaszka. Po czym tata ruszył w stronę budek z gastronomią, babcia w stronę handlarzy starzyzną, a mama w stronę straganów z konfekcją. Dziadek, z racji bolącego kolana nie zdążył się oddalić i teraz lekko poirytowany patrzył na wnuki.
- Dzieci! Też coś! Sama mogę chodzić gdzie chcę! - prychnęła pogardliwie siostra Łukaszka i ustawiła się za dziadkiem.
- Acha, to dziadek ma nas pilnować. No dobrze. To idziemy tam! - zakomenderował Łukaszek i nie czekając na innych ruszył we wskazanym przez siebie kierunku. Dziadek, chcąc nie chcąc, poczłapał za nim, a na końcu wędrowała siostra Łukaszka. Wędrowali niespiesznie, zatrzymywali się przy prawie każdym straganie. Przebijali się z trudem przez ciżbę ludzką, bo co chwilę ktoś próbował się wbić pomiędzy nich. Najgorszy był jeden brodaty facet w spodniach moro, który boleśnie uraził dziadka w bolące kolano.
- Patrz pan jak idziesz! - syknął dziadek.
- Hehe, muehehe, buehehe - zarechotał facet w moro i odszedł pogryzając pajdę chleba ze smalcem.
- Że też takie chamstwo święta ziemia nosi - podsumował dziadek i wędrowali dalej. Stragany z biżuterią, monetami, starociami, obrazami, lokalnym piwem, książkami, ciuchami, biżuterią, monetami...
- Stop! - zawołał dziadek. Zatrzymali się przy stoisku, na którym leżały krucyfiksy rzeźbione z drewna. Duże, małe, jasne, ciemne, a wszystkie tego samego wzoru.
- Nie... Sa... Mo...Wi... Te... - wystękał dziadek patrząc na zgromadzony towar. - Jezus jak żywy!
- Chyba martwy - sprostowała siostra Łukaszka.
- No wiecie o co mi chodzi - mamrotał oszołomiony dziadek. - Jeszcze czegoś takiego nie widziałem! Arcydzieła! Te rysy twarzy! To ułożenie ciała! Te detale! Geniusz! Czysty geniusz! Kto to rzeźbił?!
Po krótkich poszukiwaniach znalazł się właściciel stoiska. Był nim - ku przerażeniu dziadka - brodaty facet w spodniach moro.
- Hę? - spytał facet. - Chceta kupić Jezuska?
- To pan to rzeźbił??? - dziadek nadal nie mógł uwierzyć.
- No ja, hehe, muehehe, buehehe.
- Pan??? Przecież do tego trzeba talentu, geniuszu! A pan... Nie wygląda...
- No i racja, hehe, muehehe, buehehe. Ja to tylko rzeźbię. A rzeźbię nieźle, hehe, muehehe, buehehe. Tego, kurna. Kiedyś rzeźbiłem koty. I podstawki pod garnki, hehe, muehehe, buehehe. ale się kiepsko sprzedawały. Tego, kurna. Ale Jezuski idą jak woda, hehe, muehehe, buehehe.
- Co pan powie... - dziadek Łukaszka nadal był wstrząśnięty. - A skąd pan wziął pomysł, że to ma tak wyglądać? Pozował panu ktoś?
- Co też pan, hehe, muehehe, buehehe! Pozował! Ja zamówiłem model. Tego, kurna. Jezuska. U malarza takiego. Najlepszejszego, hehe, muehehe, buehehe. A co, jak coś robić, to porządnie. I teraz trzaskam na ten wzór Jezuski, tego, kurna. Idą jak woda, hehe, muehehe, buehehe. Nie chcecie jednego?
- Nie - odparł dziadek Łukaszka i ruszył gwałtownie przed siebie. Wnuk i wnuczka podążyli za nim.
- Nudne to rzeźbienie - stwierdziła pogodnie siostra Łukaszka. - Sztuka jest fajna, ale ja bym widziała dla siebie coś innego. Ja bym chciała być piosenkarką.
- To teraz żaden problem - powiedział Łukaszek. - Kiedyś do nas do szkoły przyjechała taka młoda piosenkarka... Jak jej było... Zapomniałem... I ona opowiadała, że tylko śpiewa. Większość z nich tylko śpiewa. One mają ludzi od wszystkiego. Jeden pisze muzykę, drugi pisze tekst, trzeci dobiera ciuchy, czwarty...
- O, nie! - zaprotestowała siostra Łukaszka. - Ja sama bym pisała sobie piosenki.
- A to nie masz szans...

Brak głosów

Komentarze

- "muehehe, buehehe".
:)

Vote up!
0
Vote down!
0
#184652