Batman na tle Kaukazu pokonał Spidermana
Tak wiele napisano o wojnie na Kaukazie, o starciu Gruzji z Rosją, o motywach rozpoczęcia i scenariuszach zakończenia zbrojnego konfliktu, że chyba nadszedł czas, aby spojrzeć na nią przez trochę inny pryzmat. Wojna w Gruzji to nie tylko wojna Tbilisi z Moskwą, ale również kolejna odsłona starcia przedwyborczego w USA.
Eskalacja konfliktu w Gruzji wstrząsnęła całym światem, również Ameryką. W Stanach Zjednoczonych już wcześniej temat bezpieczeństwa, dotychczas głównie w kontekście amerykańskiego zaangażowania na Bliskim Wschodzie, był jedną z najczęściej poruszanych kwestii w kampanii prezydenckiej obu kandydatów. Komentatorzy byli zgodni, że sprawy międzynarodowe to silny atut Johna McCaina, a pięta achillesowa Baracka Obamy. Potwierdziło się to w ostatnich dniach, gdy obu panom przyszło komentować gruzińską tragedię.
John McCain wyróżnił się zdecydowaną postawą. Już na samym początku konfliktu stwierdził jednoznacznie, że winę za przemoc ponosi Rosja. Znany z twardego podejścia do Kremla senator z Arizony zdawał się mówić triumfująco: "Widzicie, do czego zdolny jest Putin? Ja was przed tym ostrzegałem." Barack Obama nie potrafił powiedzieć niczego więcej ponad banalne przesłanie, że wojna jest zła i przemocy należy unikać. Kandydat Republikanów natomiast bardzo szybko przedstawił swój plan działania: Musimy ustalić wspólne euroatlantyckie stanowisko zmierzające do położenia kresu wojnie i popierające niepodległość Gruzji. Stany Zjednoczone powinny skoordynować z naszymi partnerami: Niemcami, Francją i Wielką Brytanią wspólne działania, aby zwołać nadzwyczajne posiedzenie ministrów spraw zagranicznych grupy G-7 w celu przedyskutowania obecnego kryzysu. Obama natomiast był wyraźnie zaskoczony rozwojem sytuacji na Kaukazie i nie potrafił zdobyć się na zdecydowaną reakcję. W swoim pierwszym oświadczeniu, nie potępił żadnej ze stron, zdobył się tylko na wezwanie do pokoju. W drugim powiedział krótko: Rosja napadła, naruszyła suwerenność Gruzji, i ważne jest, abyśmy rozwiązali ten problem jak najszybciej. Całość wyglądała tak, jakby Obama ściągał od McCaina na klasówce z polityki zagranicznej.
Wszyscy sa więc zgodni: McCain to starcie wygrał wysoko i to do zera. Czy pozwoli mu to na dogonienie Obamy w sondażach? Pewnie nie, ale bez wątpienia zwiększa jego szanse w listopadowej elekcji. Być może jest to punkt zwrotny w kampanii, moment, na który czekali Republikanie aby wykazać brak kompetencji Obamy i ostatecznie go skompromitować. Jest to również lekcja dla Demokratów, że bezpieczeństwo odgrywa wciąż kolosalną rolę w polityce USA i że każde takie wydarzenie może przechylić szalę zwycięstwa na stronę McCaina.
Bartosz Wasilewski www.ego.riki.pl
czytaj też na EGO:
Kronika wyborów prezydenckich w USA
P.S Na końcu jeszcze wyjaśnienie tytułu: Kilka dni temu spytano obu kandydatów, z którym superbohaterem się utożsamiają. McCain rzucił bez wachania: Batman. Obama po chwili zastanowienia odpowiedział: Spiderman.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 850 odsłon
Komentarze
McCain = Kaczor; Obama = Półtusk
12 Sierpnia, 2008 - 21:48
Pisze BW:
"John McCain wyróżnił się zdecydowaną postawą. Już na samym początku konfliktu stwierdził jednoznacznie, że winę za przemoc ponosi Rosja. Znany z twardego podejścia do Kremla senator z Arizony zdawał się mówić triumfująco: "Widzicie, do czego zdolny jest Putin? Ja was przed tym ostrzegałem." Barack Obama nie potrafił powiedzieć niczego więcej ponad banalne przesłanie, że wojna jest zła i przemocy należy unikać."
Czy Tusk, pozostawiony samemu sobie, w sytuacji gdy z okrętu ucieka Zdradek, gdy z szalupy wybitny mężyk sportu narodowego Drzewiecki wieje do Pekinu, a s(ch)atyna Wachowskiego nie widać - nie powinien rozglądać się za gałęzią jak Judasz?