TARCZA, i GRZYBY, NY...
************************
Dariusz Rohnka
Tarcza Putina
Opublikowany 31 sierpnia 2007
***
W swoim poemacie Moskwa - Pietuszki, Wieniedikt Jerofiejew pisał z wewnętrznym przekonaniem: Wszyscy mówią ‘Kreml, Kreml’, od każdego to słyszę, a ja sam ani razu Kremla nie widziałem. Zamykając oczy na dookolną rzeczywistość, tułający się po stolicy swego kraju, Jerofiejew nie mógł chyba lepiej wyrazić swojego zniesmaczenia. Jako poeta, pisarz, człowiek bynajmniej nie sowiecki, mógł sobie ignorować wszystko, na co tylko przyszła mu ochota, choć, po prawdzie owa buńczuczna deklaracja była jedynie błyskotliwą próbą zakamuflowania trawiącej go rozpaczy. Jerofiejew usiłował ignorować podsowiecką rzeczywistość, i takie było jego święte prawo, inaczej rzecz wygląda, gdy owa ignorancja nawiedza wielkich (choćby jedynie tytularnie) aktorów tego świata. W tym drugim przypadku, bezrozumne zamykanie oczu na rzeczywistość prowadzić musi do przykrych konsekwencji.
W połowie lipca 2007 roku na pierwszych stronach wszystkich światowych gazet pojawiła się elektryzująca informacja: Rosja zawiesiła swój udział w Traktacie o Ograniczeniu Sił Konwencjonalnych w Europie. Według oficjalnego oświadczenia Kremla, decyzja ta została podjęta w związku z wyjątkowymi okolicznościami, które naruszają bezpieczeństwo Federacji Rosyjskiej i wymagają podjęcia natychmiastowych kroków.
NATO i Biały Dom zareagowały ostro i dość nerwowo, uznając zapewne zgodnie, że obecne zachowanie Kremla nazbyt mocno kojarzy się z dawną, niemal już zapomnianą, zimnowojenną sowiecką retoryką. I tak, rzecznik Paktu, James Appathurai, wyraził rozczarowanie rosyjską decyzją, dodał jeszcze w nastroju retrospektywnego optymizmu, że NATO uważa Traktat za ważny kamień milowy dla europejskiego bezpieczeństwa.
Decyzja Kremla przekłada się w praktyce na możliwość rozmieszczenia większej ilości broni konwencjonalnej przy jej zachodniej granicy, choć krok taki jest mało prawdopodobny, jest przy tym pozbawiony znaczenia militarnego. W przyszłym konflikcie zbrojnym, jeśli do niego oczywiście dojdzie, broń konwencjonalna będzie miała drugorzędne, znikome znaczenie, poza tym wiadomo, że od początku lat 90., a więc od chwili podpisania wzmiankowanego traktatu, Rosja Sowiecka nigdy nie zastosowała się do jego postanowień, utrzymując na europejskiej części swojego terytorium znacznie większe ilości broni, aniżeli wynikałoby to z podpisanych porozumień.
W istocie, nikt chyba nie wierzy, aby chodziło o podpisany niemal dwadzieścia lat temu dokument, będący jeszcze jednym symbolem zamazywania globalnej rzeczywistości politycznej. Komentatorzy różnych opcji zgodnie natomiast przekonują, że sugestywny gest Putina należy odczytywać w kontekście amerykańskiej tarczy rakietowej i rozmieszczenia jej elementów na obszarze Czech i Polski.
Tarcza istotnie jest problemem:
*dla amerykańskich podatników, którzy będą zmuszeni ponieść koszty jej instalacji;*dla amerykańskiej Partii Demokratycznej, która ani chce słyszeć o dalszych wydatkach na zbrojenia, sukcesywnie obcinając kolejne pozycje w budżecie Departamentu Obrony (setki milionów na obronę antyrakietową, kolejne setki milionów na budowę broni laserowej, etc.);*dla tutejszej ludności wschodnioeuropejskiej, dla której budowa tarczy na jej terenie oznacza apokaliptyczną wizję nuklearnej zagłady w przyszłości;*dla zachodnioeuropejskich społeczeństw i ich establishmentów, które konsekwentnie, od kilkudziesięciu lat sabotują każdą kolejną próbę (choćby tak wirtualną, jak amerykańska tarcza) obrony własnego terytorium, bojąc się, że taka obrona wzmocni jedynie strategiczną pozycję Stanów Zjednoczonych; zapewne także dla ekologów, którzy, jak można domniemywać, odkryją wkrótce rzadkie okazy flory lub fauny na terenie przewidzianym pod budowę baz.
Czy tarcza jest w równym stopniu problemem dla Putina? Z militarnego punktu widzenia, amerykańska antyrakietowa tarcza, wyposażona w zaledwie 10 rakiet przechwytujących, której baza ma zostać zbudowana gdzieś nad brzegami Bałtyku, jest niewinnym gadżetem, mogącym co najwyżej zagrozić meteorologicznym instytucjom badawczym, wypuszczającym swoje balony przy pomocy napędu rakietowego. Rosja Sowiecka, o czym polityczne establishmenty tzw. demokratycznego świata chętnie zapominają, nigdy nie straciła realnej pozycji najpotężniejszego, obok Stanów Zjednoczonych, mocarstwa atomowego.Dysponuje potężnym, liczonym w tysiące, arsenałem naziemnych rakiet międzykontynentalnych, potężnym arsenałem rakiet umieszczonych na atomowych łodziach podwodnych, i, co znacznie bardziej istotne, jest silnie zaangażowana w rozbudowę nowoczesnej technologii broni strategicznej.Podobnie jak dwie dekady wcześniej, tysiące sowieckich rakiet jest wycelowanych w bardzo konkretne cele na terytorium Stanów Zjednoczonych. Były amerykański sekretarz obrony, Robert McNamara, ten sam McNamara, który jak na ironię, odwiódł u progu lat 70. prezydenta Johnsona od idei budowy tarczy antyrakietowej, opierając się na raportach opracowanych jeszcze w latach 80., określa w jednym z artykułów bardzo konkretne sowieckie cele na terytorium samego tylko Nowego Jorku. I tak, wedle McNamary, w każde z trzech nowojorskich lotnisk wymierzone są po dziś dzień dwie jednomegatonowe bomby, po jednej takiej bombie przewidziano dla każdego z głównych nowojorskich mostów, dwie dla Wall Street i po dwie dla każdej z czterech rafinerii. Poza tym są jeszcze cele w postaci dworca centralnego, urządzeń portowych etc.
Od końca lat 90. Rosja Sowiecka rozwija program budowy najbardziej zaawansowanej technologicznie rakiety Topol-M (SS-27), która może być wystrzeliwana z silosów oraz bardzo trudnych do wyśledzenia i zniszczenia wyrzutni mobilnych. Istnieje także wersja przystosowana do instalacji na łodziach podwodnych (Buława). Największą zaletą nowej broni, która ma stanowić podstawę sowieckiego uzbrojenia do roku 2015 jest fakt, że żaden amerykański system obronny nie stanowi dla niej zagrożenia. Dotyczy to zarówno osławionej tarczy antyrakietowej, jak i nieco bardziej futurystycznej broni laserowej, zainstalowanej w przestrzeni kosmicznej. Według opinii ekspertów, Topol-M jest wyposażona w rodzaj osłony, chroniącej przed promieniowaniem, wpływem pola elektromagnetycznego i fizycznymi wstrząsami (starsze modele sowieckich rakiet mogły być zniszczone przy pomocy wybuchu atomowego). Co więcej, w maju 2007 roku Rosja Sowiecka przeprowadziła udany test z już zmodernizowaną wersją rakiety Topol-M, RS-24, która, w odróżnieniu od poprzedniczki, pozwala na przenoszenie równocześnie wielu głowic.
Rosja Sowiecka nie tylko rozbudowuje swój arsenał broni strategicznej, ale także nieustannie sprawdza stan gotowości bojowej swoich wojsk rakietowych, przeprowadzając rocznie około 15 testów z wykorzystaniem rakiet balistycznych (zarówno Topol-M jak i starszych, takich jak SS-18 i SS-19), a Władimir Putin, odgrywający obecnie na Kremlu rolę gospodarza, z wielkim entuzjazmem asystuje podczas kolejnych demonstracji rzekomo postsowieckiej potęgi.
Cóż zatem myśli Władimir Putin? Czy dziesięć amerykańskich silosów, umiejscowionych nad polskim Bałtykiem spędza sen z jego powiek? Czy czuje się zagrożony możliwością ataku z amerykańsko-polsko-czeskiej strony? Może buduje już dla siebie nowy schron, gdzieś głęboko pod skałami Uralu? Z dużą dozą prawdopodobieństwa na każde z tych pytań można odpowiedzieć negatywnie. Putin nie musi się martwić tarczą swojego rywala, ma swoją własną, znacznie wytrzymalszą, znacznie potężniejszą - atak.
Przynajmniej od dwóch dziesięcioleci trwa nieustająca proliferacja sowieckiej broni rakietowej do tak zwanych wrogich państw. Rosja Sowiecka od lat sprzedaje swoją broń i technologię komunistycznym Chinom. Nie gardzi kontrahentami w rodzaju Iraku, Korei Północnej, Syrii czy Iranu, w zamian za co liczyć może nie tylko na pieniądze, ale również na daleko posuniętą polityczną życzliwość.
Putin ma jeszcze jednego asa w rękawie - światowy terroryzm. Jako ojciec chrzestny współczesnego terroryzmu, Rosja Sowiecka kontroluje wszystkie istotniejsze organizacje terrorystyczne, Al-Kaidy nie wyłączając. Można spierać się o szczegóły, szacować stopień zaangażowania sowieckich tajnych służb w poszczególne przedsięwzięcia, nie sposób zaprzeczyć tylko temu, że to Sowieci pociągają za sznurki. Dlatego, gdy jakiś szaleniec rozrywa się na kawałki przy pomocy prymitywnej bomby w kolejce podziemnej w centrum Londynu, można oczywiście domniemywać, że działał na własną rękę. Gdy jednak któregoś ponurego dnia, co nie daj Boże, nad Waszyngtonem lub Nowym Jorkiem rozbłyśnie atomowy grzyb, i nie będzie on następstwem interkontynentalnego ataku, za zamachem stać będą służby, działające według sowieckiej długofalowej strategii. To będzie właśnie sowiecka tarcza, służąca bynajmniej nie do obrony, za którą łatwo ukryć także swoje prawdziwe intencje i cele.-------------------------------------http://wydawnictwopodziemne.com/2007/08/31/tarcza-putina/
Prześlij znajomemu -----------------------------PRZECZYTAJ TEŻ:/ /...Rok 1989 spłynął z kart historii jak nie przymierzając woda po kaczce. Przestał się liczyć, gdy sympatie społeczeństwa odwróciły się od samozwańczych „obalaczy komuny” na rzecz dawnych panów. Wystarczyło zaledwie kilka lat, aby ujawnić wstydliwe przywiązanie. Nie licząc porzucenia zgrzebnych atrybutów socjalizmu, uprzykrzających życie peerelowskim obywatelom, nie dokonał się żaden przełom, żaden zwrot historii. Co najwyżej rzeczywistość stała się jeszcze bardziej surrealistyczna, a bolszewicy odnieśli kolejne zwycięstwo.
Komunizm nie upadł, tak jak najpewniej nie upadnie w lipcu 2008 roku, ponieważ nie mogła tego dokonać grupka w taki czy inny sposób ubezwłasnowolnionych opozycjonistów, z których zresztą większość pałała mniej lub bardziej utajoną sympatią do socjalizmu, byleby z ludzkim, nie zamordystycznym, obliczem. Nie zrobiło tego społeczeństwo, ponieważ podobny zamysł nigdy nie zagościł w jego mentalności. Nie upadł na życzenie samych komunistów, choć ta absurdalna teza zdaje się być nawet całkiem popularna... / / cd:http://lootos-neverlandd.blogspot.com/
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1690 odsłon
Komentarze
Co do Al-Kaidy to się nie
20 Sierpnia, 2008 - 14:08
Co do Al-Kaidy to się nie zgadzam; Moskwa nie ma z tym nic wspólnego. Co do reszty, pełna zgoda.