Stan krytyczny, potrzebna reaminacja.....służby zdrowia
Ostatni rok „zbliżył” mnie do służby zdrowia. Wpadłam w jej objęcia, a może raczej w tryby. Nie należę do krezusów, więc musze korzystać z publicznych placówek.
Nie wiem, czy odwołanie minister Kopacz, o które zabiega PiS, coś by w tej zepsutej maszynerii zmieniło, ale jestem pewna, ze już dużo gorzej być nie może.
Obecny kryzys w polskiej służbie zdrowia trwa od wielu lat, ale jeszcze nigdy nie był tak poważny jak obecnie. Chyba około 10 lat temu zaczęły się strajki pielęgniarek, później doszedł problem potężnego zadłużenia polskich szpitali, w końcu do protestu włączyli się lekarze.
W ostatnim czasie z Polski wyjechało blisko 5% wykształconych na koszt państwa lekarzy, zaś w takich specjalizacjach jak chirurg czy anestezjolog to ponad 10%. W wiele szpitalach brakuje lekarz, a kolejki do gabinetów wydłużają się. Najbardziej poszkodowani w tej sytuacji nie są strajkujący pracownicy służby zdrowia, ale pacjenci.
Jak to wygląda z bliska? Wiem, bo błąkam się od przychodni do przychodni, do specjalisty, do pracowni wykonujących badania, a i o szpitale „zahaczyłam w przelocie”.
W sumie najprościej jest na szczeblu podstawowym, czyli w przychodniach gdzie przyjmują lekarze pierwszego kontaktu. Z większym, lub mniejszym trudem można się od biedy, w miarę szybko dostać do lekarza, najczęściej przemęczonego, bo poza pracą w ośrodku zdrowia, ma jeszcze fuchę w prywatnej przychodni - musi za coś żyć. Taki lekarz poza badaniem pacjentów musi wypisywać tony recept i skierowań, bo jeśli trafi mu się chorowity pacjent, to prawie do każdego specjalisty koniecznie jest skierowanie, ale to jeszcze mało. Jeśli „natrętny” pacjent musi iść do szpitala, to bęc – kolejne skierowanko. A co jeśli okazuje się, ze musi być przeniesiony na inny oddział w tym szpitalu? Tak, tak – skierowano….. od lekarza pierwszego kontaktu. Jakby tego było mało, są jeszcze do wypełniania karty pacjenta i comiesięczne sprawozdania.
„Uszczęśliwiony” pacjent ze skierowaniem, które czasem ciężko od lekarza wydębić idze do specjalisty i… okazuje się, że zapisy do niektórych z nich, czy na badania są z wyprzedzeniem….. paromiesięcznym. Są dwa wyjścia (z tego jedno nie musiało być poprzedzone lataniem po skierowanie), czekać, albo iść prywatnie. Jest i trzecie, ale o tym napisze na końcu.
Nie mając pieniędzy pacjent (oczywiście tylko ubezpieczony) czeka cierpliwie na wizytę u lekarza, na badania i znowu - już krócej - na wizytę u lekarza. Okazuje się, ze konieczny jest szpital. Skierowanko i ….. od paru tygodni do paru miesięcy czekania na „łóżko”. W samym szpitalu zaczyna się przyśpieszenie. Chory załatwiany jest w tempie ekspresowym, bo szpital jest do leczenia nie leżenia i to nie przytułek. Pół biedy jak dobę, czy dwie po zabiegu, czy operacji wypisywany jest do domu człowiek silny i mający bliskich, którzy mogą służyć pomocą w dochodzeniu do zdrowia. Gorzej, gdy trafi się stary, samotny człowiek, który sam sobie w domu nie poradzi. Obserwowałam takie rozpaczliwe sytuacje. Zdarza się, że lekarze pomagają umieścić taką osobę w domu opieki, ale udaje się to tylko wtedy, gdy ma ona wystarczająco wysoką emeryturę, albo rodzinę, która wesprze ja finansowo. Inaczej zaczynają się prawdziwe dramaty. Nie winę tu lekarzy, bo często wręcz wymyślają powody, dla których mogą przetrzymać dłużej w szpitalu takie biedne osoby, ale system…..
Przyjrzałam się z bliska samym szpitalom. Faktem jest, że wiele z nich zostało odremontowanych i ma nowy sprzęt medyczny za unijne pieniądze, ale nie wszystkie placówki mają takie szczęście. W wielu z nich nawet dobrzy lekarze borykają się z kłopotani sprzętowymi i finasowymi. Jeszcze gorzej jest ze sprzętem podstawowym. Łóżka się „sypią”, pościel drze i czasem warto przyjść do szpitala z własnym papierem toaletowym, bo i jego brakuje. Nie ma leków, więc czasem pacjenci muszą mieć swoje.
Na koniec parę słów o pielęgniarkach i lekarzach. Dawniej w Szpitalkach były salowe. Teraz, z oszczędności, szpitale sprzątanie i karmienie przekazały zewnętrznym firmom. W efekcie cała praca przy pacjentach spadła na pielęgniarki. Dawniej salowa pomogła w prześciełaniu łóżek, myciu pacjentów, karmieniu ich. Teraz wszystko robią tylko pielęgniarki. W rezultacie, często pacjenci muszą sami pomagać jedni drugim, zwłaszcza w czasie „porannego szczytu”.
Pozostają do „obgadania” lekarze. Na początku pisałam o trwającym odpływie przedstawicieli tego zawodu, szczególnie specjalistów. Oczywiście wyjeżdżają najbardziej ambitne i zdolne „sztuki”. Czy to znaczy, że jesteśmy zdani na niedouków, lub napływające kadry ze wschodu? Nie zawsze.
Nadal w Polsce pracuje sporo wybitnych lekarzy, wielu jest młodych obiecujących medyków, ale niestety sporo jest prawdziwej miernoty w tym zawodzie. Wiadomo, że lekarz to nie tylko zawód to powołanie. Nie wystarczy nabyte na studiach wykształcenie. Trzeba stale się uczyć, bo medycyna rozwija się w zawrotnym tempie. Nie wystarczy pokonferować z przedstawicielami firm medycznych i potem wypisywać nowe leki, by iść do przodu.
W swoich wędrówkach od gabinetu do gabinetu, niestety miałam „niewątpliwe przyjemność” trafić na kompletnych niedouków, który edukację skończyli robiąc dyplom lekarski. Na szczęście nie wszyscy są tacy. Mam dobrą lekarkę pierwszego kontaktu, trafiłam ostatnio na dobrych specjalistów i diagnostyków, a i w pracowniach wykonujących skomplikowane badania obserwowałam pełny profesjonalizm. Szkoda tylko, że to wszystko dzieje się z żółwim tempie i że poprzednie „mądrale” doprowadziły do tego, że na niektóre działania jest już zbyt późno.
Na koniec podam obiecany trzeci, najszybszy sposób zrobienia wszystkich badań i dostania się do specjalistów. Prosty – wystarczy doprowadzić swoje zdrowie do stanu, żeby trzeba było wezwać karetke pogotowia, lub samemu zgłosić się do szpitalnego oddziału ratunkowego i…… wtedy pomogą….. czasem nawet nie dadzą umrzeć. ;)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1862 odsłony
Komentarze
sgosia, chora służba zdrowia ,
31 Maja, 2011 - 23:18
a przecież w kampanii wyborczej twierdzili, że nie przekształcili szpitale i wyszli na swoje i nie idą pieniądze za pacjentem, nie ma koszyka świadczeń, który się rozsypał, jak mówiła kopaczka ta od kopania ziemi.Do stomatologa trzeba miec w zębach 150,nie ma dentystów dla dzieci, a nam się mówi, że trzeba zapłaci za lepszą plombę bo ta na kasę chorych tylko n a pół roku.U nas w Oświęcimiu jak grzyby po deszczu powstają prywatne gabinety medyczne....10
Marika