znamiona

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

trwa chipowanie
znamię zostanie
czipy się zdejmie
w następnym sejmie
(H&Q)

Kiedy minister Sikorski podkreślił we wstępie do swojej sejmowej oracji że nie występuje w imieniu rządu, skłonny byłem mniemać, że przeszkodą dla uzgodnienia jednolitego stanowiska ministrów w sprawie rzezi wołyńskiej mogła być zdecydowana postawa pana ministra Rostowskiego, który też potrafi myśleć po wizjonersku i także (wbrew stwarzanym nie bez premedytacji pozorom) umie liczyć.

Nie mam oczywiście żadnej wiedzy o tym, czy nasz minister finansów rzeczywiście liczy na jakiś "złoty interes" na ludobójstwie "sąsiadów", ale nie jest on przecież mniej utalentowany od pana profesora J.T. Grossa i doskonale wie, że ludobójstwo nie ulega przedawnieniu, a "sąsiedzi" nie są biedni i dysponują rozmaitymi zasobami, nie mówiąc już o "zdolności kredytowej".

Pewnie dałoby się coś uszczknąć z ewentualnych odszkodowań dla rodzin wypędzonych z ojcowizny daleko, bo aż na drugi świat - a gdyby prawnicy zajęli się szacowaniem wartości mienia, znajdującego się wprawdzie obecnie w użytkowaniu (niekoniecznie przecież wieczystym) obecnych mieszkańców terytorium utraconego przez Rzeczpospolitą Polską wskutek porozumienia agresorów - Rzeszy Niemieckiej oraz Związku Sowieckiego - okazać by się mogło, że i nasze zadłużenie jest dokąd zrolować, i na odszkodowania dla ziomków Frau Eriki nie trzeba będzie sprzedawać Puszczy Białowieskiej czy Wawelu.

Gdybym to ja był ministrem finansów, nie zrezygnowałbym z szansy iż żadnego przedawnienia dla zbrodni ludobójstwa nie będzie, a przecież jestem w porównaniu do wicepremiera Rostowskiego skończonym głupkiem (nie śmiałbym porównywać osób, ale wystarczy porównać zeznania podatkowe).

Pan minister Sikorski może uważać się na najmądrzejszego z członków Rady Ministrów - i nie przepadać za wicepremierem Rostowskim także z powodów osobistych, bo maniery -niegdyś oksfordzkie- stracił w Afganistanie, a może w środowisku Platformy Obywatelskiej, i na pierwszy rzut oka widać, że w obecności tego wzorowego dżentelmena nie olśni nikogo, ale musi się liczyć z trzymającym klucze do kasy (choć nie liczył się z mającym klucze do Królestwa Niebieskiego).

Kiedy słuchałem autorskiego wystąpienia szefa polskiej dyplomacji, z zadowoleniem konstatując, iż poprawniej odczytuje tekst ś. p. profesora Lecha Kaczyńskiego niż teksty przynoszone do Sejmu jako sprawozdania własne, przyszło mi do głowy, że taki przełom u byłego niedoszłego elekta "prawyborów" musi mieć jakieś głębsze podłoże i niewykluczone, że coś znamionuje.

Nie wiem co, bo i skądże miałbym wiedzieć, ale przeczuwam, że jeszcze o Radosławie Sikorskim usłyszymy, i że nie był to jego łabędzi śpiew.

Jeszcze nie tym razem.

Ale - skoro już ujawniam co mi przychodzi do głowy przed telewizorem - wyznaję, że widok ław rządowych i tego, co na nich zasiadało, podsunął mi śmiałą hipotezę : kto wie, czy nie rozlegnie się stamtąd niebawem łabędzi chór ?

Opieram się tylko na zewnętrznych znamionach; na razie musi mi to wystarczyć.

Twoja ocena: Brak Średnia: 1 (1 głos)

Komentarze

W życiorysie Rostowskiego znajdzie Pan, bardziej wiarygodne wyjaśnienie

Vote up!
0
Vote down!
0
#369533