Ireneusz i Magdalena

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Profesor Ireneusz Krzemiński stanął pono w obronie profesor Magdaleny Środy oraz wolności uniwersytetu (warszawskiego).

Wolność mamy od dość dawna, i każdy, niekoniecznie profesor, może swobodnie wyznawać a nawet głosić na przykład irenizm bez narażania się na jakiekolwiek sankcje czy represje.

Wolno też odwoływać się do tradycji, zwłaszcza do korzeni.

Przyznają się do takich korzeni, jak europejczyk Erazm, czy nasz rodak Andrzej Frycz, i takie młodziutkie uniwersytety, które wyrosły na korzeniu Łunaczarskiego, ale stołeczna Alma Mater tego nie potrzebuje, bo ma swoją własną tradycję i historię : wystarczy krok wstecz, by się natknąć na postać Tadeusza Krońskiego czy na profesora Baumana, który onegdaj właśnie redivivus est nobis in Vratislavia - felix, faustus, fortunatusque.

Wolność przysługuje również tej koleżance pana profesora, która ma za patronkę biblijną jawnogrzesznicę; może ona grzeszyć jawnie w ramach ustalonych przez europosłów i zaimplementowanych przez posłów opłacanych w złotówkach, korzystając z mecenatu państwa oraz z ochrony niezależnej prokuratury i niezawisłych sądów, wspieranych przez wolne media i szybkie, gdy jest taka potrzeba, organy ścigania, nie mówiąc o organizacjach pozarządowych zajmujących się nierządnicami czy też nierządem (poza rządem).

Wolność akademicka jest ograniczona, bo veniam legendi (które pan profesor pojmuje jako prawo do wypowiadania "choćby najgłupszych i najgorszych myśli i poglądów" ex cathedra) nie każdemu i nie w każdej uczelni udaje się osiągnąć równie łatwo, jak mecenasowi Kaliszowi czy pani Dodzie dostęp do jakiegoś "medium".

Uczonemu jest potrzebny dorobek naukowy, ale potrzebuje on również zarobku - i nic dziwnego, że po uzyskaniu katedry nie poprzestaje na korzystaniu z wolności z jej wyżyn, ale od czasu do czasu daje się nakłonić jakiemuś kanałowi albo organowi do ujawnienia swych myśli i poglądów nie w ramach etatu, ale w ramach obywatelskiej wolności, która pozwala każdemu gadać co zechce.

Po uzgodnieniu z ofi -tj. z redaktorem prowadzącym uczony entomolog czy chemik może się swobodnie wypowiadać np. na temat aktualnego stanu zdrowia psychicznego X-a, stosunków dyplomatycznych między Peru i Urugwajem albo czegoś co był od kogoś kiedyś usłyszał i teraz, kiedy o tym pomyśli, nie bardzo wie, co to znaczyło i co też może z tego wyniknąć ?

To ładnie, że gdzieś w "Rzeczpospolitej" profesor socjolog broni prawa koleżanki etyczki - filozofki do bronienia ob. Nergala przed potępieniem doczesnym (w wiekuiste Magdalena Środa nie wierzy, gdyż wierzy, że go nie ma).

Nieładnie, że nie dostrzega przedmiotu konfliktu - obrony suwerena Rzeczypospolitej, zwanego "społeczeństwem" przed agresją etatowych agitatorów antychrystianizmu, czasem z katedry, czasem w mediach, a czasem na ulicy atakujących bezbronnych wyznawców Pana Boga w Trójcy Jedynego, Jego kapłanów i Jego Znak, pod którym czterdzieści pokoleń Polaków budowało swoje państwo i społeczny ład.

Obrona wojującej ateistki przez pana profesora, który - jak wyznał - pod wpływem mistycznego doświadczenia stał się człowiekiem wierzącym, jest zapewne przejawem jego chrześcijańskiej wielkoduszności, ale każe mi zadumać się nad istotą doznanej przezeń iluminacji - bo objawienia bywają rozmaite, i różne oświecają nas światła - czasem oślepiające.

Czym blask Nergala jest lucyferyczny, nie wiem, ale pani profesor etyki nie olśniła chyba uczonego kolegi erudycją ani aparycją do tego stopnia, by oślepł na światło Prawdy ?

Kto wie zresztą.
"Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle"..

Brak głosów

Komentarze

 ...

Vote up!
0
Vote down!
0
#187256