o integracji

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Od czasu, gdy pani kulturalno-oświatowa zapędziła mnie nad zalewem solińskim do "węża integracyjnego" wokół ogniska myślę o integracji nie najlepiej, ponieważ byłem bardzo przywiązany do tych pamiątkowych dżinsów, wyprodukowanych w Szczecinie, z którymi musiałem się wówczas rozstać już bezpowrotnie.

Minęły lata, podczas których obserwowałem jak integrują się rozmaite mniejszości albo nawet większości, a moja niechęć do mnożących się tym sposobem gadów wzrastała niezależnie od tego z jakich jaj wypełzały na świat i pod czyją znajdowały się ochroną.

Do pytona czy grzechotnika nie żywię żadnych "pozytywnych emocji" i nie pociąga mnie perspektywa znalezienia się w ogonie, w paszczy, czy wewnątrz, gdzie następuje pełna i ostateczna integracja.

Niestety, ostatnio znowu wywiera się na mnie naciski, żebym się zintegrował; dziś mówił o tym z właściwą sobie swadą sam premier, prezydujący europejskiej prezydencji (nadal jeszcze naszej, ale już niedługo).

Pan premier w niczym nie przypomina pytona, aliści jego organizm nie jest pozbawiony zdolności produkowania jadu, musi zatem od czasu do czasu ostrzegawczo zagrzechotać; w obliczu takich zagrożeń, przed jakimi stanie suwerenna Rzeczpospolita w trzydziestą rocznicę stanu wojennego, konieczna jest koncentracja wszystkich sił zintegrowanych oraz liczących na podwyżki służb mundurowych.

Pan prezydent chyba jeszcze się nie zintegrował do końca albo nie lubi zbyt okrągłych rocznic, czego był dowiódł w sierpniu ubiegłego roku, bo gdyby w porę zapowiedział, iż przybędzie w celach integracyjnych w dniu 13 grudnia b.r. na ulicę Ikara nr 5, pan premier nie musiałby grzechotać ostrzegawczo, ogłaszając alarm dla Warszawy.

Dzisiejsze grzechotanie miało jednak wymiar szerszy, może nawet transcendentny, albowiem mowa była o uniwersaliach i imponderabiliach a nie żadnej tam "pozytywnej szajbie"; nie szło tym razem o to, by spokój panował w Warszawie, ale w calusieńkiej Europie.

Jako osobnik prymitywny, dokumentnie przemaglowany przez socjalistyczny system oświaty i wychowania a następnie skrupulatnie odmóżdżany przez niezależne i wolne media, zapewne nie jestem w stanie pojąć i docenić całej głębi myśli pana premiera.

Zapamiętałem, że za aksjologiczny fundament europejskiego gmachu, który właśnie pilnie potrzebuje remontu, sopocki intelektualista uznaje "uczciwość kupiecką", która była korzeniem naszej wspólnoty i powinna stanowić spoiwo jej rekonstrukcji.

Niestety, intelektualiści starszych generacji moje życie ułożyli po swojemu, w taki sposób, że nie miałem okazji kupczyć czymkolwiek poza własną duszą, nie znam się więc na kupiectwie ani na kupcach i ich uczciwości.

Mam wrażenie, że to ów Trzeci Stan był odpowiedzialny za praktyczną realizację pomysłów jeszcze starszej generacji intelektualistów w formie wielkiej rewolucji francuskiej, w niektórych podręcznikach nazywanej burżuazyjną, a -jak już kiedyś wspomniałem- rewolucji nie lubię, jakkolwiek się je nazywa.

Mam też wrażenie, że współcześni kupcy zajmują się trochę innym "obrotem towarowym", niż ich szlachetni i odważni protoplaści, i choć o rewolucji zapewne nie myślą, pomni losów "burżuazji" pod rządami intelektualistów nowszej generacji, jakoś nie mam ochoty się z nimi integrować,
bo jestem jedynie nabywcą, a czasem chyba nawet towarem,
i do żadnej gildii by mnie nie przyjęto, nie mówiąc już o "radach nadzorczych".

Być może mówiąc o uczciwości kupieckiej pan premier miał na myśli ten najbardziej znany jej przejaw, który nosi dziś nazwę korupcji i stanowi istotny czynnik dewastacji wspólnoty ludzkiej nie tylko w wymiarze kontynentalnym.

Gry rynkowe, ład korporacyjny, politykę fiskalną i giełdę bez "korupcji" równie trudno sobie jednak wyobrazić, jak zapanowanie tam "kupieckiej uczciwości" pod wpływem apeli natchnionych polityków.

Biorąc pod uwagę konkretne działania aparatu politycznego
podporządkowanego Donaldowi Tuskowi i konkretne decyzje, jakie zapadały w Polsce w minionych latach, byłoby lepiej, gdyby pan premier w oficjalnym wystąpieniu nie poruszał kwestii korupcji i uczciwości - kupieckiej, czy zwykłej.

Nie wszyscy są obdarzeni wystarczającym poczuciem humoru, ten i ów mógł więc pomyśleć, że polski premier pozwala sobie na okrutne drwiny i kpi w żywe oczy z rzeczywistości, która doprawdy coraz mniej jest zabawna.

A kto się z kim teraz zintegruje, wkrótce zobaczymy.

Brak głosów