Jesień - pora prokreacji
W daaawnych czasach, gdy cykl wegetacji roślinnej regulował życie zwane społecznym, zaraz po dożynkach przystępowano do przedłużania gatunku, jeśli kto nie zdążył w czas żniwny albo już wiosną, w Noc Kupały, potem nazwaną Świętojańską.
Minęły wieki i przeszły przez świat rozmaite rewolucje, po których okres rui rozciągnięty został na okrągły rok, ale pozbawiono ją przy okazji funkcji prokreacyjnej, w związku z czym rozerotyzowanej Europie grozi wyludnienie, a takie jest tu rozleniwienie, że już nawet lewica, co wszak krzepka i jurna być powinna, dopomina się o inseminację laboratoryjną na koszt państwa. Lenie sakramenckie..
Do roboty ! jak mawiał pan Mirosław Sekuła, poseł z Zabrza (daw. Hindenburg), schnell, schnell, Arbeit macht frei !
Ale ja nie o tym chciałem.
Chciałem zauważyć i podkreślić, że początek jesieni ciągle jeszcze jest WAŻNIEJSZY niż ten oficjalny początek roku kalendarzowego, który niczego nie rozpoczyna.
To jesienią zaczyna się nauka (tak się mówi, kiedy dzieci i młodzież studencka wracają do stałych miejsc przymusowej koncentracji), startuje nowy sezon kulturalny, nowe bloki programowe w odnowionej telewizji, nowe premiery teatralne i filmowe, nowiutka sesja sejmowa z nową ustawą budżetową, nowe ceny i nowe podatki, a w tym roku nowy pan prezydent, nowy marszałek i dwaj nowi wicemarszałkowie, nie mówiąc o nowych pomysłach sztukmistrza z Lublina (daw. Biłgoraja), niestety zresztą.
Na początek nowego sezonu politycznego media przyniosły nam bardzo dobrą wiadomość z Niemiec.
Owóż Frau Steinbach Erika, geborene Hermann, skrzypaczka z wykształcenia a polityk z zawodu (tak jak pan poseł Jerzy Wenderlich), traci zaufanie swoich rodaków i popularność po tym jak publicznie obwiniła była Polskę o spowodowanie wybuchu II Wojny Światowej.
Czy rodacy Frau Steinbach zdegustowani są treścią, czy formą tej opinii, media nie informują, a szkoda.
Nie jest to opinia nowa ani oryginalna; raczej odwrotnie.
O odpowiedzialności "sanacyjnego rządu polskiego" za "doprowadzenie do wybuchu" II Wojny z pewnością słyszała i czytała wiele w szkole np. Frau Reichskaenzlerin Merkel, nie mówiąc o uważajemym gaspadinie W. W. Putinie, czy o naszych najwybitniejszych politykach z zawodu, historykach z wykształcenia, którzy znają sprawę z wykładów i tekstów profesorskich publikacji, zwanych "źródłami naukowymi".
Mają oni tedy wyrobione zdanie o konsekwencjach traktatu wersalskiego i wiedzą, dlaczegóż to "dzielni Francuzi" nie chcieli umierać za Gdańsk, a "bratnie narody Białorusi i Ukrainy" potrzebowały jesienią 1939 r. "oswobodzenia".
(Co opowiadali na kolokwiach i egzaminach, nie wiem, ale ich niechęć wobec "lustracji" musi mieć konkretny powód.)
Co do formy - to powraca przecie moda na archaizmy.
Frau Steinbach nie jest aż tak młoda, żeby nie pamiętać kącików humoru (niemieckiego) z połowy minionego wieku.
"- Kto rozbił to piękne kryształowe lustro ?!"
"- Tatuś."
"- Jakże to się stało ?!"
"- Uchylił się, kiedy Mamusia rzuciła w niego talerzem.."
To zupełnie niezły schemat logiczny - a jaki poręczny..
Paruset bojowników Platformy Obywatelskiej na różnych frontach - parlamentarnych i medialnych - od czterech lat walczy z widmem kaczyzmu wyłącznie przy pomocy takiego samego, kubek w kubek, sofizmatu.
Nie bez piany na pysku.
Kiedy przez trzy miesiące Jarosława Kaczyńskiego jakby nie było - bo zniknął z mediów - powstawały liczne dysertacje psycho- socjo- i politologiczne na temat tego, że milczy, co przez to chce powiedzieć, i jak śmie ! Trend ten trwa.
A ja już wolę żarty Frau Steinbach, choć też mnie nie bawią.
A od Frau Steinbach wolę oczywiście Jerzego Wenderlicha, któremu zawdzięczam niejedno żywsze uderzenie mego starego serca - i to, że o kresie życia myślę z nadzieją, a nawet z niejaką tęsknotą.
Rozmowa Marszałka Lewego z Bronisławem Wildsztajnem w TVP
była niestety przykrym wyjątkiem, bo choć ociekał Lewy ową właściwą mu, oślizło-lepką słodyczą, bogatą w substancje wysokotoksyczne, uśmiechnięty niczym towarzyszka Senyszyn, to stało się, że przestał się z nagła ślinić i uśmiechać, a szczęka jego opadła i głos jego w piersi zamilkł głucho
i zrobiło mi się tego człowieka po prostu żal.
Okazuje się, że Wenderlich to też człowiek, choć chyba sam o tym nie wie, no i nie bardzo wygląda.
A knock-down był po prostu prze-pię-kny !
Przygwożdżenia eks-ministranta ks. Tadeusza Rydzyka, dziś przybierającego chętnie pozę eksperta swej partii do spraw teologii i eklezjolologii, akurat w chwili gdy ubolewał nad nieznajomością (w PiS i PO) ważnych słów cytowanego rzekomo przez siebie Apostoła, dokonał na oczach pewnie z
miliona widzów dziennikarz bardzo świecki, wiązany swego czasu z masonerią - ale znający teksty Ewangelii. Cudo !
Kocham Wildsztajna; choćby za to, że nigdy by nie pomylił Mistrza z Nazaretu z Pawłem z Tarsu.
Na zakończenie chwila wspomnień. Przed frontonem gmachu krakowskiego Magistratu stoi pomnik byłego prezydenta,
Józefa Dietla, dłuta Ksawerego Dunikowskiego.
We wczesnych latach 50.tych zorganizowano wystawę rzeźb Dunikowskiego w Moskwie (na którą zawieziono m.in. cykl "Macierzyństwo")i pomnik dra Dietla zniknął z cokołu.
Aliści już następnego ranka krakowianie jadący do pracy tramwajami, przejeżdżającymi przez Plac Wiosny Ludów (dawniej i dziś Wszystkich Świętych), ujrzeć mogli na szarym prostopadłościanie cokołu siedzącą na miejscu chwilowo nieobecnego Dietla ogromną, zieloną żabę o biało-czarnych, wyłupiastych ślepiach, nieco podobną z urody do sławnego balneologa i zasłużonego prezydenta Krakowa.
Żaba pochodziła z Plant, gdzie służyła za rekwizyt pewnemu pomysłowemu fotografowi, ale kto ją przytaszczył na plac pod Magistratem i wtaszczył na cokół, dotąd nie wiadomo.
Po co o tym piszę ?
Ano, chodzą słuchy że lewica zgłosi na prezydenta Krakowa panią profesor Joannę Senyszyn i tak mi się to jakoś samo skojarzyło, nim jeszcze przeczytałem u St.Michalkiewicza, że europosłankę SLD zwą "Ropuchą".
W niedzielę Ropucha dała się widzieć kamerom telewizyjnym w roli kobiety-psa (nie chcę się wyrażać} przykutej grubym łańcuchem do jakiejś dechy, mającej symbolizować budę.
No brawo, brawo, brawo !!
Tak trzymać !
Jak najdłużej.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 758 odsłon
Komentarze
Co ta baba - za przeproszeniem - pierniczy ?!
22 Września, 2010 - 01:23
Chyba za często oglądała w tv Franka Dolasa alias Brzęczyszczykiewicza. Grzegorza z resztą...
Pozdrawiam.
contessa
PS. Cholercia, cały czas myślałam, że to altowiolistki są najgłupszymi stworzeniami. Nawet wyprzedzają blondynki, a tu masz babo placek...
contessa
___________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński
Po programie Wildsteina miałem jednak niedosyt
22 Września, 2010 - 08:40
Przygwoździł Wenderlicha na pomyłce co do cytatu z Ewangelii, ale jak dla mnie nie obnażył odpowiednio zakłamania tegoż Wenderlicha i Mężydły. Wenderlich zaczął od krytyki języka użytego w felietonie wprowadzającym: co za sformułowania - aborcja na życzenie, a fe jak pan może panie Wildstein. A potem zaczął lecieć swoim propagandowym lewackim językiem - a jacy to jesteśmy nieeuropejscy i zaściankowi a PiS to po prostu barbarzyństwo. Wildstein powinien go w tym momencie upomnieć by nie używał "języka nienawiści". Mężydło zaczął fanzolić jakimiś "przekazami dnia": jak to obrońcy krzyaą wykorzystują ten symbol do polityki, że to grzech, a w ogóle to nie wiadomo kto ten krzyż postawił i trzeba by się temu przyjrzeć. Niestety Wildstein skończył program zamiast skontrować Mężydłę choćby pytająć go czy załatwianie sobie audiencji u kard. Dziwisza tuż przed wyborami i listy do proboszczów, tudzież wzięcie ślubu kościelnego w trakcie kampanii wyborczej przez kandydata PO nie jest wykorzystywaniem religii do polityki i nie jest grzechem. A powinien choćby zapytać Mężydłę czy przyjął święcenia kapłańskie, że się wypowiada co jest a co nie jest grzechem. Z drugiej strony Wildstein nie może zbyt ostro reagować, bo go zaraz oskarżą o brak obiektywizmu dziennikarskiego.
oszołom z Ciemnogrodu
oszołom z Ciemnogrodu
Drogi i Szanowny Oszołomie,
22 Września, 2010 - 11:55
Jestem tak wyczerpany wieloletnimi próbami nadążania za tymi, którzy wiedzą lepiej, że już nie próbuję ważyć racji stron w rozmaitych sporach, ale bezczelnie kieruję się osobistymi sympatiami, subiektywnymi, zmiennymi odczuciami i - intuicją.
Przepraszam za porównanie konie, ale tele-scena polityczna
jest dla mnie jak tor wyścigowy : oglądam z przejęciem biegi, lecz nie gram.
Nie stać mnie (za mała emerytura) a i tak gdy mój typ wygrywa, mogę się radować radością czystą i bezinteresowną.
To, że jeden z najbardziej odrażających marszałków, jakich mi dotąd pokazała "klasa polityczna", został przyłapany na
gorącym uczynku NIEKOMPETENCJI MERYTORYCZNEJ jest faktem bez większego praktycznego znaczenia, ale cieszy jako objaw.
Łgarstw i obłudy nie da się wyeliminować z tele-polityki, ale każde ich ograniczenie to przecież krok ku prawdzie.
Jeśli poszukujący wybierać będą między prawdą Wildsztajna
i prawdą Mężydły, nie biorąc przez czas jakiś pod uwagę
"prawd" marszałka Lewego jako równoprawnej ich alternatywy, będę rad - choć do pełni szczęścia wciąż będzie daleko.
Pozdrawiam serdecznie - Andrzej Tatkowski
Andrzej Tatkowski