nazizm bez nazistów

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Współczesny człowiek nie musi myśleć, ale też nie bardzo może, bo w tworzeniu pojęć, sądów i wniosków wyręczają go Inni, podsuwający mu pod nos swe gotowe wyroby zanim odczuje ich potrzebę.

Rezultat myślenia nazywamy cywilizacją; rozwijana jest ona głównie przez w/w Innych, zapewne dlatego, że myślą trochę szybciej, a czasem nawet samodzielnie, jeżeli przyjdzie im do głowy coś nienazwanego, nieosądzonego i niezrozumiałego do tej pory; w przeszłości było to np. Grzebanie zmarłych, potem Gilotynowanie burżuazji, a ostatnio Gender (bowiem cywilizacja tak się rozwinęła, że do ustalenia własnej tożsamości płciowej niezbędne jest wykształcenie uniwersyteckie).

[Nie podaję przykładów na inne litery alfabetu, bo moim najszybciej myślącym czytelnikom "G" chyba wystarczy, by byli gotowi do świadczenia usług (egzegezy) pozostałym.]

Wczoraj zakończyła się w TVP emisja trzyodcinkowego serialu produkcji niemieckiej, obrazującego nieco wcześniejszy ale nie mniej znaczący dla rozwoju cywilizacji artefakt na literę G - mianowicie Grossdeutschland.

Niestety, nie chodziło o jednostkę pancerną noszącą tę nazwę - której szlak bojowy mógłby z powodzeniem stanowić osnowę utworu porównywalnego z "Czterema pancernymi" - ale o pomysł polityczny (porównywalny z projektem UE) ucieleśniający "Grossdeutsche Idee", którego realizacja nie zakończyła się przewidywanym sukcesem.

Należę do wymierającego pokolenia naocznych świadków tego kawałeczka historii i dobrze pamiętam wielu jej aktorów (co nie znaczy, że ich dobrze wspominam), chciałbym więc poinformować moich Czytelników, że ta kolekcja obrazków, którą nasi sąsiedzi zilustrowali swój kolejny polityczny projekt - operację na pamięci historycznej, nie oddaje właściwych rozmiarów przedmiotowych zjawisk, procesów i idei.

Wszytko było w rzeczywistości o wiele większe, a zwłaszcza ludzie, ich cierpienia, nadzieje, poświęcenie i heroizm, ale nade wszystko zbrodnie - tak niezmierne, jak wizja germańskiego narodowo-socjalistycznego imperium - Grossdeutschland.

Nic na to nie poradzę że do dziś pamiętam końcową frazę pięknego i groźnego jak łomot żołnierskich butów o bruk marsza : "und Morgen - die ganze Welt !" - i zastanawiam się, ilekroć zabrzmi mi w głowie, czy nie nucą jej czasem jakieś dzieci albo wnuki niemieckich matek i niemieckich ojców - trochę innych, niż ci z serialu.

A może, Blumsztajn wie, jacyś polscy neonaziści, pomiot zidentyfikowanej przez uczonego pana Grossa katoendecji ?

Ale w Niemczech nazistów chyba nie ma; wszystkich dawno zdenazifikowano, a zresztą nie było tego wiele, sądząc z treści wspomnianej tu wspomnieniowej trylogii.

To, że przybywa tam i tu (a także ówdzie) antyfaszystów niezupełnie mnie uspokaja, bo końcowa fraza ich hymnu : "dziś niczym, jutro wszystkim MY !" też nie przypomina kołysanki ani pieśni Lorelei.

Sypiam jednakowoż spokojnie, czego życzę każdemu, kto wie, że lubią nas sąsiedzi, i że pan generał Koziej - czuwa.

Twoja ocena: Brak Średnia: 1 (1 głos)

Komentarze

Dowiaduję się, że serial, którego najszczersi tutejsi patrioci nie oglądali z powodów etycznych, estetycznych, dietetycznych itp - o czym z nieukrywaną dumą informują, uważając (nie bez racji) że odwrócenie się tyłem do rzeczywistości stanowi fakt polityczny - otóż wspomniany serial zakupiony już został przez "kilkadziesiąt państw".

To niewątpliwie skrót myślowy; w istocie chodzi zapewne o stacje telewizyjne, których programy dostępne są obywatelom różnych państw w takim zakresie, jaki wynika ze stopnia zaprzyjaźnienia ich właścicieli z rozmaitymi władzami, nie mającymi żadnego absolutnie wpływu na politykę programową czy repertuarową.

Nic nie słychać o unijnej dyrektywie czy rekomendacji w tej sprawie; być może zawiązane zostało jakoweś porozumienie "regulatorów medialnego rynku" (z których niejeden miałby prawo o sobie powiedzieć : "TO państwo, to ja"), ale o tym tym bardziej nic nam nie wiadomo; a zatem niewykluczone, że mamy do czynienia z cudem (po niemiecku "Wunder").

Dzięki cudownemu, nagłemu pojawieniu się w kilkudziesięciu krajach świata zapotrzebowania na prezentacje teleobrazów z dziejów Europy w czasach i okolicach osławionego Jedwabnego, kontynuatorzy dorobku twórczego Leni Riefenstahl i "Defy" mogą liczyć na Wirtschaftswunder, a w każdym razie będą mieli co liczyć, bo popularny serial to istna Wunderwaffe jeśli chodzi o zasięg i skalę rażenia.

Kto, pod wpływem polonocentrycznej megalomanii, mniema, że
oto znowu, jak w inne gorące lato, nasza Ojczyzna staje się celem niemieckiej agresji, moim zdaniem myli się głęboko.

Celem tej propagandowej ramoty, którą obejrzą dziesiątki jeśli nie setki milionów telewidzów, jest wyprowadzenie światowej opinii publicznej z utrzymującego się jeszcze tu i ówdzie przeświadczenia, jakoby Grossdeutschland milionów skandujących : "ein Volk, ein Reich, ein Fuehrer !", a więc niemiecki naród, niemieckie państwo i niemiecki wódz, krótko mówiąc, Niemcy osądzone zostały w Norymberdze sprawiedliwie.

Opinia nie oparta na rzetelnej znajomości faktów może być niekiedy bardzo krzywdzącym uogólnieniem.

Na szczęście są na świecie niezależni uczeni, korzystający z wolności prowadzenia naukowych badań i głoszenia naukowych prawd.

Badacz "złotych żniw" (z Nowego Jorku) i naukowy konsultant
serialu o niemieckiej wojennej niedoli (z Berlina) zgodnie
i niezależnie wskazują, kto zajmował się wyrywaniem trupom złotych zębów mniej więcej w czasach i okolicach Jedwabnego.

Ludzie, co ludziom zgotowali ten los, bywali różni - jak to ludzie.

Jeśli trafiali się wśród nich jacyś Uebermensche albo nawet Herrenvolk, to nie warto o nich wspominać w obliczu cierpień kalek, sierot, wdów i wypędzonych, których mienie ..

A nie, nie, przepraszam - o mieniu będzie w innym serialu.
Jeszcze nie czas.

Vote up!
0
Vote down!
-1

Andrzej Tatkowski

#365212