Przeludnienie albo "Gods Must Be Crazy" - sequel
Co zrobić, by ludzi gorszego sortu było mniej? Ten dylemat nie pozwala spać wielu oświeconym i świętym ludziom, którzy z dobroci serca wyściełaliby nam najlepszy z możliwych światów, pod warunkiem, byśmy nie zawadzali na drodze do ideału.
Tedy różne były sposoby na radzenie sobie z ludzkimi odpadami. Z reguły sprawę załatwiały wojny albo rewolucje. Pech jednak chciał, że ludzi wciąż i wciąż przybywało. W XX w. było ich tak wiele, że niektórzy oświeceni uznali, iż tak dalej być nie tylko nie musi, ale i nie może, toteż wymyślili eugenikę, eutanazję, sterylizację, a także rozmaite formy metodycznego eksterminowania – od głodzenia, poprzez niewolniczą pracę, a na „fabrykach śmierci” kończąc. Na szczęście dla oświeconych, co mniejsze i słabsze ludzkie jednostki dało się zabijać jeszcze przed narodzeniem, co do perfekcji doprowadzono w „Ludowych” Chinach, ale i w wielu innych krajach. Zadziwiające jednak jest to, że mimo tak wielu skomplikowanych metod radzenia sobie z ludzką biomasą, wciąż i wciąż tej biomasy przybywa, co widać choćby po krajach Afryki.
Zdumiewa się tym prof. Sadurski:
„Smutnym ale niezaprzeczalnym faktem jest, że istnieje jakiś związek – pośredni ale realny – między wypowiedzianymi w Afryce słowami Papieża Benedykta XVI, odrzucającymi użycie prezerwatyw – a tysiącami ludzkich istnień, które dałoby się uchronić, gdyby użycie prezerwatyw było szerzej stosowane w Afryce.”
Czemu akurat papieżowi dostaje się za przeludnienie Afryki, to się domyślamy. Nie chodzi wyłącznie o kwestię tego, że to Kościół przywlókł na ten kontynent AIDS, ale też o to, że papież powinien jakoś zadziałać, by AIDS nareszcie nie było. No ale jak to zrobić? Ha. Łatwo powiedzieć. Już Stalin ponoć dowodził przy dzieciach słabości Boga, każąc im, by prosiły, aby Pan Bóg zrzucił im cukierki, a jak – rzecz jasna – nie zrzucał, to Soso wspaniałomyślnie proponował, by jego poproszono o taki zrzut i spod stropu danej sali sypały się słodycze. No więc papież nawet jeśli mógłby coś zrobić z Afryką, to i tak nic nie zrobi, więc winien jest, tak czy tak. Skoro jednak papież nie zachęca do wesołego zakładania kondomów, to co stoi na przeszkodzie, by prof. Sadurski wystosował całkiem poważną rezolucję do ONZ (pod którą entuzjaści walki z przeludnieniem mogliby się podpisywać – i dajmy na to zebrano by z miliard podpisów od Wowy z Kamczatki po niepiśmiennych ostatnich Aborygenów lub Papuasów), by na Afrykę zrzucono wielkie paki z kondomami, tak po kilka tysięcy sztuk prezerwatyw na ar. Zresztą ilość jest do ustalenia, wystarczy wysłać oenzetowskich lub choćby unijnych specjalistów od kondomistyki, by ustalili, jaki współczynnik zapotrzebowania na prezerwatywę przypada na określony obszar Czarnego Lądu.
Oczywiście „program Sadurskiego” (coś jak plan Marshalla albo lepiej plan Rapackiego – młodzież może poszukać o co chodzi z tym ostatnim), należałoby poprzedzić odpowiednią akcją o charakterze, by tak rzec, misyjnym. To znaczy należałoby zademonstrować tubylcom, jakie pożytki są ze stosowania prezerwatyw oraz, co chyba oczywiste dokonać prezentacji, że tak się wyrażę, uzusu ogumienia. Gumo-misjonarze przebrani w stroje przypominające kondomy, mogliby nadal głosić szczytne hasło: „No glove, no love”, co znakomicie by uzupełniało to, co z bólem wyraża prof. Sadurski:
„Jeden z politykόw francuskich, gaullista Alain Juppe, komentując wypowiedzi Papieża użył słowa „autyzm”. Istotnie, jest coś przejmującego chłodem w tej walce z prezerwatywami, jeśli ich użycie mogłoby ocalić choćby życie jednego człowieka. A tu mόwimy o tysiącach i milionach.”
Ja tam bym bowiem machnął ręką na papieża i po prostu zapędził społeczników takich i owakich do działania. Przecież nie ma na co czekać. Chyba nikt sobie nie wyobraża, że same zrzuty bez akcji misyjnej by wystarczyły. Jeden mój przyjaciel, który służył w wojskach w Afryce, opowiadał, jak rozdając tubylcom leki musieli pilnować, by nie uległy one skonsumowaniu w taki sposób, jak dzieciarnia łyka czekoladowe drażetki. Niestety nie zawsze się to udawało. Biorąc to pod uwagę należałoby przeprowadzić jakąś zmasowaną akcję edukacyjną dotyczącą zalet ogumienia oczywiście przy zachowaniu odpowiednich procedur. Przecież nawet nam, ludziom nieoświeconym, a żyjącym w świecie XXI wieku i nanotechnologii oraz skanowania tęczówek, jak też bioczipów, które niedługo mogą się okazać niezbędne, byśmy się bezpiecznie po świecie poruszali, no więc, nawet nam, burakom cukrowym, co chwilę w spotach reklamujących parafarmaceutyki powtarza się do upadłego, że niewłaściwe zastosowania może zaszkodzić życiu lub zdrowiu. Ba, skoro oświeceni ludzie twierdzą, że zaledwie 30% Polaków rozumie, co się do nich w mediach mówi, to tym bardziej akcja z edukowaniem farmaceutycznym nie jest jeszcze zakończona. No ale nie chodzi o przeludnienie Polski (tu już akurat są plany z eutanazją, więc jakoś sobie damy radę), ale Afryki.
Wprawdzie nie wiem, czemu by nie zastosować jakieś masowej sterylizacji, skoro eutanazja nie wchodzi w grę, bo z tego, co wiem, to jeszcze na forum ONZ takich perspektywicznych planów uzdrowienia sytuacji nikt oświecony nie zaproponował, no ale, skoro już padło na kampanię prezerwatywową, to niech i to będzie. Na bezrybiu i rak ryba, a co dopiero w Afryce. Problem wszelako w tym, iż skoro w takiej niekomunistycznej, dostatnie żyjącej, bezpiecznej i nowoczesnej Polsce ludziom trzeba wciąż i wciąż powtarzać, żeby uważali z medykamentami, to jak taką kampanię przeprowadzić skutecznie i szybko w Afryce? I właśnie tego nam Il Professore nie wyjaśnia. Myślę też, że przecenia możliwości pancernego, zimnego papieża, no bo nawet załóżmy, że Benedykt XVI nakazałby mieszkańcom Afryki używanie prezerwatyw, no to pozostaje pytanie, jak wprowadzić to w życie społeczne? Wiśta wio łatwo powiedzieć. Niestety, akurat Kościół i misje katolickie na Czarnym Lądzie zajmują się wieloma rzeczami – budują szpitale, szkoły, ochronki etc., tylko nie propagowaniem użycia prezerwatyw, toteż nie liczyłbym na wsparcie w tej dziedzinie. Należałoby więc ogłosić akcję: kto na ochotnika poleci do Afryki jako gumo-misjonarz? To jest dopiero zadanie dla oświeceniowców. Myślę, że co druga gorąca czerwona głowa, by długo się nie namyślała, tylko w te pędy zabierała do wylotu. Już kiedyś zresztą sporo takich czerwonogłowych po przeszkoleniu w ZSSR czy innych bratnich krajach, na Czarny Ląd przybywała i doprawdy cuda niewida się działy, gdy wprowadzała rewolucję, czego znakomitym przykładem była choćby Etiopia. Ale zaraz zaraz, nie chodzi o tego rodzaju rewolucję, tylko o seksualną. Wprawdzie marksizm przynosi także rewolucję seksualną, no ale wygląda ona dość siermiężnie i nie będziemy tu wchodzić w jej szczegóły. Weźmy np. Ugandę, gdzie w jednym plemieniu panuje obyczaj taki, że kobiety, jak widzą mężczyzn to nie tylko ustępują im z drogi, ale i klękają (wyczytałem o tym w znakomitej książce W. Roszkowskiego) – w takiej sytuacji należy się nastawić na długą i żmudną edukację antropologiczno-kulturową praca w ramach kampanii prezerwatywowej.
W starym filmie „Gods Must Be Crazy”, który w sposób może za bardzo szyderczy pokazuje kontrast między ludźmi Starego i Czarnego Kontynentu, jest zawarta cenna przestroga. Główny bohater, na którego spada wyrzucona z samolotu butelka po coca coli, traktuje ją zrazu jako dar bogów i wykorzystuje do przeróżnych celów, ale ponieważ butelka ta doprowadza do wielkich konfliktów w plemieniu, decyduje się wyrzucić ją na krawędzi świata. W celu uniknięcia podobnych perturbacji należałoby więc zrzuty prezerwatyw wykonać w skali gigantycznej – najlepiej w postaci dywanowych nalotów. No ale potem byłaby poważna, odpowiedzialna robota dla gumo-misjonarzy, powtarzam. We wspomnianym filmie jest też kapitalna scena przewrotu wojskowego, lecz to chyba osobna historia, kto by bowiem dziś w Afryce miał się zabijać z powodu prezerwatyw? Naloty najlepiej rozpocząć od Rwandy.
http://wojciechsadurski.salon24.pl/392748.html
http://www.thebody.com/content/world/art22895.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1159 odsłon