Siła Zachodu
O sile Zachodu przekonamy się po "gruzińskim" szczycie UE. Jeśli nie zostaną podjęte zdecydowane kroki powstrzymujące ekspansję Rosji, kremlowscy bezpieczniacy przejdą do kontrofensywy.
Wydaje się, że po ułudzie "wychodzenia z komunizmu" i konstruowania wspólnie ze "zdemokratyzowaną" (a w najgorszym razie "demokratyzującą się") Rosją, posthistorycznego świata "happy people", naraz wracamy do realnego antagonizmu Wschodu z Zachodem, który zadecydował o podziale Europy na blisko pół wieku. Nie tylko ten antagonizm jest cały czas obecny w polityce, ale i staje się aktualnie środkiem pozwalającym Rosji powrócić do statusu supermocarstwa. Oczywiście, w wydaniu moskiewskim będzie to taka sama parodia jak "dominacja ZSSR nad światem cywilizowanym", lecz mimo że sowieci byli pokraczni, skretyniali i dzicy, to jednak zabijali i torturowali całkiem na serio, a ich okupację niektóre narody europejskie mają w pamięci po dziś dzień.
Ostatnie ćwierćwiecze przeżyliśmy w iluzji - wbijano nam najpierw do głowy, że komuniści sami stwierdzili, że bolszewizm jest niewłaściwym sposobem zarządzania państwem i społeczeństwem, dlatego podjęli wiekopomny trud powrotu do Zachodu, w czym należało od samego początku komunistów wspierać (nawet, jeśli doniedawna nosili oni sowieckie mundury, jak choćby członkowie junty Jaruzela) i okazywać wyrozumiałość, jeśli ów powrót wyglądał niezbyt widowiskowo. Można powiedzieć, że im bardziej pokracznie wyglądało transformowanie ustrojów w państwach bloku sowieckiego, tym większą aprobatę rezultatom tego procesu okazywali politycy zachodni, co w praktyce przyjęło postać akcesji do UE krajów postkomunistycznych, które w znikomym stopniu były na to gotowe gospodarczo czy politycznie. Zaczęto coraz bardziej komplementować też Rosję, zachwycając się postacią Putina, niemalże jak wczesnym Chruszczowem, który "demaskował stalinizm" (sam będąc wcześniej jednym z bardzo zasłużonych stalinowców), zapraszając ją do współpracy z UE i NATO. Ta krótkowzroczna polityka miała za zadanie nie tylko zagłaskanie Rosji, ale i - nie ma co ukrywać - przegrupowanie sił w Europie i stworzenie bloku antyamerykańskiego (UE plus Rosja). Stany Zjednoczone przyglądały się temu z mieszanymi uczuciami, na szczęście dla nas, w chwili próby, jaką stanowiła rosyjska agresja na Gruzję, przypomniały, że traktują swój udział w losach Europy nadal serio i nie wchodzi w grę żaden izolacjonizm.
Obecnie, gdy aneksja części Gruzji przez Rosję stała się faktem, to UE znalazła się pod ścianą. Kreml zastosował dość stary, sowiecki manewr na zasadzie "i co nam możecie zrobić?" i teraz UE ma znaleźć odpowiedź na to proste pytanie. Tylko dla ludzi słabo znających historię zwł. XX wieku kwestia tego, że Rosja NIE realizuje swoich celów politycznych w sposób europejski, zachodni, cywilizowany itd., jest czymś zaskakującym czy szokującym. Być może część zachodnioeuropejskich możnowładców sama uwierzyła w szerzoną nie tylko przez Rosjan propagandę głoszącą, że zachodzi upodabnianie się kremlowskich bezpieczniaków do ludzi polityki zasiadających w Londynie, Berlinie czy Paryżu i że właściwie niedługo nastanie pełna symbioza UE z Rosją. Dziś mogą się naocznie przekonać, że Rosjanie nie tylko inaczej rozumieją politykę, ale i nie mają żadnych skrupułów w jej realizowaniu w stylu, którego nie powstydziliby się sowieccy gensekowie. Powtarzam, dla kogoś, kto, jak my, zna Rosję sowiecką na własnej skórze, tego typu odkrycie to banał, niewykluczone jednak, że polityczne elity zachodnie wpadły w zdumienie. XXI w. i metody osiągania celów jak za Hitlera? A czemu nie? "Co nam możecie zrobić?"
UE może Rosji nie zrobić nic, a w ten sposób de facto zaakceptować politykę siły stosowaną przez kremlowskich bezpieczniaków. Na pewno nie byłaby to dobra wiadomość dla krajów bloku posowieckiego, ponieważ otwierałaby drogę Moskwie do dalszych agresywnych działań "w pokojowej obronie mniejszości rosyjskiej". Nie byłaby to jednak także dobra wiadomość dla krajów samej UE, świadczyłaby bowiem, że Zachodnia Europa uległa takiej atrofii, że potrafi walczyć już jedynie (ostatkiem sił) w obronie wyimaginowanych praw mniejszości seksualnych, a nie realnie zagrożonych niepodległych państw.
Dla Polski także nie byłaby to dobra wiadomość i kto wie, czy obecnie nie czeka nas najpotężniejsza rozprawa z posowieckimi siłami wojskowymi w naszym kraju. One, jak wiemy, mają od 1989 r. potężny wpływ na niektóre partie polityczne, a poza tym - pozostając w silnych, choć utajonych, związkach z rosyjskimi siłami bezpieczniackimi - mogą dążyć, jeśli nie do sabotowania, to przejęcia kontroli lub przynajmniej monitorowania w interesie Rosji - instalacji tarczy antyrakietowej i działalności amerykańskiego wojska na terenie Polski. W tej sytuacji fakt militarno-politycznego porozumienia z USA należy uznać za coś w rodzaju "cudu nad Wisłą 2", przez to, że daje szansę na trwałe geopolityczne odseparowanie się od Moskwy, ale przede wszystkim zmusza polskich polityków do desowietyzacji specsłużb i armii. Taka desowietyzacja możliwa jest teraz wyłącznie w ścisłej współpracy z Amerykanami, którzy czego jak czego, ale swoich instalacji militarnych i technologii wojskowych potrafią strzec jak oka w głowie. Problem jednak w tym, że partia rządząca, czyli PO, jest ostatnią, po której takiej procedury desowietyzacyjnej można się spodziewać.
W pewnej mierze twarde stanowisko UE poparte jakimiś zdecydowanymi (nie tylko ekonomicznymi, ale i militarnymi) działaniami służącymi wzmocnieniu integralności Gruzji mogłoby stanowić przyczynek także do procesu desowietyzacyjnego w Polsce i być może (przynajmniej część polityków PO) udałoby się uruchomić procedury blokujące rozmaitym "specjalistom" wyszkolonym przez KGB czy GRU możliwości jakiegokolwiek działania. Wydaje się jednak, że taki optymistyczny scenariusz nas na razie nie czeka. Ani UE, ani NATO nie zechcą chyba "zaogniać sytuacji", zaś Rosji nic tak nie utwierdza w przekonaniu o właściwie wykorzystywanych politycznych środkach, jak uległość krajów zachodniej Europy. Wobec tego i w Polsce może nas czekać teraz poważna kontrofensywa bezpieczniaków mających za sobą sowieckie doświadczenie. Jedyna nadzieja w Amerykanach, którzy jako jedyni na świecie nie pozwolili dotąd Kremlowi, by grał im na nosie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2781 odsłon
Komentarze
Atuty Rosji mają charakter
27 Sierpnia, 2008 - 18:54
Atuty Rosji mają charakter badziej psychologiczno-prestiżowy. Wbrew pozorom Zachód chce kupować gaz i rope od Rosji w ramach dywersyfikacji; to MY jesteśmy uzależnieni od Rosjan a nie Zachód.
Dawniej Rosja mogła liczyć na pięknoduchów urządzających marsze przeciwko Pershingom i Cruse'om. A teraz?
DoktorNo
27 Sierpnia, 2008 - 19:51
to, że Zachód dotąd chciał kupować gaz od Rosji nie znaczy, że będzie kupował (mimo wszystko zachodnie rządy nieco liczą się z opinią publiczną). To, że my jesteśmy uzależnieni od Rosji, to oczywiste. Sądzę, że albo dojdzie do jakiegoś poważnego przewartościowania w myśleniu politycznym na Zachodzie, albo do całkowitego blamażu UE. Z obu rzeczy będzie powód do radości. Odnowienie się zimnej wojny to najlepszy "bicz Boży" na imperialne zapędy Rosji, zaś kompletny blamaż UE to dla nas dowód, że do budowy superpaństwa nie dojdzie, ponieważ eurokraci to banda tchórzy,
pozdr
@FYM-ie
27 Sierpnia, 2008 - 20:24
Wiesz co mnie dziwi, że w roku 2005, gdy miał powstać POPiS był tak wielu ludzi, którzy wierzyli, że najgorsze już za nami. Tusk i PO skutecznie restaurują IIIRP Michnika i Kulczyka.
Co do unii, to swoim tchórzostwem zachęca Rosję do agresji i nowej zimnej wojny. Nie wiem czy zauważyłeś nowe opinie ekspertów międzynarodowych. Ciekawa jest np. wypowiedź Materskiego (cytowana we wszystkich mediach). Według niego działania Rosji mogą być taką "małą grą", poprzedzającą konflikt wojskowy. Materski twierdzi, że do "prawdziwego konfliktu" dojdzie w latach 2015-2017. Będzie to związane z aneksją Krymu przez Rosję, obecnie Krym jest częścią Ukrainy, więc oderwanie tej części Ukrainy może nastąpić tylko w wyniku konfliktu zbrojnego. To trochę straszne... A miało być tak fajnie, miał być "koniec historii" i powszechna "szczęśliwość".
Pzdr.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Danz
27 Sierpnia, 2008 - 20:56
jeśli UE nie zablokuje teraz działań Rosji, to ta ostatnia nie będzie zwlekać przez następne lata, ale zajmie się dezintegracją na Ukrainie lada dzień. Dzisiejszy pożar to może być przygrywka do takich działań. Wojna w jakimś większym wymiarze, moim zdaniem, nie jest Rosji potrzebna - wojenki, jak najbardziej, drobne akcje sabotażowo-terrorystyczne itp. To im wystarcza plus szantaże energetyczne, plus dezinformacja, plus agentura wpływu w tylu krajach.
To, że nie jest spokojnie może być dla nas swego rodzaju zmartwieniem, jednakże tego typu okoliczności pokazują prawdziwe twarze polityków (niektórzy zdobywają się na odwagę, jak L. Kaczyński, inni okazują tchórzliwość i służalczość wobec agresorów). Nic jednak nie jest wciąż przesądzone, podkreślam. Eurokraci mogą udawać, że nic się nie dzieje, jednakże muszą brać poprawkę na to, że za chwilę Rosja pójdzie za ciosem, a wtedy opinia publiczna zacznie rozliczać możnowładców europejskich z tchórzostwa i/lub nieudolności.
Pozdr