PROTESTY, GRY I ZABAWY
Kiedy słyszymy, że znowu giną ludzie, że znowu lecą bomby i wiele osób wyrżnięto w imię przywracania pokoju, czujemy się w obowiązku ględzić o łamaniu Praw Człowieka. Zaczynamy narzekać. Na źle urządzony świat, na okrutne prawo stosowane przez militarnie mocniejsze państwo.
Ale nie narzekamy zbyt głośno. Przecież nie chodzi o to, by ktoś nas usłyszał Chodzi o to, by odfajkować swój sprzeciw. Zaspokoić anachroniczne wyrzuty sumienia. Swoje zdanie wyrażamy szeptem. Najlepiej nocą, gdy wszyscy donosiciele już śpią, lecz jeśli nas przyciśnie w dzień, to staramy się biadolić raczej w piwnicy, niż na ulicy, raczej pod nosem, niż w nos. Wolimy stać z boku, nie angażować się, przeczekać szczęśliwy czas, rozgrzeszająco powiedzieć: C'est la vie!
Odwaga nie staniała. Jej po prostu nie ma. Nie ma odwagi cywilnej, bo mało jest ludzi skorych do powiedzenia dość. O przyczynach mówić nie ma potrzeby. Znane są na wyrywki. To konwersacyjne samograje, to tematy żelazne, odwieczne, jak moralna korozja, to wątki modne i zawsze na topie, jak uprzejmościowe rozmowy o pogodzie; wczoraj gadaliśmy o niej, dzisiaj jest Olimpiada, dziś na tapecie mamy cyniczne fetowanie międzynarodowego pokoju, rozprawiamy więc o wojnie w Gruzji, o tragedii w Czeczenii, o Tybecie walczącym z Chinami, a wszystkie te nasze gadki przebiegają w płaczliwej atmosferze wzajemnego niezrozumienia, w grzecznym klimacie strachu przed koszmarem jutra.
Naszą dzisiejszą odwagę modeluje wczorajsza pamięć, wczorajsza, wszechobecna zgroza dwukrotnej okupacji i trzykrotnych zaborów; nikt z ówczesnych polityków nie przejmował się naszym losem.
Malowana troska jest znakiem fabrycznym dzisiejszego humanitaryzmu, wszędzie więc słyszymy obłudne gderanie. Gderanie, prężenie chuderlawych bicepsów, histeryczne jojczenie, spóźnione postękiwania i marudne westchnienia za utraconymi czasami, gdy było nas dużo mniej i znacznie mniej było zatrważających informacji, przymulających wiadomości o absurdach ziemskiego padołu.
Lecz nie przeszkadza to nam w ulubionym pogrążaniu się w spekulacjach i przewidywaniach, w szachowych rozważaniach. W uprawnianiu zabaw medytacyjnych: kto, gdzie, kiedy i jak zaatakuje. Jakimi siłami. Smakujemy wojnę, podniecamy się ilością zgliszcz, trupów, etnicznych jatek. Traktujemy podbój jako jeszcze jedną grę planszową.
Poddajemy się czarodziejskim podszeptom polityków prawiących nam o tym, że nie da się żyć bez konfliktu zbrojnego, że kto wyłamuje się z szeregu kulturalnej trzody, ten nie jest patriotą i ma zagwarantowaną opinię NIEDRUGA. Zrzędzimy na ustrój, na sznurki pociągane nie tak i nie tym, co trzeba.
Potoki niezadowolonych i doszczętnie oburzonych płyną jednak nie pod, ale razem z prądem; zgodnie z nurtem rynsztoka nazywanego ZABEZPIECZANIEM interesu narodowego, lub strefą wpływów. Potoki te jednak są kontrolowane, mitygowane i moderowane wiedzą, gdzie jest granica. Gdzie przebiega linia oddzielająca nas od rzeczywistych przyczyn sporu, gdzie można bezkarnie wrzeszczeć i za przekroczenie której można oberwać po niesubordynowanym karku.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 388 odsłon