BAJKA FOLWARCZNA

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Blog

Dziobate nie widziały przeszkód. Stwierdziły, że rozmowy są konieczne, bo jajomyślni stanowią letnie, pojednawcze ugrupowanie. Uznały, iż z nimi tak, z tą frakcją należy, można i trzeba prowadzić ugodowy dialog. Tym więcej, że całe kurnictwo zaczęło się walić. Postanowiły więc ogłosić przymierze z jajami i zwołały naradę.

*

Otworzyła ją Główna Nioska, półślepa weteranka złotośrodkowców, stronnictwa specjalizującego się w unikaniu konfliktów. Zaczęła od stwierdzenia, że jest niewyraźnie i trzeba coś uczynić. Lecz nie zdążyła rozwinąć tej myśli, bo w momencie, gdy zabierała się do dalszego jej ciągu, na gęgalnicę wtargnął vicekaczor, intelektualista w stanie spoczynku i na dodatek honorowy pełnomocnik głównego. Znalazłszy się na trybunie, najpierw, dla dodania sobie dostojeństwa, westchnął zamaszyście, po czym łypnął na salę lepszym bielmem, a gdy zdawkowa burza oklasków przeszła w stupor oczekiwania, oznajmił:
- Do luftu taka polityka!

Zaległa pełna wyczekiwania, rzęźliwa cisza.

- Koleżanka Grzebalska powiada, że jesteśmy skazani na porozumienie z jajami i od naszego zaangażowania zależy jego kształt. Moim zdaniem to piramidalna bzdura! Proponuję, byśmy wytyczyli zasady, wedle których nam przypadnie wszystko, a im figa. Z jajami trzeba bez ceregieli - pociągnął wątek - Nie ma co się obcyndalać!!! Przez taką pojednawczą postawę możemy dać się złapać w pułapkę daremnej elokwencji. Kupry nam ugrzęzną w banałach, zabrniemy w mętne dywagacje i zbędne gadki do Władka, w jakieś kołowanie po ścianie i bezpłciowe szczebioty idioty. Podczas gdy problem z jajami, to nie dmuchanie w kijaszek! Póki co, jest to nasz przeciwnik i trzeba go pokochać, jak dożywocie!
Paciorki zebranych były wlepione w mówcę. Tylko główny wyglądał na znudzonego. Wiedział, że co było do przeprowadzenia, to już obgdakał ze sobą i przyznał sobie rację.

Jednakże kaczor nie ustawał:

Rzecz pewna, że nadszedł moment na balangę z nabiałem. Ale musimy zrobić wszystko, by nie zrobić nic. Dyplomacja, to tutaj jest słowo nieodzowne. Aż się prosi, byśmy byli roztropni, delikatni, wrażliwi, nieomal szczerzy. Są to kwestie niepodważalnych pryncypiów. Subtelność, to następne słowo, które tu wyjątkowo pasuje. Kwaknę więcej: ono jest tu na właściwym miejscu. Za nic nie możemy zrezygnować z tego usubtelniania. Musimy usubtelniać każde ich zdanie. Cokolwiek im przyjdzie do żółtka, myśl, koncepcja czy inne dyrdymały, my na to, że owszem, że tak trzymać, to przejdzie, ale zaraz, jak obuchem w czubek, wyjeżdżamy ze swymi odcieniami, zastrzeżeniami, niuansami, poddawaniem w wątpliwość, dzielimy piórko na czworo i zanim się durnie połapią, gdzie jest toaleta, już ich mamy na widelcu, już są wykastrowani z jakiejkolwiek słuszności. A wtedy, drżyjcie narody, niech kombinują, improwizują, marudzą o co im chodzi. Tak, moi drodzy, subtelność plus dyplomacja, to potęga!

Skończył i rozległy się anemiczne brawka. Słuchał tego tajfunu życzliwości. Znużony, ocierał z łebka pot. Rozpierało go szczęście. Zlazł z podium.

Zaraz jednak do przemawialnicy dopchnęła się druga nioska. Ujęła w nóżkę mikrofon i wrzasnęła: - protestuję! A co z PRAWEM? -

Powiało konsternacją. Literalnie nikt nie wiedział, dlaczego prawo.

W czym sprawa - zapytał główny kaczor, ale nikt nie zaryzykował odpowiedzi...

Brak głosów