Sąsiad kibic, część 2, ostatnia
Początek października był jednocześnie końcówką pogodnych, ciepłych dni. Wszyscy to czuli, wszyscy widzieli, a najlepszym dowodem na to, że wkrótce się ochłodzi była prognoza pogody zapowiadająca ocieplenie.
Nie było sensu zwlekać, trzeba było rozegrać zaległy mecz. Tym bardziej, że nie mieli grać dla siebie, po raz pierwszy ich drużyna dorobiła się własnego kibica. Sąsiad z bloku Łukaszka przy każdym spotkaniu wypytywał ich o termin spotkania dodając, że on się musi na nie przygotować.
- Ja mam złe przeczucia - szeptał Gruby Maciek, ale Łukaszek nie traktował tego poważnie mówiąc, że tylko baby mają przeczucia.
Nadszedł wreszcie dzień spotkania. Zjawiła się drużyna Łukaszka. Zjawiła się drużyna przeciwna. Zjawili się kibice drużyny przeciwnej: dwie babcie i sześciolatek. I wreszcie zjawił się kibic sąsiad.
- O ja cię... - jęknął Łukaszek. Kibica najpierw było poczuć (walnął trzy piwa), potem usłyszeć (śpiewał skomponowane przez siebie przyśpiewki) a na końcu zobaczyć. On też zobaczył swoją drużynę. Zamilkł, zatrzymał się i zmarszczył brwi.
- Czemu nie macie barw klubowych? - zapytał głucho. Część drużyny Łukaszka się zlękła.
- Bo my nie mamy strojów, gramy w zwykłych ciuchach... - wyjaśnił Gruby Maciek czując jak mu drżą kolana.
- Hmpf - mruknął sąsiad kibic i zrzucił z siebie kilka szalików w różnych kombinacjach kolorystycznych. - A nazwa klubu?
- Nie... nie ma...
Sąsiad kibic splunął obficie śliną i nawet nie rozwijał leżącego obok transparentu. Za to rozłożył obok siebie coś, co jak zaznaczył, zawsze zabierał na mecz. Łom, sztachetę, siekierę...
Zaczął się mecz. Po paru pierwszych minutach Gruby Maciek sfaulował jednego z przeciwników.
- Faul - krzyknęli tamci. Ustawili piłkę i już chcieli wykonać rzut wolny, gdy parę metrów od nich na murawę upadł plastikowy kubeł na śmieci. Wszyscy obrócili głowy w stronę skąd nadleciał i ujrzeli sąsiada kibica.
- Czy pan oszalał? - zapytała uprzejmie drużyna Łukaszka. - Mógł pan kogoś trafić!
- Sędzia kalosz!!! - darł się sąsiad kibic.
- Nie mamy sędziego - zauważył Łukaszek.
- Ale nie było faulu!!! - upierał się sąsiad.
- Był, ja sfaulowałem - przyznał się Gruby Maciek.
- Ech, ty idioto, nie przyznawaj się!!! - ryczał sąsiad.
Ignorując jego pokrzykiwania mecz wznowiono. Nie na długo jednak, bo drużyna przeciwna zdobyła gola. Sąsiad kibic siedział wściekły i milczący, nie uszło więc jego uwagi, że siedzące po drugiej stronie boiska dwie starsze panie wyraźnie się ucieszyły. Doszedł do jedynego logicznego wniosku, że są one kibicami drużyny przeciwnej. Zadziałał w nim instynkt i błyskawicznie znalazł się przy staruszkach wznosząc wyciągniętą zza pazuchy maczetę.
Babcie krzyknęły, krzyknęli również gracze. Ale ponad ich głosy przebił się głos sąsiada kibica:
- Dawać szaliki!!! - ryknął wskazując zawiązane na babcinych szyjach apaszki.
- Stop, moment, co tu się dzieje? - sąsiada otoczyli gracze drużyny Łukaszka. - Przecież miał pan kibicować!
- No a co robię? - zdziwił się sąsiad kibic. - Ja walczę o moją drużynę!
Gracze krótko mu wyjaśnili gdzie mają jego walkę i jeśli nie będzie kibicować normalnie to nie życzą sobie żeby kibicował w ogóle.
- Ach tak! Pożałujecie! - sąsiad kibic zatknął maczetę za pasek od spodni. - To nie wy jesteście prawdziwą drużyną tylko ja!
- Nie wytrzymam - zgrzytnął zębami Łukaszek. Ustawił piłkę, przycelował i z niewielkiej odległości puścił bombę prosto w plecy odchodzącego sąsiada kibica. Sąsiad trafiony centralnie między łopatki stracił równowagę i przewrócił się na maczetę.
Potworny krzyk przeszył powietrze. I ten krzyk był taki... cienki...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 890 odsłon
Komentarze
Końcówka jest rozbrajajca!
13 Października, 2008 - 00:16
hi hi hi....
Pozdro.:D
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".