Bolszewicka lustracja prof. Cieszewskiego
Pamiętamy, jaką walkę z lustracją przeprowadził Adam Michnik wraz z całym „postępowym” światem III RP, dla którego komunistyczni zbrodniarze stali się ludźmi honoru, a cały ubecki aparat do dnia dzisiejszego stał się nie tylko nietykalny, ale został faktycznym beneficjentem „okrągłego stołu”. Wystarczyło, by się przyznać do współpracy z SB, by piastować w III RP najwyższe stanowiska, do prezydenta włącznie – w imię tolerancji i polityki miłości.
Dzisiaj, to „postępowe” środowisko red. Michnika – czyli salonowe media – z lubością dokonują dzikiej lustracji, wykorzystując dawnych agentów, którzy wystawiają lub nie świadectwa moralności – czyli tak, jak to się stało w kolejnym programie Sekielskiego. Celem tej dzikiej lustracji jest wyłącznie obrona neo-bolszewickiego systemu oraz dyskredytacja jego politycznych przeciwników…
Bolszewicki portal Agory na pierwszym miejscu wyłuszcza dzisiaj „sprawę prof. Cieszewskiego”, który miał czelność podważyć wszystkie ustalenia komisji Anodiny, Millera i Laska – razem wziętych. A to już największa zbrodnia, której „postępowe” środowisko wybaczyć nie może. Wynajęli więc dziennikarską mendę, która dorobiła prof. Cieszewskiemu gębę tylko po to, by zdyskredytować nie profesora – ale dotychczasowe ustalenia komisji Macierewicza w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. No cóż – cel uświęca środki !
Metoda, którą posłużył się żurnalista Sekielski przypomina zatem sądy kapturowe z okresu najgorszej bolszewii i w każdym normalnym kraju, taki żurnalista jak Sekielski musiałby się pożegnać z zawodem. Sekielski bowiem - idąc tropem numeru rejestracyjnego TW "Nil" – 72102 dotarł do nazwiska byłego funkcjonariusza SB – Józefa Nadworskiego. Udało mu się także z nim porozmawiać. – Dokumenty , które mi pokazano spowodowały, że przypomniałem sobie jego twarz. Rzeczywiście był w zainteresowaniu moich działań operacyjnych – przyznał były funkcjonariusz. – To, że był zarejestrowany jest oczywiste – dodał. Nadworski dodał na koniec rozmowy, że "nie przypomina sobie jego w charakterze TW". Zatem były ubek, który rozpracowywał Cieszewskiego nie przypomina sobie, by ten był agentem ! Ale przynajmniej zachował się bardziej przyzwoicie niż spasiony dziennikarski celebrytan III RP !
Sekielskiemu pozostały więc już tylko wątpliwości dotyczące ucieczki Cieszewskiego do Kanady. „Postępowi” opozycjoniści i tzw. historycy występujący w programie "Po prostu" zwracali uwagę, że zaskakująco łatwo udało się Cieszewskiemu opuścić Polskę. Głos w tej sprawie zabrał też były esbek, który wprawdzie nie znał Cieszewskiego, jako agenta SB, ale: - Wedle mojego graniczącego z pewnością przekonania to absolutnie niemożliwe – powiedział Nadworski o wersji wyjazdu z kraju Cieszewskiego, według której przyszły profesor zwyczajnie opuścił kraj samolotem z warszawskiego Okęcia. - Musiał ktoś zgodzić się na to, żeby wyjechał. Nie wierzę, żeby to był efekt jego własnej genialnej, przemyślanej działalności – dodał.
– To dziwne, to nie jest niemożliwe, ale szalenie nieprawdopodobne – przyznał rację Nadworskiemu „postępowy” opozycjonista Krzysztof Leski. W trakcie programu "Po Prostu" Tomasz Sekielski odniósł się też do osób, które w ostrych słowach oskarżały go o manipulowanie opinią publiczną. - Wszystkim zwolennikom lustracji, którzy po tym programie nas zaatakują, radzę spojrzeć w lustro - powiedział na antenie dziennikarz.
Odpowiadam więc tej dziennikarskiej mendzie, byłemu esbekowi i „postępowym” opozycjonistom, że nie tylko spoglądam codziennie bez obrzydzenia w lustro, ale jestem gotów powtórzyć w niezależnej telewizji, iż sugerowanie prof. Cieszewskiemu agenturalnej przeszłości jest bolszewickim zabiegiem w celu takiego zmanipulowania opinii publicznej, by z uczciwego i krzywdzonego przez komunę człowieka zrobić agenta. I to w kraju, gdzie byli agenci - jeśli nie są na sutych emeryturach - to nadal zasiadają w spółkach skarbu państwa i na najwyższych urzędach III RP, że wspomnę choćby agenta Boniego, który przyznał się do współpracy z SB. A ilu jest byłych agentów SB i WSI, którzy zasiadają w polskim parlamencie tylko dlatego, że do współpracy się przyznali ? Przypisywanie zatem agenturalnej przeszłości osobom całkowicie niewinnym i tylko dlatego, że udało im się z Polski uciec, bądź dlatego, że stworzonego przy „okrągłym stole” pokracznego systemu nie akceptują jest możliwe w dzisiejszej Polsce tylko dlatego, że lustracji nie przeprowadzono, umożliwiając przy tym przeróżnym dziennikarskim mendom funkcjonowanie w przestrzeni medialnej w celu manipulowania opinią publiczną...
Opowiem więc wam zatem parę wątków z mojej opozycyjnej przeszłości osoby pokrzywdzonej przez reżim komunistyczny, na co mam wystawiony przez IPN certyfikat.Chcę w ten sposób obalić lansowane przez bolszewickie mendy mity, dotyczące nie tylko wyjazdu za granicę, ale także podpisywania aktów lojalności, które ponoć podpisywali wszyscy, jak twierdzi bohaterski Lech Wałęsa.
Ja w sprawie lojalki zostałem wezwany na milicję w mroźną, lutową noc 1982 roku, gdy pod mój dom podjechała milicyjna suka. Gdy następnego ranka pojawiłem się na milicji – na stoliku czekała na mnie kartka formatu A-3, którą znany mi esbek (pojawiał się on cyklicznie w moim zakładzie pracy jeszcze przed stanem wojennym) kazał mi przeczytać. Była to lojalka wobec władzy WRON z miejscem na podpis, gdyż zaczynało się to od słów: „Ja niżej podpisany zobowiązuję się…..”. Po przeczytaniu tej kartki, odłożyłem ją na środek stolika. Na to esbek od razu zareagował: „Ale to trzeba podpisać !”. Odpowiedziałem, że nie muszę tego podpisywać, gdyż pod przymusem niczego nigdy nie podpisywałem. Niezrażony esbek dodał więc, że mnie nie przymusza. Więc znowu odpowiedziałem, że skoro nie jest to przymus to tym bardziej nie znajduję powodów, by złożyć na tej kartce swój podpis, który sobie bardzo cenię…
Wówczas esbek wpadł w szał i zaczął wykrzykiwać, co mi mogą zrobić, jak lojalki nie podpiszę. Wówczas spokojnie odpowiedziałem, że mnie mogą najwyżej zabić – ale nic więcej. A poza tym, że to zrobiła esbecja – wszyscy zaraz się dowiedzą – gdyż zawsze miałem zwyczaj informować osoby mi zaufane, że zostałem wezwany na milicję. Esbek próbował się dowiedzieć, kogo poinformowałem, więc ogólnie odpowiedziałem, że jest to Kościół, oraz osoby, które nie mają ochoty zawierać znajomości ze służbą bezpieczeństwa. Esbek próbował jeszcze mnie przestraszyć mówiąc, że w takim razie „inaczej porozmawiamy” i opuścił pokój, nie zamykając drzwi. Zapaliłem więc papierosa „Caro” i czekałem na oddział egzekutorów…
Po jakimś czasie esbek wrócił sam do pokoju, pytając się: „I co, podpisane ?” Odpowiedziałem mu, że jeśli oczekiwał, że mnie przestraszy, to się mylił. Lojalki nie podpisałem i nie podpiszę, więc jeśli chce mieć problem z głowy to niech mnie sam zastrzeli, gdyż zapewne ma przy sobie pistolet. Esbek zaczął coś bredzić o tym, że „my nie tacy, jak pan sobie wyobraża”, potem zaczął wyciągać jakieś szczegóły z mojego życia, abym wiedział, że chodzą za mną. A ja tylko paliłem kolejne „Caro” kiwając głową z politowaniem. Bo do tak szambiarskiej pracy potrzeba ludzi, przy których babcia klozetowa to jest prawdziwy prestiż…I tak wyszedłem z budynku milicji bez podpisania lojalki – wprost do pobliskiego kościoła, gdzie czekał na mnie mój kumpel, oraz Ten, co daje każdemu odwagę, gdy się do Niego zwróci…
Esbecja zrobiła mi jeszcze pokazówkę, wparowując o godzinie szóstej rano kilka tygodni później do mojego mieszkania w liczbie czterech funkcjonariuszy i z udziałem znanego mi esbeka. Nie zapomnę, jak dzielna była moja żona, która opierniczała esbeków, gdy bobrowali w szafach a także szukali czegoś pod dywanami a nawet obrazami. Zabrali mi jakieś wydawnictwa bezdebitowe, łączyli się w czasie rewizji ze sztabem, a nawet zażądali wizytacji piwnicy.
Tydzień później znów mnie wezwali – tym razem na ubecję wojewódzką. Przyjechałem tam z dużą torbą. Esbek – wyglądający na intelektualistę – zdziwił się, że mam ze sobą taką właśnie torbę. Pokazałem mu jej zawartość: były tam ciepłe kalesony, piżama, ręcznik, przybory do golenia oraz Biblia. – „Po co to panu?” – zapytał. – Na wszelki wypadek – odpowiedziałem esbekowi, dodając, że klucze do mieszkania zostawiłem w pobliskim kościele, gdzie mam znajomego proboszcza.
Zaczęło się długie przesłuchanie, dotyczące znanego mi członka „Solidarności”, którego zawsze podejrzewałem, że był esbecką wtyczką. Przesłuchiwany byłem - niby jako świadek: pokazywane mi były pieczątki związku do rozpoznania i jakieś dokumenty, które esbecja przejęła 13 grudnia 1981 roku. Na koniec przesłuchania, esbek dał mi sporządzony z przesłuchania dokument do podpisania, z adnotacją, że potwierdzam swoim podpisem zgodność zeznania. Wziąłem ten dokument i zacząłem pisać… Esbek – intelektualista – zaczął się denerwować i zapytał: „Co pan tam pisze ? Tam trzeba tylko złożyć podpis !” Ja zaś rzeczywiście się podpisałem, dodając: „Potwierdzam zgodność moich zeznań z zastrzeżeniem, że powyższego teksu nie pisałem własnoręcznie”….
I wtedy esbek-intelektualista się wściekł. Na pytanie: - Po co dopisałem takie idiotyczne uwagi?- odpowiedziałem, że po moim wyjściu z siedziby SB, do tego dokumentu nie będzie można już niczego dopisać…. Zaczął więc mnie straszyć, tym co mi mogą zrobić - więc znowu mu pokazałem zawartość mojej torby, gdyż przewidziałem, że będą mnie chcieli zaaresztować pod byle pozorem… Zaproponowałem powtórnie, by mnie zastrzelili na miejscu, skoro mają taki ze mną problem. W końcu i z tej opresji wyszedłem..
A teraz będzie clou programu, czyli coś o paszporcie, który wydała mi milicja na wyjazd do znajomych, którzy uciekli do Berlina, czyli do RFN-u. Znajomi przysłali mi i mojej żonie zaproszenie. O dziwo – paszport dostałem po dwóch tygodniach i to wraz z żoną, gdyż powszechną wtedy wiedzą było to, że komuna chętnie pozbywała się tych, których nie udało im się zresocjalizować. Tak wyjechaliśmy do Berlina bez żadnych przeszkód i nawet nie specjalnie rewidowani na granicy. Szokiem dla władzy było to, że po dwóch tygodniach do Polski wróciliśmy, choć wszyscy znajomi w Berlinie nakłaniali nas do pozostania.
W Niemczech nie pozostałem tylko dlatego, że znałem opowieści o Niemcach z ust mojej ś.p. mamy – więźniarki Pawiaka i Ravensbruck do którego trafiła wraz ze swoją mamą i siostrami… Co innego, gdyby to była Ameryka ! Pewnie bym wtedy został i dziś zapewne także włączyłbym się (jako były absolwent Politechniki a może dzisiaj, jako profesor) do prac zespołu Macierewicza. Sekielski miałby zatem aż dwóch „agentów” SB, którym udało się zdobyć paszport za komuny i spokojnie wyjechać z PRL-u...
Bo muszę na końcu dodać, że mój wniosek do IPN o uznanie mnie za ofiarę systemu komunistycznego złożyłem, gdy i na mój temat zaczęły krążyć pogłoski, że jestem agentem SB, skoro dostałem paszport za władzy WRONU i nie dość, że wyjechałem do RFN-u – to jeszcze wróciłem z niego do PRL-u ! Certyfikat otrzymałem w 2005 roku i dzisiaj wszyscy Sekielscy, wszyscy którzy spoglądają w lustrze w swoje bolszewickie twarze mogę mnie pocałować w przysłowiową dupę. Wykorzystują zatem to, że prof. Cieszewski jako Amerykanin, który uciekł z okupowanej Polski - nie może się bronić przed potwarzą w bolszewickim kraju. Kraju stworzonego przez nietykalnych do dzisiaj agentów bezpieki, „ludzi honoru” oraz armii spasionych celebrytanów….
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1416 odsłon
Komentarze
A rola prof.Dudka?
11 Grudnia, 2013 - 18:44
Jaką rolę w tym cyrku Sekielskiego odegrał prof.Dudek?
Niezbyt chwalebną-to widzieliśmy.Prof. Dudek u Sekielskiego oświadczył co następuje:
„Prawdopodobnie należał [prof. Cieszewski] do tej kategorii ludzi, którzy powiedzieli co mieli do powiedzenia, po czym prosili o nagrodę, czyli możliwość wyjechania z kraju”
Wg portalu "Niezależna.pl"-tu http://niezalezna.pl/49309-nasz-news-prof-cieszewski-domaga-sie-autolustracji-zlozyl-juz-dokumenty-w-ipn
to nie koniec sprawy. Wywiadu udzielił też p. Macierewicz (dla TVP Info) i on mówił, że zespół parlamentarny zwracał się o zbadanie p. Ciszewskiego do IPN już wiosną tego roku, ale IPN zanim udzielił im jakiejkolwiek odpowiedzi, dostał wniosek w tej sprawie od Sekielskigo (lub jego pełnomocników) a na nim dopisek autorstwa p. Dudka "cito" i tym sposobem TVP dostała materiały przed zespołem ,choć zwróciła się o nie dużo później.
Brzydkie zagrywki-takie jest moje zdanie.