Pawlik Morozow i młyńskie kamienie
Biedny Piątek – niedoszły Pawka Morozow - trafił między młyńskie kamienie kapitału i te kamienie go zmiażdżyły.
I. Szpicel z powołania
Woody Allen w jednym ze swych opowiadań stworzył bohatera, który od najmłodszych lat marzył o tym, by zostać zawodowym donosicielem. Brał nawet lekcje wymowy, żeby wyraźniej kapować. „- Mój Boże, jak ja lubię donosić na ludzi” - mówi w pewnym momencie. Podobny syndrom „kapusia z powołania” dotknął najwyraźniej lewackiego pisarza i publicystę Tomasza Piątka, znanego m.in. z felietonów na stronach „Krytyki Politycznej”. Wyczytał on mianowicie, że naczelny „Do Rzeczy”, Paweł Lisicki, pochwalił we wstępniaku ustawę Putina zabraniającą homoseksualnej propagandy, zwłaszcza wobec nieletnich. Lisicki wprawdzie umiejscowił swą pochwałę w kontekście – jak Putin morduje swych przeciwników i fałszuje wybory to świat milczy; tenże postępowy świat budzi się dopiero, gdy rosyjska władza uderza w deprawacyjną działalność homolobby – ale tego już Tomasz Piątek nie dopowie, bo i po co?
W każdym razie, Piątek doznał rewolucyjnego wzmożenia i postanowił trochę podonosić do reklamodawców tygodnika, pytając m.in. „Czy świadomie wspierają Państwo swoimi pieniędzmi tygodnik, który popiera prześladowanie homoseksualistów przez Putina?” . Swoją drogą, jak to jest, że wśród sił postępu w obliczu kontrrewolucji niemal automatycznie włączają się atawizmy rodem już nawet nie z przywołanego opowiadania Woody'ego Allena, ale wręcz z Pawlika Morozowa? Bo warto w tym miejscu przypomnieć, iż podobny numer próbowało zastosować swojego czasu branżowe pismo „Press”, molestując reklamodawców starego „Uważam Rze”, czy nie przeszkadza im aby „wizerunek upolitycznionej i skrajnej w opiniach gazety”. Sam Tomasz Piątek zaś zasłynął po raz pierwszy na donosicielskiej niwie smarując list do „Guardiana”, by brytyjska gazeta zerwała współpracę z Andrzejem Krauze, który pozwolił sobie na „homofobiczny” rysunek w „Rzeczpospolitej” (facet w Urzędzie Stanu Cywilnego mówi do kozy w welonie „Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my!”). Brawo, towarzyszu Piątek, teraz pora na masówki w zakładach pracy.
II. Moralność rewolucyjna
No, ale jeden z reklamodawców wyciął Piątkowi numer i przekazał jego donos redakcji „Do Rzeczy”. Jednym słowem, sprawa się rypła, a Bronisław Wildstein odwinął się listem otwartym do „Krytyki Politycznej”, w którym nazwał Piątka „małym donosicielem”. Wyobrażam sobie, że w tym momencie „mały donosiciel” musiał doświadczyć poczucia najgłębszej zdrady. Relacja donosiciel-władza (a reklamodawcy są dla mediów swojego rodzaju „władzą”) jest bowiem relacją nader intymną, opierającą się na zaufaniu i przeświadczeniu, że bezpieczniacka etyka nigdy nie pozwoli zdekonspirować konfidenta. To tak, jakby NKWD zamiast rozstrzelać ojca Pawki Morozowa, pobiegła do niego z ostrzeżeniem jakiego to ma synalka. Widział kto takie rzeczy? Parszywe czasy...
Toteż z listu Tomasza Piątka do TokFM przebija krzywda, skarga, że ktoś zakapował kapusia. Przy czym Piątek w swych żalach wydaje się być absolutnie szczery – on chciał dobrze, nie ma sobie nic do zarzucenia, a tu jeszcze „Krytyka Polityczna” wywaliła go za drzwi. On - uwaga – praktykował jedynie „wolność słowa” i chciał sprowokować „bojkot konsumencki”. To swoją drogą ciekawe rozumowanie, które warto podrzucić wszystkim Tewusiom figurującym w papierach IPN – owszem, donosiłem do bezpieki, ale tak właśnie pojmuję wolność słowa i nikomu nic do tego!
„Prawo dziennikarza i nie tylko dziennikarza do zadawania pytań jest podstawowym elementem wolności słowa. Jak się ma do wolności słowa brutalne zastraszanie publicysty, który zadaje niewygodne pytania?” - pyta Piątek a propos listu Wildsteina. I do głowy mu nie przyjdzie, że czym innym jest publiczne formułowanie zarzutów, czy wzywanie do bojkotu, a czym innym potajemne donosicielstwo za plecami zainteresowanego. Dla Piątka nie ma tu różnicy, bo w walce z „kontrą” nie ma miejsca na burżuazyjną moralność. Moralne jest to, co służy Rewolucji, koniec kropka. W tym wypadku Piątkowi wydała się moralna akcja „z partyzanta” mająca zniechęcić reklamodawców wrażego medium. I gdyby sprawa nie wyszła na jaw, wciąż pisałby do „Krytyki Politycznej”, chwaląc się zapewne w środowisku swymi przewagami i zbierając od kolegów pochwały za swoje bezkompromisowe kozactwo.
III. I jak tu robić rewolucję?
Tak się jednak nie stało, „Krytyka” wyrzuciła go ze swych łamów, przy czym powody rozstania z Piątkiem są dość charakterystyczne. Otóż, „Krytyka Polityczna” twierdzi, iż Piątek nie uzgodnił z nimi swej „akcji”, bo gdyby ich uprzedził, to „moglibyśmy przedyskutować wspólnie jej celowość”. W innym miejscu redakcja zauważa: „Nawet z przeciwnikami nie walczyliśmy nigdy, namawiając do wyrzucenia ich z pracy, lokalu, odebrania dotacji państwowych lub reklam.” Czyli, niby „nie walczyliśmy”, ale „moglibyśmy przedyskutować”. Rozumiem, że kwestią priorytetową byłaby spodziewana skuteczność „dywersji” i prawdopodobieństwo utrzymania sprawy w tajemnicy, tak by nie musieli „za naszego autora przepraszać co miesiąc”...
A tak naprawdę poszło o pieniądze. Rozgoryczony Piątek pisze bowiem – i nie ma powodu, by mu nie wierzyć – że, cytuję, „Powiedziano mi, że zadając pytania reklamodawcom, zagroziłem bytowi 'Krytyki'. 'No bo jeśli my piszemy do ich reklamodawców, to oni zaczną pisać do naszych grantodawców'. Granty to stypendia, które "KP" uzyskuje na swoje działania od różnych instytucji.” No i wszystko jasne – nie zaglądamy sobie nawzajem do kasy i będzie dobrze. Jest wprawdzie różnica między prywatnymi sponsorami, a grantami z publicznych środków, ale zasada - „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych” tak czy inaczej musi być zachowana. I jak tu z takimi robić rewolucję?
Biedny Piątek – niedoszły Pawka Morozow - trafił między młyńskie kamienie kapitału i te kamienie go zmiażdżyły. Biedny Piątek, powtórzę - uwierzył, że to wszystko naprawdę, a tu okazało się, że chodzi tylko o to, by na koszt podatnika („grantodawców”) wypić, zakąsić i polansować się w lewackim duchu po kawiarniach. Naiwny - to predylekcja Sierakowskiego do drogich win nic mu wcześniej nie powiedziała? I tak ma pozostać, bo jak się urwie futrowanie kawiarnianej kontestacji przez państwo, to ten cały rewolucyjny pryncypializm będzie sobie można wraz tomami Lenina i rocznikami „Krytyki Politycznej” wsadzić tam, gdzie ludowe masy mogą pana Sierakowskiego w dupę pocałować.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4835 odsłon
Komentarze
@Gadający Grzyb
20 Września, 2013 - 19:48
Heroinizm widać sprzyja delatorstwu.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Tomasz_Pi%C4%85tek_%28pisarz%29
Pozdrawiam
Re: @Gadający Grzyb
20 Września, 2013 - 20:47
Heroinizm, albo ogólne pokręcenie. Swoją drogą, czytałem kiedyś opowiadanie Piątka w "Nowej Fantastyce" - i było całkiem całkiem. Mroczne schizy, ale lubię takie klimaty ;)
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
@Gadający Grzyb
20 Września, 2013 - 20:56
Lubisz klimaty mrocznej schizy? Wiesz, Grzybie, ja to jestem starszy pan, więc nie wiem, czy nadajemy to samo znaczenie słowom ;-), ale jeśli idzie o "mroczną schizę, to polecam Luciusa Sheparda.
Re: @Gadający Grzyb
20 Września, 2013 - 21:53
Dzięki, skorzystam :)
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Kolejny dowód na to że lewak = idiota. Kolejny dowód na to, że
20 Września, 2013 - 20:25
lewacy są impregnowani na naukę - bez przerwy sadzą babola za babolem i nie wzbudza to w nich żadnej refleksji. Z Kosmosu na beton rypią, grzywki nie otrzepią, tylko zanucą (znów nudzą?) "Międzynarodówkę". Przykre jest tylko to, że mają (ci co jeszcze nie zapisali się do ortodoksyjnej frakcji gejowskiej albo innych popaprańców) zdolności rozrodcze i wirus lewactwa może się dalej rozprzestrzeniać, a WHO zdaje się nie zakończyło czy nawet nie rozpoczęło (bez różnicy) badań nad jego szkodliwością.
Pozdrawiam
HdeS
HdeS
Re: Kolejny dowód na to że lewak = idiota. Kolejny dowód na to,
20 Września, 2013 - 20:49
WHO miałoby badać lewactwo? Toż WHO jest jednym z instrumentów lewactwa (vide - skreślenie homoseksualizmu z listy chorób).
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Chodzi o to, że W(c)HO(j) może nakazać miłować lewactwo jako
20 Września, 2013 - 21:28
przyjazną jednostkę chorobową jak homoseksualizm w odróżnieniu od takiego transseksualizmu (co by to nie oznaczało to pokraczne sformułowanie), którego zdaje się (przynajmniej na razie) nie przegłosowało.
Pozdrawiam
HdeS
HdeS
Re: Chodzi o to, że W(c)HO(j) może nakazać miłować lewactwo jako
20 Września, 2013 - 21:55
Nakaz miłowania lewactwa jest już wdrażany na tylu frontach, że WHO może ograniczyć się do przyklepywania kolejnych wytycznych ;)
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
w byłej NRD każdy donosił,dla wygody porobiły się nawet "dwójki"
21 Września, 2013 - 03:11
sąsiadów donoszących na siebie, za obopólną wiedzą.
Był przypadek gdy jeden z tandemu umarł.
Wtedy osierocony sąsiad zaczął donosić sam na siebie. Nie chciał nikogo nowego.
Re: w byłej NRD każdy donosił,dla wygody porobiły się nawet "dwó
21 Września, 2013 - 20:01
O i to jest patent - autodenuncjacja ;)
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
niby nieładanie kopać
21 Września, 2013 - 07:35
niby nieładanie kopać leżącego ale milo dowiedzic sobie jak sie rzeczony Piątek sam na wlasne ż yczenie urządził :)
Re: niby nieładanie kopać
21 Września, 2013 - 20:05
Chłopina nie przewidział, że zabawa pieniędzmi, to jak zabawa zapałkami...
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
@ Gadający Grzyb
21 Września, 2013 - 17:21
Dzień dobry.
Muszę przyznać, że jestem strasznie zdziwiony takim zachowaniem "Krytyki Politycznej". Przecież nie od dziś wiadomo, że hasłem III RP powinien być (według tego środowiska) okrzyk: "KAPUŚ, TO BRZMI DUMNIE". Pan Piątek powinien zostać przedstawiony jako wzór obywatelskiej postawy, prawdziwy neo-patriota a nie utracić swoją ciepłą posadkę. Jak powinno się nagradzać za swe czyny takich ludzi jak pan Piątek opisał w "Zapiskach oficera Armii Czerwonej" Sergiusz Piasecki. Przepraszam, bo tekst będzie trochę przydługi, ale muszę go zacytować:
"Otóż w pewnym kołchozie robota kiepsko szła. Nigdy według planu norm produkcji nie osiągnęli. Posyłano tam i instruktorów, i komisje różne, i nic; to samo. Zdawało się, że wszystko tam jest, co trzeba do pracy, a jednak wyniki zawsze były marne. Kilku już prezesów kołchozu wysłano do łagru, czy gdzieś dalej nawet. Ale u każdego następnego to samo. Wreszcie posłano tam - dla zbadania zagadkowej sprawy - pewną komsomołkę. Pojechała niby dla pracy „kultoświatowej”, no i „czerwony kącik” założyć. Otóż przyjechała ona i pracuje jak się należy, a tymczasem wszystko dookoła obserwuje i szkodników szuka. A do niej przymigdalił się naczelnik traktorowej stacji. Zgrabny chłop i młody. Ona też była piękna. Zaczęli oni ze sobą romansować. Razem książki czytają, razem na zebrania chodzą, razem śpią. Słowem: kulturalnie czas spędzają. On w niej i zakochał się, a ona w nim. On chciał, żeby zaraz ślub wziąć. Ale ona powiedziała, że trzeba zaczekać do jesieni, kiedy główne roboty będą skończone. Bo na pierwszym miejscu jest obowiązek, miłość zaś na drugim. On musiał się zgodzić, ale zrobił to bardzo niechętnie i był niezadowolony. To się jej
wydało bardzo podejrzane. Więc zaczęła ona uważnie go obserwować i pewnego razu - kiedy on był na stacji traktorowej - wszystko w jego pokoju przeszukała i znalazła kartkę w obcym języku. Ponieważ nie mogła ona jej przeczytać, ale zrozumiała, że sprawa jest podejrzana, to ona tę kartkę wzięła i nocą, na piechotę, trzydzieści wiorst do miasta odwaliła. Tam doręczyła kartkę naczelnikowi NKWD. On kartkę sfotografował, a komsomołkę odwiózł zaraz autem i wysadził w pobliżu kołchozu. Kazał jej kartkę na miejsce położyć, aby tamten łotr nie dostrzegł niczego. Jej zaś kazał dalej go śledzić... No, nadeszła jesień. Zbiory były dobre, jak nigdy. Więc zauważyła, że jej kawaler posmutniał. Zrozumiała ona z tego, że bardzo mu się nie podoba, iż kołchoz może zacząć rozwijać się. Więc ona jeszcze uważniej go obserwowała i dostrzegła pewnej nocy, jak on do miasta pojechał i stamtąd jakąś paczkę przywiózł. Zbadała ona tamtą paczkę i okazało się, że była w niej bomba zegarowa angielskiego wyrobu. A następnej nocy dostrzegła ona, że on z łóżka, w którym razem spali, wylazł po cichu i wyszedł z izby. To ona z daleka za nim. I zobaczyła, że podły sabotażysta podłożył bombę pod tamę, która regulowała poziom wody w jeziorze. Takim sposobem chciał on kołchoźne pola wodą zalać i wszystkie zbiory zniszczyć. Zostawił on bombę pod tamą i poszedł na stację traktorową, żeby mieć wytłumaczenie dokąd chodził... jeśli ktoś o to spyta.
A ona tymczasem bombę spod tamy wyjęła i do jeziora ją wrzuciła. Potem zdołała pierwsza do domu wrócić. Bomba wybuchła w jeziorze, ale szkody wielkiej nie zrobiła. Wszyscy zrozumieli, że był to zamach na kołchoźne dobro i prezes powiadomił o tym NKWD. Zaraz przyjechały władze i zrobiły zebranie. Prezes wystąpił z mową i powiedział, że wśród nich jest sabotażysta, który od dawna pracy szkodzi, a teraz chciał cały ich dorobek zniszczyć. Wówczas wystąpił tamten sabotażysta i też przemawiał za czujnością i twierdził, że zamachowiec na pewno z miasta przyszedł. Dopiero wtedy komsomołka wystąpiła i powiedziała:
- Ten sabotażysta, to ty jesteś! I bombę tamtą też ty pod tamę podłożyłeś, ale ja ją w porę usunęłam.
A on na to:
- Jakaż twoja miłość, jeśli ty mnie gubisz?!
Ona zaś mu odpowiedziała:
- Jestem komsomołka i stawiam obowiązek na pierwszym miejscu. A ciebie, jako wroga Związku Sowieckiego, sama bym zastrzeliła!
Ja byłem tak wzruszony tymi słowami, że zacząłem klaskać w dłonie i krzyczeć: brawo!
A koniec filmu był następujący. Ją wezwano do Komitetu Partyjnego i udekorowano uroczyście orderem. Jego zaś pokazano za kratami... Bardzo był piękny film i ja ogromnie nim wzruszyłem się."
Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie
Re: @ Gadający Grzyb
21 Września, 2013 - 20:14
pozdrowienia
Gadający Grzyb