Nawiązując do Ziemkiewicza

Obrazek użytkownika kataryna
Kraj

Rafał Ziemkiewicz: Kłamliwe media stały się częścią systemu władzy.

Ten fragment bardzo smutnego tekstu Ziemkiewicza z dzisiejszej Rzepy ośmielił mnie do przedrukowania własnego tekstu dla Kultury Liberalnej sprzed dwóch tygodni, czyli jeszcze zanim Wojciech Mazowiecki w swojej słynnej odezwie do kolegów-dziennikarzy postawił kropkę nad "i". Możecie nie wierzyć, ale bardzo się staram ograniczać marudzenie, średnio mi to wychodzi, a w ostatnich tygodniach, gdy obserwowałam jak media gorliwie wyręczają władzę w jej rozprawie z niewygodnym urzędnikiem, bezkrytycznie publikując kolejne podsuwane przez nią kwity i nie zadając żadnych pytań, całkiem się zniechęciłam.

Dyskusja, w której wzięłam udział, odbyła się pod hasłem "Cenzura nasza powszednia", ja swój głos zatytułowałam "Cenzura jest zbędna", dzisiejszy tekst Ziemkiewicza uświadomił mi, że niedługo obecnej władzy przestaną być potrzebni także PR-owcy bo i tę robotę za nich odwalają media.

***

Kiedy w 2002 roku Janina Paradowska w wywiadzie z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem zadała mu niewygodne pytanie o aferę Rywina, ten poskarżył się Michnikowi, który interweniował u redaktora naczelnego „Polityki” i pytanie zostało z wywiadu wykreślone. Trudno to nawet nazwać cenzurą, bo odbyło się za obopólną zgodą, tak jak przez pół roku, zgodnie i solidarnie, politycy i dziennikarze utrzymywali aferę Rywina w tajemnicy przed społeczeństwem. Dzisiaj żyjemy w ulepszonej wersji tamtego państwa i żadne interwencje nie są już potrzebne, bo prawdziwie niewygodne pytania po prostu nie padają. Nawet jeśli są one oczywiste, a niezadanie ich naraża dziennikarza na kompromitację.

„Afera hazardowa” i „afera stoczniowa” uświadomiły władzy – jeśli jeszcze miała jakieś wątpliwości – że media są dla niej całkowicie niegroźne. A skoro są niegroźne, nie ma żadnej potrzeby uciekania się do cenzury, dziennikarze świetnie dyscyplinują się sami, to prawdopodobnie grupa społeczna, która jako ostatnia odwróci się do Platformy – ją najtrudniej będzie rozczarować. W każdym razie na tyle, żeby zrobiła cokolwiek, co mogłoby obecnej władzy realnie zaszkodzić. Nie mam oczywiście na myśli wszystkich dziennikarzy, ale ich sporą część, na tyle liczną i wpływową, że z powodzeniem dominującą w debacie publicznej zarówno jeśli chodzi o dobór tematów, jak i sposób ich przedstawiania. A ta mniejszość, która jeszcze nie zrozumiała, że pewnych pytań nie ma sensu zadawać, może być z powodzeniem neutralizowana w inny sposób, na przykład bojkotem. Premier czy minister mogą sobie przecież wybierać rozmówców. I jak mają problemy, pójdą się z nich tłumaczyć tam gdzie będą bezpieczni, gdzie dziennikarz da się wygadać, a to, co się mu nagada, przyjmie ze zrozumieniem. Po akcji ABW w sprawie „afery aneksowej” rok temu, gdy Jerzy Jachowicz zapytał ministra Ćwiąkalskiego, czy prokurator generalny nie powinien tego wyjaśnić z trybuny sejmowej, Ćwiąkalski odpowiedział:

Zbigniew Ćwiąkalski: Była na ten temat konferencja prasowa Prokuratury Krajowej. Z tego, co widziałem w telewizji, pytania zadawali tylko przedstawiciele „Naszego Dziennika”, „Rzeczpospolitej”, chyba „Gazety Polskiej”, „Misji specjalnej” TVP. Natomiast dziennikarze innych środków masowego przekazu wysłuchali oświadczenia prokuratorów i odnieśli się do tego ze zrozumieniem – pytań nie mieli. [...] Ja nie dzielę dziennikarzy na dobrych i złych. Tylko na rzetelnych i nierzetelnych. Ci drudzy nie chcą nawet wiedzieć, jak było naprawdę, i chcę tylko podkreślić, kto zadawał pytania.

Władzy, której dziennikarze tylko „wysłuchują i odnoszą się ze zrozumieniem”, żadna cenzura nie jest potrzebna, bo i tak nie byłoby, czego cenzurować. A przypominam, że mówimy o bardzo dziwnej akcji służb specjalnych z użyciem dziennikarzy i przeciwko dziennikarzowi. Dzisiaj okazuje się, że jej odpryskami obrywają kolejni „przypadkowo” nagrani dziennikarze, których prywatne rozmowy stają się dowodem w prywatnych procesach wiceszefa służb specjalnych. I o ile wiem, nikt się premierowi nie każe z tego tłumaczyć. A przecież gdy wybuchła „sprawa Sumlińskiego”, dziennikarka „Rzeczpospolitej” Małgorzata Subotić pisała w polemice ze mną:

Małgorzata Subotić: W dramatycznej historii Sumlińskiego dostrzegam nie tylko atak na niego, lecz przede wszystkim na całe środowisko dziennikarzy śledczych. To taki cyniczny sygnał wysyłany przez ludzi służb: jak nie będziecie grzeczni, to zrobimy z wami to, co zrobiliśmy z Sumlińskim.

I nawet trudno mieć pretensje do dziennikarzy, że wybierają grzeczne kariery. W Polsce dziennikarz niepokorny i zbyt dociekliwy jest skazany na funkcjonowanie na marginesie, bez szans na prawdziwą karierę i dziennikarskie laury, bo chcąc dociec do prawdy, co jest zawsze czasochłonne, będzie dużo mniej płodny niż jego kolega, którego praca sprowadza się do opatrywania pełnymi oburzenia wykrzyknikami „kwitu” podesłanego przez władzę (patrz: wałkowana od kilku dni sprawa „kłamstwa” Kamińskiego). A im bardziej poważnych rzeczy się dokopie, tym mniejsza szansa na cytowalność, bo media coraz częściej adresują swój przekaz do mało wybrednych i niewiele wymagających czytelników, których nie można męczyć wymagającymi samodzielnego myślenia tematami. Stąd krzykliwe „Kamiński kłamie!”, podparte przysłowiowym kwitem z pralni, zawsze będzie miało większą siłę przebicia niż nudna i żmudna analiza akcji wprowadzania córki biznesmena od hazardu do państwowej konkurencji.

Po ostatnich aferach jeszcze bardziej rośnie poczucie alienacji czytelnika, który media śledzi, i używa przy tym mózgu. Bo prędzej czy później musi dojść do wniosku, że ci, za pośrednictwem których poznaje świat, są albo głupsi od niego, albo świadomie nim manipulują. Nie wiadomo, co gorsze. Jedynym miejscem, gdzie z czasem cenzura będzie potrzebna, jest Internet, którego rosnące znaczenie jest poważnym zagrożeniem dla mediów. Nie dlatego, że blogerzy będą w stanie zastąpić dziennikarzy, bo to jest raczej niemożliwe. Mogą oni jednak – i coraz skuteczniej to robią – podważać zaufanie do mediów, wskazując ich manipulacje i zadając niezadane pytania. Im większe zaufanie do internetowych komentatorów, tym powszechniejsza świadomość przekłamań i przemilczeń mainstreamowych mediów. I tym mniejsza ich skuteczność w ogłupianiu i manipulowaniu. Myślę, że z czasem będziemy świadkami kolejnych ataków polityków i dziennikarzy na internautów – władza nie ma już problemu z mediami, ale władza i media mogą mieć coraz większy problem z obywatelami.

Brak głosów

Komentarze

Za Adamem Mickiewiczem - Pchła i rabin

"Pewien rabin w Talmudzie kąpiąc się po uszy,
..........................................
Pchła konając pisnęła:A czym żyje rabi? "

Monopol na wiedze :((

Vote up!
0
Vote down!
0
#37107

świetne podsumowanie. Szkoda, że nie mogę dać 11 gwiazdek.

1) Wołanie Wojciecha Mazowieckiego do dziennikarzy o autocenzurę jest świetnym przykładem kondycji dziennikarskiego mainstreamu.  Pozwoliłem to sobie opisać:

www.niepoprawni.pl/blog/287/widmo-wzmozenia-moralnego

2) Ograniczenia nakładane przez państwo (konkretnie - wymiar sprawiedliwości):

www.niepoprawni.pl/blog/287/strzez-tajemnicy-panstwowej

3) Dziennikarze jako medialny "ołtarz" w sojuszu z rządowym "tronem" przeciw blogerom:

www.niepoprawni.pl/blog/287/dziennikarskie-hieny-roku%E2%80%A6

4) I wreszcie rząd kontra "niecenzurowalny" (na razie) internet:

www.niepoprawni.pl/blog/287/nie-kijem-go-palka

A teraz rząd i mediodajnie, w zgodnym sojuszu zabiorą się za internet, by chronić swą wiarygodność przed zakusami "mącicieli".

pozdrowienia

Gadający Grzyb

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#37132

Pokuszę się o stwierdzenie, że rozumiem Kataryne. W tak trudnych czasach w jakich przyszło nam żyć, gdzie zewsząd wyłania się jakiś komuszy pysk, a głupota wraz z manipulacją latają niczym gołębice po naszym niebie, można ulec zniechęceniu. Bywały ciężkie chwile naszego umęczonego narodu, gdy ludzie zaczynali tracić wiarę. Bywało, że i w Boga. Ale jednak, jakoś udawało się nam, jako społeczeństwu, nie poddać apatii. Wiem, łatwo mówić i doradzać. Trudniej o działanie. A tego nam właśnie w obecnej sytuacji potrzeba. Nieme przyglądanie się na trwonienie dorobku poprzednich pokoleń, muszą zostać zaliczone do minionego etapu. Etapu który nazwałbym obserwacją, w końcu demokratycznych, zmian. Skoro diagnoza została postawiona, to teraz czas na chirurgiczną operację. Nie na jakieś homeopatyczne leki w postaci apeli i podpisywania listów. Naród został zepchnięty do narożnika. I albo podejmie walkę, albo...przegra. I to nie na punkty. Reasumując - wartościowych ludzi nam potrzeba, więc apeluję do Kataryny - odpocznij, ale nie rezygnuj.

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#37239