Pawiak pomścimy

Pawiak - owiane grozą największe niemieckie więzienie śledcze w Generalnym Gubernatorstwie. W latach okupacji niemieckiej przeszło przez nie ok.100 tys. ludzi. Prawie 40 procent spośród tej liczby zginęło w jego murach, w katowni w Alei Szucha, w egzekucjach publicznych na ulicach Warszawy, rozstrzelanych potajemnie w Palmirach, Lesie Kabackim, Wólce Węglowej, Lesie Sękocińskim i wielu innych miejscach. W 1943 roku na warszawskich murach pojawiły się napisy „Pawiak pomścimy” malowane przez młodych konspiratorów Małego Sabotażu. Polska Podziemna nie rzucała słów na wiatr.
Ogrodzenie tzw. Ogródka BGK w Alejach Jerozolimskich.
Latem 1943 roku dowódca oddziału dyspozycyjnego Kedywu „Agat” (potem: „Pegaz”, „Parasol”) kpt. Pług (Adam Borys: http://niepoprawni.pl/blog/3635/plug-z-tych-co-zywia-i-bronia) otrzymał rozkaz przystąpienia do likwidacji funkcjonariuszy niemieckich z Pawiaka, wykazujących się szczególnym okrucieństwem wobec więźniów, którzy zostali skazani wyrokami sądów konspiracyjnych podlegających Kierownictwu Walki Podziemnej. W serii spektakularnych akcji ulicznych zginęli:
- SS-Oberscharfuhrer Franz Bruckl (Gestapo), zastępca komendanta Pawiaka, zlikwidowany 7 września na rogu ulic Marszałkowskiej i Litewskiej. Pięciu żołnierzy AK pod dowództwem podchorążego Jerzego Zborowskiego ps. Jeremi wykonało ją bez strat własnych.
- SS-Hauptscharfuhrer August Kretschmann, zastępca komendanta tzw. Gęsiówki (część KL Warschau przy ul. Gęsiej), zlikwidowany 24 września na ulicy Dmochowskiego na Powiślu. Dowodzony przez podchorążego Stanisława Jastrzębskiego ps. Kopeć oddział wykonał akcję bez strat własnych.
- SS-Sturmmann Ernst Weffels, funkcjonariusz Pawiaka, zlikwidowany 1 października w Parku Ujazdowskim. Pięcioosobowy oddział dowodzony przez podchorążego Kazimierza Kardasia ps. Orkan wykonał likwidację bez strat własnych.
- SS-Scharfuhrer Stephan Klein funkcjonariusz Pawiaka, zlikwidowany 25 października na ulicy Leszno. Pięcioosobowy zespół dowodzony przez podchorążego Krystiana Strzeleckiego ps. Zawał wykonał akcję bez strat własnych. Jednak Klein zginął przypadkowo, w efekcie błędnego rozpoznania przez wykonawców, ponieważ właściwym celem był inny funkcjonariusz Pawiaka, SS-Oberscharfuhrer Engelberth Fruehwirth.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 15954 odsłony
Komentarze
@tł - jeśli dobrze pamiętam z "literatury" to Klein zginął bo
15 Lipca, 2013 - 11:24
przebieg akcji uniemożliwił prawidłową weryfikację.
O co dokładnie chodziło - nie wiem.
Zresztą "nie ma tego złego, co by..." - i tak był na liście do "odstrzału", czekano jedynie na oficjalny wyrok.
Listę rozszerzyłbym o sąsiadującą z Pawiakiem "Serbię"
Jadwiga Podhorodecka, zastrzelona 29.I.1944 przez oddział kontrwywiadu AK 993/W
Olga Narewska, zastrzelona 28.IV.1944 przez oddział "Podkowa" kpt "Żmudzina"
Krysta Golos, powiadomiona o wyroku poprosiła o przeniesienie z Warszawy
Sabina Bykowska, zastrzelona 5.X.1943 przez grupę z "Anatola"
Pozdrawiam z dziesiątką.
@Ł-H
15 Lipca, 2013 - 11:44
Masz rację. To było trzecie "podejście" do Fruehwirtha. 19 i 25 października nie pojawił się w domu o przewidzianej porze. 25 wjechał na podwórko domu na platformie konnej wraz z innymi Niemcami, co uniemożliwiło podjęcie akcji. Grupa likwidacyjna czekała ponad godzinę, aż wyjdzie z domu. Gdy w bramie ukazał się mężczyzna w charakterystycznym mundurze, dwaj konspiratorzy (NN ps. Kalina, który znał twarz F. i Zbigniew Dąbrowski, ps. Cyklon) zbliżyli się do niego w celu identyfikacji. Niemiec coś wyczuł i sięgnął po broń. Cyklon był szybszy. Na niewinnego nie trafiło ;-).
Dziękuję za uzupełnienie, ale z założenia napisałem tylko o tej "złotej" jesiennej serii ;-).
W czerwcu 1944 zlikwidowano jeszcze szefa Pawiaka, SS-Obersturmfuhrera Herberta Junka.
Pozdrawiam
@tł - domyślałem się jakiegoś "klucza"... :)
15 Lipca, 2013 - 12:02
Zresztą udane akcje odwetowe można powiększyć o likwidację oprawców z "Gęsiówki".
Wiesz może, jaki był oddźwięk "psychologiczny" wśród Niemców na te akcje?
Wiem, że oprócz przywołanej wyżej wachmajsterki z "Serbii", Warszawę opuścił jeszcze "na własną prośbę" SS-Oberscharführer Otto Zander z Pawiaka, który w jakiś sposób dowiedział się o wydanym na niego wyroku.
@Ł-H
15 Lipca, 2013 - 12:36
Nie mam pod ręką żadnych wspomnień więźniów Pawiaka (w rodzaju "Za murami Pawiaka" Leona Wanata), ale podobno większość personelu więziennego złagodniała...
Inna sprawa, że te akcje likwidacyjne wywołały oczywiście nasilone represje. Ale to można wiązać także z przybyciem do Warszawy Franza Kutschery i objęciem przez niego dowództwa SS i policji w dystrykcie. To była wojna na śmierć i życie...
@tł - na pewno "miękli" oprawcy o polskich korzeniach...
15 Lipca, 2013 - 12:54
Ich było łatwiej dosięgnąć, a i Niemcy przywiązywali chyba mniejszą wagę do wyroków wykonywanych na zdrajcach.
Są przecież jeszcze Antoni Rozmus i Józef Sandomierski, obaj z przywołanej "Gęsiówki", zlikwidowani 6 sierpnia 1943
przez oddział "Podkowa" kpt "Żmudzina"
Trochę irytująca jest ta ilość polskich nazwisk wśród zlikwidowanych oprawców z niemieckich więzień.
Ale zakładam, że podziemie większą wagę przykładało do likwidacji zdrajców, niż samych Niemców.
@Ł-H
15 Lipca, 2013 - 13:01
Nie ma się co irytować, volkslista po prostu... W arbeitsamatach też tych nazwisk było sporo. W Warszawie, w przeciwieństwie do niektórych innych regionów, volkslisty raczej nie podpisywali ci, którzy musieli, bo alternatywą był KL lub nawet śmierć. Podpisywali ją zdrajcy i zaprzańcy.
TŁ
15 Lipca, 2013 - 13:40
Muszę sobie ten komentarz poważnie przemyśleć, by nie uprościć końcowego stwierdzenia.
Pozdrawiam
jwp - Ja też potrafię w mordę bić.
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
@jwp
15 Lipca, 2013 - 13:48
Cieszę się, że zechcesz go przemyśleć. Volkslistę podpisało ponad 3 mln ludzi. Nie wszyscy uczynili to dobrowolnie. Dla jakiejś - trudno sprecyzować jakiej - ich części był to wybór między życiem a śmiercią. Ale dotyczyło to ziem II RP wcielonych do Rzeszy. Volksdeutsche w GG to była śmietanka... szumowin.
Znałem osobiście człowieka, Polaka narodowości niemieckiej, którego niemal cała rodzina zginęła w Auschwitz. Trafili tam za odmowę podpisania volkslisty.
Pozdrawiam
Widzę...
15 Lipca, 2013 - 13:58
że w czasie gdy pisałam swój komentarz, trochę rozwinąłeś myśl. Jednak nadal nie jest ona dla mnie jasna.
Z czego to wynikało? Z jakichś innych obowiązujących rozporządzeń okupanta czy jeszcze z czegoś innego?
Tł,
15 Lipca, 2013 - 14:01
na ziemiach wcielonych do Rzeszy - min. w Wartegau też było szumowin co niemiara. Brat mojego taty został właśnie przez taką szumowinę zakapowany, że działa w podziemiu, trafił do Buchenwaldu, nie wrócił.
A po wojnie szumowinie dobrze się działo ,pewnie kapował nadal...
...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5
...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5
@Szary kot
15 Lipca, 2013 - 14:10
Kocisko, niestety muszę generalizować :-(. To nie jest tekst na temat volksdeutschów, ale tylko jeden z wątków dyskusji...
TŁ,
15 Lipca, 2013 - 14:19
wiem, że musisz ;)
Chciałam tylko pokazać, że tłumaczenie: "bo alternatywą była śmierć" jest niewystarczające. Nawet jeśli ktoś podpisał, mógł po prostu zachowywać się przyzwoicie, a niestety wielu z ochotą pomagało Niemcom.
A swoją drogą, volksdeutsche to ciekawy pomysł na kolejny temat.... Może byś tak coś skrobnął??? Też lubię Cię czytać;)
...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5
...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5
@Szary kot
15 Lipca, 2013 - 14:23
Nie znam się zbyt dobrze na volksdeutsche`ach ;-).
Planowałem coś o pewnym Indianinie... z AK, ale nie wiem, czy nie jest to zbyt "ograny" temat... ;-).
TŁ
15 Lipca, 2013 - 23:50
Nie to, że taki powolny jestem, ale inne obowiązki są obecne, dlatego teraz.
"...W Warszawie, w przeciwieństwie do niektórych innych regionów, volkslisty raczej nie podpisywali ci, którzy musieli, bo alternatywą był KL lub nawet śmierć. Podpisywali ją zdrajcy i zaprzańcy...".
Czy dobrze rozumiem ?, z jakiegoś powodu ( wiele ich zapewne było ) w Warszawie była inna sytuacja i uwarunkowania oraz polityka III Rzeszy niźli na prowincji, czy też w G.G. I dlatego, gdy tam za odmowę ( oczywiście, jak osobnik miał potencjał volka ), była kula, albo pobyt w... To w Warszawie taki kandydat nie był aż pod taką presją, a i chętniej godził się na deputaty z tego wynikające.
Chyba niewiele się zmieniło, choć paralela moja zbyt odważna. W metropolii, która pełni dla władzy kluczową rolę, jest większa skala zdrady, zaprzaństwa i sprzedawczyków więcej. Najczęściej nie rdzennych, idą na wkupne i chcą podbić świat, nawet za cenę podbicia w dokumencie rubryki...
A co do 3 milionów volksów, to wiesz dobrze, że listy te trafiły głownie do NKWD i do dzisiaj są używane. Dzieci i wnuki, oczywiście nie wszyscy, spłacają zaciągnięte kredyty. A i mentalność prostytutki się nie zmienia, tylko utrwala.
Tak prostu, po chłopsku to rozumiem i nie jest mi z tym zbyt dobrze.
Dlatego pozostaje pierwsze głębokie cięcie, aż do trzewi i resekcja chorej tkanki.
Pozdrawiam
P.S. Warto sięgać do historii, w niej się przegląda rzeczywistość.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić.
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
@Tł
15 Lipca, 2013 - 13:55
Dziękuję za to, że przypominasz :) Lubię Twoje notki, bo wiele z nich to prawdziwe perełki wiedzy, na które pewnie sama bym nie trafiła.
Ogromnie zainteresował mnie też komentarz, pod którym się tu wpisuję. Dlaczego w Warszawie raczej nie podpisywali ci, którzy musieli, ale ci, którzy chcieli? Nic o takim rozróżnieniu regionalnym nie wiem. Czy mógłbyś rozwinąć?
@ellenai
15 Lipca, 2013 - 14:13
Oto dane z wiki dotyczące ilości volksdeutschów w 1942 roku:
Obszar DVL razem DVL 1 DVL 2 DVL 3 DVL 4
Prusy Wschodnie 45 000 8 500 21 500 13 500 1 500
Gdańsk-Prusy Zachodnie 1 153 000 150 000 125 000 870 000 8 000
Kraj Warty 476 000 209 000 191 000 56 000 20 000
Górny Śląsk 1 450 000 120 000 250 000 1 020 000 60 000
Razem 3 124 000 487 500 587 500 1 959 500 89 500
(DVL to kategorie volksdeutschów)
Odpowiedz na Twoje pytanie jest stosunkowo prosta. Na ziemiach wcielonych istniał nacisk niemiecki na podpisywanie. W GG byli to - oczywiście z pewnymi wyjątkami - ochotnicy...
Przypadek rodziny B. o której pisałem @jwp dowodzi tylko, że byli Polacy pochodzenia niemieckiego, którzy dochowali lojalności i wierności Ojczyźnie. Popatrz na dzieje pszczyńskich Hochbergów, albo żywieckich Habsburgów... ;-).
Pozdrawiam
@Tł
15 Lipca, 2013 - 14:29
Absolutnie nie kwestionuję danych liczbowych.
I ta odpowiedź pewnie faktycznie byłaby prosta, gdyby nie chodziło akurat o Warszawę. Mnie też wydaje się oczywiste, że na ziemiach wcielonych chciano mieć obywateli niemieckich lub choćby takich, którzy chętnie się do tej niemieckości przyznają.
Niemniej dziwi mnie akurat Warszawa, a nie cała GG.
Zawsze stolica jest przedmiotem "szczególnej troski" najeźdźcy, czemu trudno się dziwić, bo wszak z jednej strony administracyjnie to tutaj właśnie mieszczą się wszystkie najważniejsze dla kraju instytucje, ale także istnieje ta druga strona - symboliczna. Unicestwienie stolicy jakiegoś kraju, to cios prosto w jego serce.
Niemcy przecież myśleli podobnie. Mówiliśmy o tym szerzej chociażby przy okazji rocznicy PW. Początkowo zakładali marginalizację Warszawy poprzez jej zmniejszenie do rozmiarów powiatowego miasta i ograniczenie ilości mieszkańców (w największym skrócie to ujmując).W czasie PW chodziło już o zupełne unicestwienie. Czemu zatem nie dołożyli wszelkich starań, by traktować tych, którzy nie chcą podpisać volkslisty, równie surowo, jak traktowali takie osoby na ziemiach wcielonych? Nie wiem czy jest jakaś prosta, potwierdzona źródłowo, odpowiedź na to pytanie.
Po prostu tylko głośno myślę i kogo miałabym o to spytać, jeśli nie Ciebie?
@ellenai
15 Lipca, 2013 - 14:35
Nie potrafię Ci odpowiedzieć "źródłowo" ;-). Wątpię, czy w ogóle jest to możliwe. Ale nie zapominaj, że Warszawa nie była "stolicą" GG. Oraz o tym, że znalazła się w niej podczas okupacji znaczna liczba ludności napływowej z innych terenów II RP.
@Tł
15 Lipca, 2013 - 15:03
Zardzewiała klapka mi się otworzyła :) Może właśnie o to chodzi. Dla nich już nie Warszawa była stolicą (była co najwyżej "stolicą" jednego z dystryktów)i nigdy nią być więcej nie miała.
Dzięki :)
@ellenai
15 Lipca, 2013 - 22:58
Jeszcze jeden motyw niemieckiej polityki narodowościowej (w tym przypadku: volkslisty) na okupowanych i włączonych terenach II RP to... rekruci.
@Tł
15 Lipca, 2013 - 23:04
No tak. Rzeczywiście.
Klein nie zginął przypadkowo,
15 Lipca, 2013 - 13:20
Jednak Klein nie zginął przypadkowo, bo jak widać to i kula nie chciała się zmarnować ani tym bardziej trafić między sztachety w płocie.
Pozdrawiam.
Obibok na własny koszt
Obibok na własny koszt
@Onwk
15 Lipca, 2013 - 13:32
Wiesz, Obiboku, trzeba trafu, że wkrótce potem chłopcom "Pługa" przydarzyła się jeszcze jedna wymuszona okolicznościami likwidacja. Tym razem zamiast dwóch płotek (gestapowca, volksdeutsche`a Alfreda Milkego i jego kochanki, konfidentki Ireny Lis)trafił się im szczupak ;-). Zespołem likwidacyjnym zainteresował się pewien niemiecki oficer. Został zastrzelony. Okazał się nim być SS-Hauptsturmfuhrer Josef Lechner, szef jednego z referatów warszawskiego Gestapo.
Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi...;-).
Pozdrawiam
@tł - mała ciekawostka
15 Lipca, 2013 - 14:13
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=uyZyjTa1VpA
Wywiad nie robi dobrego wrażenia - większość, jak to u Sendeckiego, to idiotyzmy, Michałowski też mnie nie przekonuje, ale zajrzeć w taką lufę :)
Nawet gdyby liczbę tych, dla których jej widok był ostatnim w życiu podzielić przez 10
:)
@Ł-H
15 Lipca, 2013 - 14:21
Nie sądzę, żeby naganty były standardowym wyposażeniem w "Parasolu" ;-). Raczej Visy, Lugery, a z czasem Colty wz.1911. Otwory lufowe tych ostatnich to dopiero robiły wrażenie... ;-).
@TŁ
15 Lipca, 2013 - 15:00
Standardowym nie, ale można się domyślić historii tego rewolweru i to daje powody do satysfakcji do kwadratu.
Nieść wrogowi śmierć jego własną bronią - piękne ;)
Zawsze się zastanawiałem jak musieli czuć się Niemcy, gdy na przeciw siebie słyszeli znajomy klekot schmeisserów ? Albo kiedy komunistyczny zrzutek, lub jego tutejszy kolaborant, zaglądali w tak dobrze znaną im lufę ?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
@AdamDee
15 Lipca, 2013 - 15:09
Myślę, że było im "ganz egal" ;-)!
PS. Swoją drogą nagant był podobny do webley`a. A tych trochę do Polski trafiło... ;-).
@TŁ
15 Lipca, 2013 - 17:06
Mówisz, że wszystko jedno ?
No nie wiem. Osłuchani i otrzaskani z własną, bardzo charakterystyczną bronią - nagły dźwięk pracującego PMa był źródłem nie siły, a strachu.
To musiało mieć uboczne skutki ;)
Webley to jednak armata przy nagancie. Webleyem bez problemu można było zatłuc przeciwnika, gdyby akurat skończyły się kule ;))))
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
@AdamDee
15 Lipca, 2013 - 17:12
Armata to armata, ale były podobne. Na oko. Szczególnie na oko od strony lufy ;-)!
Gdy żołnierz walczy jest wykonawcą
15 Lipca, 2013 - 20:29
Gdy katuje staje się oprawcą
Lecz zły potrafi takich wyłuskać
A Bóg sprawiedliwością życie muskać
Kaci często dostają zasłużone wyroki
Zdarza się uciekają tracąc widoki
Na życie bezstresowe ,oglądając wstecz
Nie wiedzą kiedy pójdą precz
Pozdrawiam
"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"
"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"
@Jacek Mruk
15 Lipca, 2013 - 20:39
Żołnierze z grup likwidacyjnych byli ramieniem sprawiedliwości okupowanego, ale wciąż istniejącego Państwa Polskiego.
Pozdrawiam :-)
TŁ
15 Lipca, 2013 - 20:55
Czas na reaktywację takich żołnierzy
Bo Polska w bagno mierzy
Prowadzona przez obce nacje skutecznie
Celem likwidacji naszej nacji ostatecznie
Pozdrawiam
"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"
"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"
Kończąc, znalazłem fajną fotkę w temacie
16 Lipca, 2013 - 02:14
Wojna rządzi się swoimi prawami. Aby nie dać się zabić trzeba uciekać albo... zabijać samemu. Kiedy zaś wokół walczą prawie wszyscy, trudno zdecydować się na pierwsze rozwiązanie. Gorzej jednak, gdy wroga nie zabija się jako jednego z wielu, na polu walki, lecz na zimno, patrząc mu w oczy i orientując się, że jest to również człowiek…
Armia Krajowa, zakonspirowana siła zbrojna polskiego podziemia z czasów II wojny światowej, jest dla nas, Polaków jednostką niemalże legendarną. Nic dziwnego – najlepiej zorganizowana podziemna armia w Europie, zanim jeszcze wybuchło powstanie, prowadziła tak zwaną „walkę bieżącą”, na którą składały się między innymi sabotaż, dywersja, wywiad i propaganda…
Armia Krajowa miała także swój własny wymiar sprawiedliwości. Był on niezbędny po pierwsze do tego, by utrzymać morale ludności, po drugie – by na bieżąco przypominać wrogowi, że nie może czuć się jako okupant bezpiecznie. Z perspektywy czasu wydaje się nam oczywiste, że nie tylko okupantów, ale i kolaborantów czy zdrajców należało karać i to karać w możliwie najbardziej surowy sposób. „Karanie” nie było jednak rzeczą łatwą. Ktoś musiał wydawać wyroki, ktoś inny je wykonywać. Ktoś musiał być katem i zabić z zimną krwią. Nie zawsze mając pewność, że zabija właściwego człowieka…
Polscy „kaci”, ci właśnie, którzy w imię „walki bieżącej” musieli być egzekutorami, wyzbywali się wyrzutów sumienia i skrupułów z konieczności. Nie mogli też zbytnio zastanawiać się nad swoją misją. Musieli odnaleźć tych, na których sądy podziemne wydały wyroki. Nie pytali „za co?”, tylko „kogo?” zabić. W ten sposób, w ciągu zaledwie trzech miesięcy, między listopadem 1942 a styczniem 1943 roku, wydano ponad 50 wyroków.
Role były podzielone – jedni skazywali, inni odnajdywali skazanego, jeszcze inni go zabijali. Jedna z „wskazujących”, pani Danuta H., wspominała po latach: „Bardzo czułam ciężar odpowiedzialności, bo to ja wskazywałam cele. Bałam się pomyłki. Strasznie przeżywałam, kiedy chłopcy przy mnie kogoś zastrzelili. Kiedy pierwszy raz byłam przy wykonaniu wyroku, to skazany krzyknął »Pomyłka! Pomyłka!«. Byłam tym strasznie wstrząśnięta. Potem zapytałam dowódcy, czy faktycznie wszystko było w porządku. On zapewnił, że nie mogło być pomyłki” (wg „Focus Historia”).
Pozdrawiam i lecę wyrok wykonać.
Obibok na własny koszt
Obibok na własny koszt