Polski Latający Tygrys
Polski Latający Tygrys
Dokonania Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie podczas II WŚ są dość powszechnie znane. I dość mało znane. Te pierwsze, to Bitwa o Anglię i wyprawy bombowe nad Rzeszę. Te drugie...
Czy hasła „Cyrk Skalskiego” lub „Latające Tygrysy” budzą obecnie jakieś natychmiastowe skojarzenia? Obawiam się, że nie...
No, to zacznijmy od tego, co tygrysy lubią najbardziej.
Porucznik Witold Urbanowicz – dowódca sławnego Dywizjonu 303 od 7. 09 do 21.10 1940 roku – mimo sukcesów odnoszonych w walce i dowodzeniu nie był jakoś ulubieńcem dowództwa PSP w Wielkiej Brytanii. W czerwcu 1941 wysłano go z misją werbunkową do USA, miał wygłaszać odczyty dla Polonii. Po powrocie do Wielkiej Brytanii zajmował się szkoleniem pilotów, a jesienią 1942 wrócił do USA, tym razem w charakterze zastępcy attache lotniczego Ambasady RP w Waszyngtonie. Miał wtedy 34 lata i nie miał ochoty na prowadzenie spokojnego życia dyplomaty. A więc we wrześniu 1943 wstąpił ochotniczo do USAF jako tzw. gość. Konkretnie do 14 Floty Lotniczej USAF walczącej na froncie...chińskim. Ostatecznie, w październiku, trafił do 75 Dywizjonu Myśliwskiego w składzie 14 Grupy Lotniczej, którą dowodził generał Claire Chennault. Zwaną ją półoficjalnie „Latającymi Tygrysami” (http://pl.wikipedia.org/wiki/Lataj%C4%85ce_Tygrysy) Urbanowicz był osobistym gościem generała.
Urbanowicz latał myśliwcem Curtiss P40 Warhawk/Tomahawk/Kittyhawk. Do grudnia 1943 roku odbył szereg misji bojowych eskortując bombowce i samoloty transportowe. Jego oficjalny bilans zwycięstw to 5 zestrzelonych samolotów japońskich i 6 zniszczonych na ziemi w trakcie startu bądź lądowania, co potwierdzają historycy amerykańscy. Wedle jego własnej relacji podczas bitwy pod Changde, walcząc z sześcioma Mitsubishi A6M Zero zestrzelił dwa z nich. Zaliczono mu jednak dwa Nakajima Ki43 Oscar. Otrzymał za tę kampanię amerykański Air Medal i chiński Krzyż Lotniczy.
Generał brygady pilot Witold Urbanowicz (1908 – 1996). Kawaler VM, KW (czterokrotnie) oraz DFC. Zniszczył w powietrzu i na ziemi 28 samolotów nieprzyjacielskich. Biografia szczegółowa: http://www.sww.w.szu.pl/postacie/post_polska/urbanowicz.html
Autor książek wspomnieniowych: Początek jutra, Świt zwycięstwa, Ogień nad Chinami
Generał brygady pilot Witold Urbanowicz
Curtiss P40 w malowaniu Latających Tygrysów Chennaulta
Mundur Witolda Urbanowicza w Muzeum WP w Warszawie
Ed. SG img. 10:15
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 6694 odsłony
Komentarze
Witam tł
7 Kwietnia, 2013 - 10:26
Angole długi czas pomijali zasługi polskich pilotów,a były nie małe,Enigmę też sobie przepisali,jako historyk wiesz więcej jak nasz przyjaciele Angole potraktowali,po zakończeniu drugiej wojny światowej,w Jałcie.
Dzięki za ten kawałek Polskiej histori oręża Polskiego.
pozdrawiam,10
@Sawicki Marek
7 Kwietnia, 2013 - 10:33
Oni sobie nic nie przypisali. Po prostu po dżentelmeńsku zapomnieli o prezencie, który od Polaków dostali ;-).
Natomiast bardzo przykre jest to, że my sami zapominamy. Wkrótce polskim wkładem w II WŚ zostanie ziemia. Ta pod obozami koncentracyjnymi.
Pozdrawiam
PS. Trzeba jednak sprawiedliwie przyznać, że to właśnie Anglicy przywrócili światowej opinii publicznej pamięć o udziale polskich pilotów w Bitwie o Anglię. Mam tu na myśli film pod tym tytułem z roku 1969.
@Marku, tł - zdecydowanie polecam nowy film:
7 Kwietnia, 2013 - 10:40
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*
@Smok Gorynycz
7 Kwietnia, 2013 - 10:49
Miły angielski prezent przekazany Czytelnikom NP przez sympatycznego Smoka ;-)!
Ale nie byłbym sobą, gdybym nie wytknął wrednym Angolom, że (w oglądanym fragmencie) zapomnieli, że w 303 latał także i walczył (bardzo skutecznie) jeden Czech ;-). Sierżant Josep Frantisek.
Pozdrawiam
tł
7 Kwietnia, 2013 - 10:45
"Trzeba jednak sprawiedliwie przyznać, że to właśnie Anglicy przywrócili światowej opinii publicznej pamięć o udziale polskich pilotów w Bitwie o Anglię. Mam tu na myśli film pod tym tytułem z roku 1969. "
A nie masz takiego wrażenia, że w '69 całkowite pominięcie udziału Polaków w tych walkach to byłaby zbyt gruba bezczelność i mógłby podnieść się zbyt wielki szum? Zresztą jak pokazali naszych wspaniałych chłopaków? Zasadniczo jako takich niesubordynowanych narwańców, chłopaków, którzy jeszcze uczą się latać pod okiem wspaniałych angielskich instruktorów ale na widok szkopów zerwali się nauczycielom i polecieli na wroga...
Kij w oko dżemojadom...
Hunie, dżemojadom to
7 Kwietnia, 2013 - 10:54
fish and chips w oko. Albo w oba. I łopatką baranią poprawić. Ale ten film, co go wkleiłem jest dobry. Obejrzyj w wolnym czasie. O ile takowy posiadasz oczywiście :))
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*
@Hun
7 Kwietnia, 2013 - 10:58
Straszliwy Hunie, chcesz kij w oko dżemojadom wsadzić? Ależ bardzo proszę... ;-)! I tak łaskawy jesteś, że im życiem darujesz...
W 1969 roku jedyną grupą, która mogła podnieść raban z powodu pominięcia Polaków, byli ich brytyjscy współ-kombatanci. Czy świat usłyszałby ich protesty? Raczej wątpię.
A z tym uczeniem się latania pod okiem angielskich instruktorów, to grubo przesadziłeś. Nic takiego w tym filmie nie ma. A że Anglik był początkowo dowódcą 303? Szczera prawda, a polscy piloci wspominali Squadron Leadera Kelleta jak najlepiej...
Pozdrawiam
@tł - właściwie Hun
7 Kwietnia, 2013 - 11:11
słusznie napisał. Nie uczyli się pilotażu, tylko latania wedle angielskich standardów, język, komunikacja z centrum naprowadzania itp. Sam zresztą wiesz...
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*
@Smok Gorynycz
7 Kwietnia, 2013 - 11:17
Właśnie dlatego, że wiem, zaprotestowałem. Jest całkowicie zrozumiałe, że polscy piloci musieli poznać King`s Regulations RAF.
Nawiasem mówiąc, całkiem spora grupa polskich pilotów, w tym sam Urbanowicz, służyła już wcześniej w angielskich dywizjonach, zanim powstały samodzielne jednostki PSP.
PS. Zacytuję Huna Straszliwego: "... uczą się latać pod okiem wspaniałych angielskich instruktorów..."
@tł - koczownicy stepowi
7 Kwietnia, 2013 - 11:52
zwykli byli chadzać skrótami. Co czyniło ich tem bardziej niebezpiecznymi :))
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*
@Smok Gorynycz
7 Kwietnia, 2013 - 11:55
Znam troszeczkę zwyczaje Barbarzyńców, ale cóż robić skoro amicus Plato... ;-).
tł
7 Kwietnia, 2013 - 12:15
Łomatko i ojcze...;)jak i gdzie chadzam, to jedno... ale na pewno od tej pory na pewno będę łaził z gębą na kłódkę...;/ Nie chodziło mi o to, że uczyli się latać od podstaw, ale jak ich angole traktowali z góry... a po południu postaram się obejrzeć właściwy fragment filmu...
...i żadnego tam Plato i innych amicusów...;P
Pzdr, H
@Hun
7 Kwietnia, 2013 - 12:49
Strzeż się, Hunie ;-)! Jak Ty mi właściwy fragment filmu, to ja Ci porcję stosownych cytatów... ;-)))!
Amicus ;-)
Nie o regulamin głównie chodziło, a o podwozia:)
7 Kwietnia, 2013 - 12:56
Anegdotka Arcta: "Polak wylądował Hurricanem "na brzuchu" solidnie tarmosząc poszycie o łopatach śmigła nie mówiąc. Podbiegają do maszyny wszyscy, a on wyłazi z kabiny, ściąga pilotkę z łepetyny i drapiąc się w ciemię mówi: "Nic nie rozumiem! Kontrolki błyskały jak szalone, syrena wyła, więc ląduję na pewniaka..A tu! Coś kiepska ta angolska technika!". Jak wspominają pilocie uczyć musieli się dwóch technik - właśnie wciąganego podwozia, które w lotnictwie przedwojennej Polski tylko "Łosie" miały, oraz radia, które nie tylko zastepowało machanie skrzydłami, ale przekładało się na taktyke walki zespołowej. Dlatego Kellet po pierwszej, nieregulaminowej szarży 303 był jednocześnie i dumny (z efektu) i wściekły (ze sposobu). Pozdrawiam lotniczym zawołaniem Ahoj!
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*
@Smok Gorynycz
7 Kwietnia, 2013 - 13:16
No właśnie, jeszcze jeden powód żeby nie narzekać na szkolenia. A King`s Regulations RAF zawierały też procedury czynności przy lądowaniu... ;-)!
A z tą łącznością radiową w lotnictwie wojskowym II RP to ciut przesadziłeś... ;-)
@tł
7 Kwietnia, 2013 - 13:35
Słowa na ten temat nie powiedziałem, więc to raczej niedosada :) A w RAF-ie te radia dziwne były - łapały wyłącznie angielskie stacje...
Angielki za to chetnie uczyły sie polskiego, przy dużym zaangażowaniu nauczycieli. Arct przedstawiał piękną Angielkę swemu dowódcy i ona, podając z wdziekiem raczkę zwróciła się do pułkownika temi słowy "Jesteś głupi i masz wszy jak ruskie czołgi". Arct zapomniał, że ucząc ją tego zwrotu powiedział, że to uprzejme polskie powitanie. Nb. Angielka została póxniej jego żoną.
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*
@Smok Gorynycz
7 Kwietnia, 2013 - 13:43
Owszem, powiedziałeś. Dla polskich pilotów radiostacje nie były niczym nowym, brakowało im co najwyżej "radiowej" rutyny. Nie rób z nich facetów zdziwionych faktem, że angielskie radiostacje gadają po angielsku... ;-).
Braki w wyposażeniu radiowym samolotów lotnictwa wojskowego II RP były spowodowane przyczyną b. prozaiczną - kosztami. Radiostacja pokładowa kosztowała ca. 6000 złotych, a więc nieco więcej niż Polski Fiat 508.
Z podstawowych różnic
8 Kwietnia, 2013 - 14:50
Z podstawowych różnic dodałbym jeszcze różne działanie przepustnicy, w polskich samolotach obroty zwiększało się "do siebie" a w angielskich odwrotnie. Do tego przestawiane śmigło, zamknięta kabina, sprężarka i kilka innych gadżetów.
Było się czego uczyć mimo że jeżeli chodzi o wyszkolenie lotnicze to nasi piloci w niczym Angolom nie ustępowali. Taktyka RAFu oparta na trzysamolotowym kluczu była już wtedy cokolwiek przestarzała, podczas gdy Polacy latali w parach (prowadzący skrzydłowy) a Niemcy w rojach skladających się z 2 par
@tł - nie posiłkowałem się wiki ani żadnym innym źródłem internetowym
@polaku mału
8 Kwietnia, 2013 - 14:55
Widzę ;-).
Do zasadniczych różnic polskiej i angielskiej taktyki myśliwskiej w owym czasie dodałbym jeszcze dystans otwarcia ognia, znacznie mniejszy w wersji polskiej.
Racja, ale po cześci
8 Kwietnia, 2013 - 15:29
Racja, ale po cześci krótszy dystans mógł byś spowodowany znacznie mniejszą siłą ognia PZL-ek (2-4 km-y z czegop 2 synchronizowane) w porównaniu z osmioma karabinami wczesnych Hurricanów i Spifire-ów.
Po prostu Polacy musili strzelać celniej żeby osiagnąć jakiś efekt. Możliwe że stosowanie celowników refleksyjnych też poprawiało celność.
@polaku mału
8 Kwietnia, 2013 - 15:50
Konstatuję różnice w szkolonej taktyce walki, a nie analizuję ich przyczyny. Celność ognia w walce powietrznej jest pierwotna wobec jego skuteczności.
@ Drogi, Zacny, HUNIE...
7 Kwietnia, 2013 - 12:44
....prosze pozwól, najpierw podziękuję Autorowi, za piękny
wpis.
Ja dostaję pozytywnej "gęsiej skórki", jak czytam na publicznym forum o Polskich Pilotach, okresu II WŚ.
Kiedyś- a było to w okresie lodowcowym -, za zdanie egzaminu na pewną "dziwną" Alma Mater, od brata mojej Mamy,
który był pilotem 303- ego, dostałem w nagrodę
kożuszek pilotów RAF- jest to moja relikwia.
Wspominam o tym tylko dlatego, że trochę zapachu, przysłowiowego "prochu" - znam, przez anegdoty i opowieści,
tegoż Wujka - z pierwszej ręki .
Przypomniałem sobie o tym, jak przeczytałem Twoje określenie;
dżemojady :-)))
Nasze Chłopaki z Gapami w klapach mundurów, mieli przechlapane u Angolów, bo mieli zupełnie inny temperament i byli znakomitymi pilotami.
I jeszcze jeden szczegól.... angielskie i szkockie Dziewczyny, wreszcie odkryły co to jest prawdziwa miłość :-)))
pozdrawiam
@maruś&Hun
7 Kwietnia, 2013 - 13:08
Angole już tak mają, że wszystkich traktują protekcjonalnie i nieufnie pod względem umiejętności ;-). Szybko im to przeszło. Wielu polskich pilotów już w 1941 roku zostawało instruktorami RAF po odbyciu tury bojowej. Choć raczej nie rwali się do tego zajęcia... ;-).
Pozdrawiam
@ Marek Sawicki...
7 Kwietnia, 2013 - 14:20
.... proszę odbierz wiadomość na PW.
Wybacz moją "ślepotę".
Pozdrawiam i proszę o wybaczenie Zacnego TŁ, za off-topic.
Marek
Maruś
7 Kwietnia, 2013 - 17:30
Odebrałem i dalej nie wiem czy przyjedziesz do Warszawy.
pozdrawiam
skojarzenie „Cyrk Skalskiego”
7 Kwietnia, 2013 - 14:46
Niestety b. smutne i takie mi już zostanie. Widziałam generała Stanisława Skalskiego na pikniku lotniczym Góraszka '96. Można było tam zobaczyć Supermarine Spitfire’a. Stanisław Skalski często stawał przy Spitfirze, aby oglądający mogli sobie zrobić zdjęcie. Za każde zdjęcie generała jakiś gostek pobierał opłaty tłumacząc to trudną sytuacją życiową generała.
Śmierć generała też była w jakimś sensie wymowna. Niespełna 2 miesiące przed śmiercią wylądował w warszawskim przytułku, wcześniej pobity i okradziony.
http://www.zso6.kielce.edu.pl/przegrana-bitwa-generala.htm
Tuż przed jego śmiercią rodzina złożyła zawiadomienie o przestępstwie (wyłudzenie upoważnienia przez osobę ostatnio opiekującą się Generałem) w prokuraturze rejonowej Warszawa-Śródmieście. Już po śmierci generała Życie Warszawy pisało:
http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/172380-Opuszczony-i-pozbawiony-dorobku-zycia-zmarl-as-bitwy-o-Anglie.html
@ma
7 Kwietnia, 2013 - 15:01
Niestety, to się zdarzyło. Nie tylko Stanisławowi Skalskiemu. Podobnie było np. z Janem Zumbachem, który miał w Polsce różne dziwne kontakty... biznesowe, powiedzmy...
Bohaterowie nie zawsze starzeją się tak, jak byśmy tego po nich oczekiwali. Ale to także nasza wina :-(.
A Cyrk Skalskiego, Ma, lepiej kojarzyć z tym, czym był on naprawdę. A był najlepszą jednostką lotnictwa myśliwskiego na froncie północnoafrykańskim w 1943 roku. Piloci Cyrku w ciągu niespełna półtora miesiąca działań stricte operacyjnych strącili 28 samolotów nieprzyjaciela. Cyrk Skalskiego ma swoją tablicę na Grobie Nieznanego Żołnierza: Tunezja 17.III - 12.V. 1943.
To był prawdziwy Cyrk Skalskiego.
Pozdrawiam
Witaj TŁ. - Z zainteresowaniem przeczytałem tę garść wspomnień
7 Kwietnia, 2013 - 19:42
Będąc 10-15-latkiem, bardzo interesowałem się lotnictwem. Pozwolisz zatem, że dołożę swoją cegiełkę do tych wspomnień.
Chciałem tu wspomnieć o jeszcze jednym asie polskiego lotnictwa, a mianowicie o Wacławie Stańskim (fot. 1) - pilocie Dywizjonu 308, którego nie tylko poznałem osobiście, ale mieliśmy dość ciekawy kontakt. Ale wówczas nie miałem takiej wiedzy o jego zasługach w czasie II wojny światowej.
Był to rok 1968. Pan Wacek (tak się do niego zwracaliśmy) był wówczas szefem Aeroklubu Ziemi Mazowieckiej w Płocku. Ja, wraz z dwoma kolegami po szkole biegliśmy na lotnisko popatrzeć na kołujące i startujące samoloty sportowe. Zauważył nas przy hangarze por. pil. Wacław Stański - wówczas już 48-letni, wysportowany człowiek. Zawołał do siebie. Baliśmy się, że nas zruga, bo tam gdzie nas zastał, nie wolno było przebywać. A on ze stoickim spokojem zapytał, co nas tak interesuje. Nieśmiało powiedzieliśmy, że naszym marzeniem jest kiedyś takim Zlin-em polecieć.
A on na to: - młodzieńcze marzenia, to piękna rzecz. - Jak popracujecie w hangarze przez parę dni, to was wezmę na pokład i polecimy.
Po tych jego słowach serca nam zamarły z wrażenia. Najpierw przez dwa popołudnia pomagaliśmy robić porządek w hangarze. W następnych dwóch popołudniach pozwolił nam czyścić podwozia AN-2, Zlin-a i Gawrona. Był bardzo surowy w ocenie jakości wykonanej przez nas pracy. Ale udało się. Po tygodniu, bez naszych nalegań, a była piękna, słoneczna niedziela, - widząc nasze zaangażowanie - sam zaproponował, że po kolei weżmie nas na pokład do Zlin-a (fot.2) i odbędziemy 15-minutowy lot nad Płockiem.
Nie będę tu opisywał mojej radości i przeżyć w powietrzu, bo nie o to chodzi.
Pan Wacek słynął z tego, że lubił sobie czasem poszaleć. Do owych szaleństw zaliczał przelot pod przęsłem płockiego mostu na Wiśle (fot. 3).
Lubił także "zaglądnąć" - jak mawiał p. Wacek, na... taras kawiarni (fot. 4. taras kawiarni znajduje się od strony lewej) i zobaczyć, co ludzie mają na stolikach.
Owe "zaglądnięcie" polegało na tym, że wykonywał najpierw nurkowanie przed skarpą, na której była kawiarnia ówczenego PTTK, następnie wychodził świecą tuż przed tarasem kawiarni, po czym "łamał lot" przez lewe skrzydło - wchodząc ponownie w lot nurkowy, ale już obok budynku i skarpy wyrównywał, będąc już nad lustrem wody rzeki Wisły. Nie muszę Wam pisać, jaki popłoch wzbudzał wśród ludzi będących na tarasie kawiarni. Potem musiał się "spowiadać" na komendzie milicji. Ale "niebiescy" mogli mu "skoczyć". Za kilkanaście dni robił... "powtórkę z rozrywki".
Poniżej zamieszczam jego biografię na tle wydarzeń historycznych.
Wacław Stański – (1920-1986), pilot, były szef Aeroklubu Ziemi Mazowieckiej w Płocku. Urodził się 11 lipca w miejscowości Bezeńczuk na terenie ówczesnej Rosji Radzieckiej. Kiedy Polska odzyskała niepodległość jego ojciec Józef Stański postanowił wrócić do ojczyzny. Podjął pracę na kolei. Zamieszkał w Siedlcach. Właśnie tam późniejszy pilot Dywizjonu 308 spędził dzieciństwo i wczesną młodość.
W 1939 roku ukończył gimnazjum siedleckie z gorącym pragnieniem wstąpienia do szkoły lotniczej. W pobliżu był Dęblin – gniazdo orląt. Jeszcze wcześniej jako 16-letni młodzieniec przyjęty został na szkolenie spadochronowe i szybowcowe. Marzył o lotnictwie wojskowym. Czasy temu sprzyjały. Wakacje 1939 roku spędził w Świdniku na szkoleniu samolotowym w ramach PW Lotniczego. Tam tez zastała go wojna. Wraz z tysiącami innych żołnierzy przedostał się do Francji, skąd w ostatniej chwili ewakuowany został do Anglii. Tam trafił do wymarzonego lotnictwa. Mając predyspozycje do latania myśliwskiego skierowany został na wielomiesięczne szkolenie.
W czerwcu 1942 roku zasiadł po raz pierwszy samodzielnie za sterami Spitfire’a, by wykonać zadanie bojowe. Wprawdzie słynna bitwa o Anglię była już zakończona, lecz wojna z ciągle groźnym nieprzyjacielem trwała nadal. Wacław Stański otrzymał przydział do 308 Dywizjonu Myśliwskiego tzw. Krakowskiego, który wraz z 302 Poznańskim i 317 Wileńskim stanowił 131 skrzydło taktycznego lotnictwa myśliwskiego. Latał głównie na wspieranie wojsk lądowych oraz jako eskorta bombowców. (Na fot. 5. Wacław Stański po zawodach na płockim lotnisku).
Przeszedł wraz z macierzystym dywizjonem szlak bojowy z Anglii poprzez Francję, Holandię, Belgię do Niemiec. Łącznie wykonał 189 lotów bojowych, w tym 89 bombardowanie z lotu niskiego i 59 ataków celów naziemnych. W bezpośredniej walce zestrzelił 2 samoloty nieprzyjaciela. Był rekordzistą w ilości bombardowań z lotu nurkowego, nie tylko wśród ponad dwustu pilotów, którzy przewinęli się przez dywizjon, ale w całym skrzydle. Przez pewien czas pełnił stanowisko zastępcy dowódcy dywizjonu.
Wojnę zakończył w stopniu polskiego porucznika i kapitana angielskich sił zbrojnych. Jego mundur zdobiły najwyższe odznaczenia – Order Krzyża Virtuti Military V klasy, trzykrotnie otrzymał Krzyż Walecznych angielskiego DFC – Distinguished Flying Cross. Po zdemobilizowaniu mógł zostać na Zachodzie, ale powrócił do kraju. Z całą energią zabrał się do odbudowywania polskiego lotnictwa.Pracował w Lidze Lotniczej w Warszawie, współorganizując okręg stołeczny LL i Centralną Składnicę Materiałów Modelarskich. Wiele latał. Szkolił młodzież. Niestety, w 1948 roku został odsunięty od latania, a w wyniku negatywnej weryfikacji musiał poszukać sobie pracy poza lotnictwem.
W 1956 roku wrócił do lotnictwa sportowego i jako pilot wieloosobowego samolotu przez lata woził skoczków spadochronowych. Następnie przeniesiony został na stanowisko inspektora wyszkolenia samolotowego, po czym objął kierownictwo Aeroklubu w Płocku. Był etatowym pilotem narodowej kadry skoczków spadochronowych. Był pierwszym pilotem cywilnym zasiadającym za sterami AN-2. Należał do inicjatorów wznowienia w kraju zawodów akrobacji samolotowej i przez wiele lat był sędzią tej rywalizacji sportowej, także międzynarodowym. Zmarł 18 czerwca 1986 roku. Pochowany został na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Był jednym z bohaterów książki Hugha Smallwooda „2nd TAF Spitfire” The Story of Spitfire ML 407”.
Źródło: http://www.prus.siedlce.pl/old/absolwenci/zjazdy/Stanski_w/Jacek_Stanski_Prywatna_strona_pliki/aviation.htm oraz http://airshowplock.pl/viewpage.php?page_id=57
Pozdrawiam wszystkich, no i oczywiście 10 dla Autora,
Satyr
________________________
"I złe to czasy, gdy prawda i sprawiedliwość nabiera wody w usta".
(ks.J.Popiełuszko)
@Satyr
7 Kwietnia, 2013 - 19:53
Bardzo Ci dziękuję za to cenne uzupełnienie i sympatyczne, osobiste wspomnienie :-). Przy okazji zagadka: Czy wiesz jak Stański "obchodził" swoje 24 urodziny ;-)?
Pozdrawiam
PS. O, przepraszam. Sprawdziłem link. Ty wiesz. Napisz o tym Czytelnikom, bardzo proszę...
Satyrze, masz pazur historyka!
7 Kwietnia, 2013 - 19:59
Dzięki za Twoje uzupełnienie!
Bóg - Honor - Ojczyzna!
TŁ - mówisz i masz, hehehe. To była dość ciekawa historia...
7 Kwietnia, 2013 - 20:24
... z tymi 24. urodzinami Wacka Stańskiego.
Otóż 17 lipca 1944 r. 308 Krakowski Dywizjon Myśliwski patrolował północną Francję. Był to dzień nieoperacyjny. Na froncie trwała cisza. Dywizjon 308 został wysłany na patrol "aby nie zardzewieć". W pobliżu miejscowości Livarot (45 km na południowy wschód od Caen) zauważono kolumnę samochodów poruszających się w kierunku wschodnim. Para samolotów - por. Wacław Stański wraz z bocznym (nazwisko nn.) znurkowała w kierunku konwoju. Na małej wysokości stwierdzono, że w skład konwoju wchodzi elegancka limuzyna i jeden lub dwa samochody ciężarowe z ochroną. Już na pierwszy rzut oka widać było, iż w konwoju znajduje się niemiecki VIP. Piloci ostrzelali konwój kilkakrotnie i wrócili do szyku dywizjonu nabierając wysokości. Po powrocie na lotnisko, jak zawsze, złożyli raport (Combat Report) u brytyjskiego oficera wywiadu (IS).
Następnego dnia por. Stański został wezwany do oficera wywiadu, który krótko stwierdził:
- Claim the Rommel (klejmuj, odhaczaj Rommla).
- Jesteś pewny?
- Jestem pewny. Dziś w nocy Radio Berlin podało informację, że Feldmarszałek Rommel - lis pustyni - nie żyje. Zginął w wyniku ataku brytyjskich samolotów w północnej Francji.
- A skąd masz pewność, że to akurat nasza robota?
- Dzień był nieoperacyjny, jak zapewne wiesz. Wczoraj tylko 308. był w powietrzu. Tylko wy strzelaliście.
Ciekawe, że jak się później okazało, Feldmarszałek Rommel przeżył atak, został jednak poważnie ranny.
Mike Spick w książce "Classic Warplanes - Supermarine Spitfire" wyd. Salamander Books Limited - 1991 (pol. ed. "Słynne samoloty - Supermarine Spitfire" - wyd. BGW 1992 str. 39) napisał: "Poważnym wkładem do wojennego wysiłku Aliantów był atak Spitfire'ów IX dokonany w pobliżu Livarot późnym popołudniem 17 lipca 1944 r. na samochód z personelem Feldmarszałka Rommel'a. Podczas ataku marszałek został poważnie ranny, co wyeliminowało go z wojny".
Ciekawi też dlaczego Radio Berlin podało błędną informację o śmierci Rommla. Czyżby wynikało to z niedoinformowania Abwehry? Nieprawdopodobne. Trzy dni później w Wilczym Szańcu (Wolfschantze) koło Kętrzyna dokonano nieudanego zamachu na Hitlera. Rommel co najmniej sprzyjał zamachowcom. Jakiś czas potem zgłosili się do niego "smutni panowie" i odebrał sobie życie. Nota bene - na temat tej śmierci krążą różne wersje.
W taki oto sposób por. Wacław Stański uczcił 17 lipca 1944 r. swoje 24. urodziny.
Pozdrawiam, Satyr
________________________
"I złe to czasy, gdy prawda i sprawiedliwość nabiera wody w usta".
(ks.J.Popiełuszko)
@Satyr&ALL
7 Kwietnia, 2013 - 20:26
Ponieważ Satyr chyba jest chwilowo nieobecny na NP, pozwolę sobie przedstawić w Jego imieniu intrygującą kwestię historyczną, która jest zasygnalizowana w linku. Otóż Stański jest być może tym pilotem alianckim, który skutecznie zaatakował konwój feldmarszałka Rommla we Francji w lipcu 1944 roku.
Informacje zalinkowane powyżej przez Satyra pochodzą z niepublikowanych wspomnień Stańskiego:
http://www.mysliwcy.pl/wspom_stanski.htm
Tu słowo wyjaśnienia:
Wedle najbardziej rozpowszechnionego poglądu Rommela ostrzelał Charley Fox z 412 Dywizjonu kanadyjskiego. Ale brani sa tez pod uwagę inni piloci. Chris Le Roux z 602 Dywizjonu RAF i Australijczyk, Fred Cowlph z 453 Dywizjonu. Stanski byłby kolejnym aspirującym ... Jest to prawdopodobne. Bardzo ciekawa sprawa...
Trafiłeś w temat rzekę ku chwale pilotów
7 Kwietnia, 2013 - 20:56
Dzięki nim Niemcy dostali nad wyspą omłotów
Chwała dla polski wielka, choć bardzo zaniżona
Przez niejednego angielskiego flegmatyka , a także bufona
Takie treści są wskazane dla Polskich dzieci
By mieli zachwyt i może któryś poleci
Rakietą czy innym obiektem w dalekie przestworza
A Polska powstanie od morza do morza
Pozdrawiam
"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"
"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"
@Jacek Mruk
7 Kwietnia, 2013 - 21:00
Jacku, nie tylko dokonania polskich lotników w II WŚ to temat-rzeka ;-).
Trzeba więc w tej - i innych rzekach historii - popływać ;-)!
Pozdrawiam