O pisaniu historii

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Historia

Nie możemy mieć pretensji, że Niemcy i Rosjanie piszą po swojemu historię – także naszego kraju, bo 1) robili i robią to już od bardzo dawna (więc i nie od dziś o tym wiemy), 2) historię pisze się wtedy, kiedy się ma na nią jakiś wpływ, tzn. kiedy panuje się nad tym, co na poziomie społeczno-politycznym oraz geopolitycznym dzieje się w odniesieniu do danego kraju. Jeśli bowiem dany kraj stanowi coś w rodzaju korka na wodzie, mówiąc bardzo obrazowo, to nic dziwnego, że fale dookoła, rzucają go tam, gdzie chcą.

Co by nie powiedzieć o Niemczech i Rosji, to są to kraje (i zamieszkują je nacje), które w przeciągu ostatnich dwóch dekad złapały historię za twarz, trzymają i nie popuszczają. Niemcy stali się państwem zjednoczonym po blisko półwieczu, Rosja – mimo wprowadzenia wielopaństwowego obozu koncentracyjnego – zachowała nie tylko wpływy w byłych krajach satelickich, ale i stała się równorzędnym partnerem dla Zachodu i USA, których czołobitność wobec Moskwy prześcignęła już dawno to, co wyrabiał choćby J. Carter czy inni zwolennicy „odprężenia” za czasów zimnej wojny. Oba wspomniane kraje (i nacje) sąsiadujące z nami i co jakiś czas – jak pokazuje historia - nas próbujące całkowicie podbić, jeśli nie zgładzić, wyszły zwycięsko z zimnej wojny i obecnie można je uznać za głównych „regulatorów” porządku europejskiego. Jak niebezpieczna jest to znowu dla Polski sytuacja, tego dowodzą nie tylko coraz śmielsze, zupełnie niezawoalowane gesty o charakterze polityczno-historycznym wobec naszego kraju i nas samych jako polskiego narodu, ale i pogłębiająca się współpraca rosyjsko-niemiecka i unijno-rosyjska, że o kooperacji między NATO a Rosją nie wspomnę.

Przepoczwarzenie się komunizmu zwane pierestrojką możliwe było pod paroma podstawowymi warunkami: 1) że zrzucony zostanie nieznośny gorset ideologiczny sowieckiego systemu, 2) że zachowane zostaną wpływy Bezpieki i wojskówki, 3) (najważniejsze) że „wolny świat” w żaden sposób nie będzie ingerował w ten proces ani, tym bardziej, usiłował doprowadzić do jakiegoś generalnego rozliczenia ludzi, którzy stworzyli wielopaństwowy obóz koncentracyjny. Sowieciarze mogli tłumaczyć to w ten sposób, że skoro sami dokonują „demontażu systemu”, to nikt nie ma prawa ich traktować tak, jak potraktowano narodowych socjalistów po ich rozgromieniu pod koniec II wojny światowej. Sowieciarze więc zachowali się jak seryjny morderca, który w pewnym momencie odkłada broń i ogłasza w ten sposób policji, że jest niewinny (gwoli ścisłości, odkłada broń, ale się jej całkiem nie pozbywa). „Wolny świat” zachował się zaś jak policja, która widząc poddającego się zbrodniarza, puszcza go wolno, udzielając najwyżej krótkiego pouczenia.

Nie trzeba być znawcą historii, by wiedzieć, że takie załatwianie spraw naprawdę wielkiej wagi (w końcu system komunistyczny był o wiele bardziej zbrodniczy od narodowo-socjalistycznego) to pozostawienie na świecie tykającej bomby. Gdyby tego było mało, to przecież właśnie Rosję wyznaczył „wolny świat” na głównego (po „demontażu systemu”) decydenta o sprawach niemieckich i środkowoeuropejskich, z czego Moskwa skwapliwie skorzystała. To z kolei trochę tak, jakby seryjnego mordercę włączyć do policji. Oczywiście głupotą byłoby z tych wszystkich powodów mieć jakieś „ale” do Rosji, Kremla i zasiadających tam (od czasów Lenina właściwie) bezpieczniaków – w końcu wykorzystali oni swoją szansę możliwie najlepiej i nigdy specjalnie się nie kryli z tym, że zachodni porządek mają za coś godnego pożałowania, jeśli nie pogardy (co Zachód przyjmował całymi latami z podziwu godną wyrozumiałością dla „rosyjskiej duszy” i bezpieczniackiej fantazji). Jakieś „ale” można by mieć do „wolnego świata”, aczkolwiek można się zastanawiać, czy po Apokalipsie, jaka przyszła na ziemie polskie (czy szerzej, środkowo-wschodniej Europy) w okresie II wojny, ów „wolny świat” nie uznał, że nastąpił zwyczajnie koniec pewnych, powiedzmy, tworów politycznych oraz narodów i „tamten cały region” to nowa „terra incognita”, na której może sobie hulać rosyjsko-sowiecki żywioł, jak tam sobie chce. Idąc dalej tym tropem myślowym – Zachód mógł traktować zupełnie instrumentalnie rozmaite buntownicze wystąpienia w krajach koncentracyjnego obozu sowieckiego, uznając te bunty za osłabiające Rosję, której ekspansji „wolny świat” mimo wszystko bał się, jak cholera, troszcząc się, rzecz jasna, o własną, nie o naszą skórę.

Polska nigdy po II wojnie nie była (i niewykluczone, że nie będzie – w końcu przez prawie 20 lat rządzi u nas w rozmaitych konstelacjach „partia zagranicy”) dla Zachodu ważniejsza od Rosji. Ta prawda jest smutna i okrutna. Tylko jednak w ten sposób można uzasadnić to, że uznano w/w „warunki” Rosji w demontażu wielopaństwowego obozu koncentracyjnego, a zatem, iż nie zezwolono na osądzenie komunizmu i skazanie osób winnych praktyk ludobójczych (od eksterminacji po psychiatrię represyjną) w analogiczny sposób, jak dokonała się likwidacja narodowego socjalizmu. Wprawdzie na małą skalę w niektórych krajach dokonano rozliczeń, miały one jednak w ogólnym obrazie „końca komunizmu” (jak można to ocenić z dzisiejszego punktu widzenia) charakter bardziej symboliczny niż realny, a czasem (jak np. w Rumunii) stanowiły jedynie wyraz walk w środowisku bezpieczniaków, którzy dostrzegali już na horyzoncie jutrzenkę nowego ładu społecznego (z tychże bezpieczniaków czynnym udziałem). Z tym pozostawieniem wolnej ręki Kremlowi w „historycznych przemianach” wiązało się również to, że „wolny świat” nie wystąpił (nie tylko wobec Polski) z żadną poważną ofertą ekonomiczną, militarną i instytucjonalno-prawną zaraz po „obaleniu komunizmu”, tylko przyglądał się, co będzie dalej. Wnet zresztą, tj. gdy doszło do zjednoczenia Niemiec, to sprawy niemieckie stały się dla „wolnego świata” ważniejsze od polskich. Może jeszcze, gdy w pierwszej połowie lat 90. wybuchł pucz w Moskwie, to Zachód, jak za dawnych czasów zatrząsł porządnie portkami, obawiając się, że cały „demontaż” może szlag trafić, ale gdy się okazało, że nic poważnego się nie stało, „ochom” i „achom” na temat Rosji i (po odejściu Jelcyna) Putina nie było końca. Widać to po dziś dzień, gdy toleruje się „niedostatki demokracji rosyjskiej”, udział Bezpieki w zamachach terrorystycznych, stosunek do Czeczenii, Gruzji oraz krajów byłego „bloku”. Rosja rules, mówiąc krótko.

Tak więc zaraz po „obaleniu komunizmu” Niemcy z Rosją zabrały się na nowo za pisanie historii, a dzisiaj my możemy jedynie drapać się po łbie, jak Stiopa grany w słynnym skeczu Pszoniaka z Fronczewskim.

Brak głosów

Komentarze

komunizm zwalczać należy metodami Pinocheta, Franco czy Horthy'ego. Krew, czy chcemy tego, czy nie, musi popłynąć. Pokojowego rozwiązania tutaj nie ma. Dogadywanie się z czerwonymi do niczego bowiem nie prowadzi, czego przykładem jest nasz kraj.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#29380

no ale trudno byłoby dziś walczyć z komunizmem. Może w Chinach czy Korei (czy tym podobnym tworom) działa on "z otwartą przyłbicą", w Rosji jest on podtrzymywany na postronku - Putin resowietyzuje Rosję (ku zadowoleniu wielu obywateli i ku obojętności Zachodu), lecz przecież nie mówi o restytucji ZSSR. W Polsce komuniści są rozproszeni po tylu strukturach (od biznesu poprzez politykę, a na zorganizowanej przestępczości kończąc), że niemal ich nie widać (retoryki komunistycznej nie używają przecież wprost), a ma się wrażenie, że są wszędzie. Nie ma zresztą żadnych widoków na jakiś przełom w walce z komunizmem.

Pozdr

Vote up!
0
Vote down!
0
#29384

z komunizmem należało walczyć bezpośrednio po nim. Wspomniani przeze mnie generałowie i admirałowie (przypadek Horthy'ego) uporali się z tą zarazą bezpośrednio po przejęciu władzy od komunistów. Pinochet w końcu obalił Allende, Franco był zwycięzcą wojny domowej, a Horthy wyrzucił z kraju rząd Beli Kuna.

W Polsce to retoryki komunistycznej używają organizacje typu Lewica Bez Cenzury czy Nurt Lewicy Rewolucyjnej. A komuniści jako tacy niejako "przekwalifikowali się". W obecnych warunkach można tylko pozbawić ich wpływu na władzę, wprowadzając przepis na wzór Wielkiej Brytanii, Japonii i Izraela, że zdrajca ojczyzny lub jego potomek nie może zajmować żadnego stanowiska w rządzie, parlamencie czy w samorządach. To rozwiązałoby sytuację.

A czy Putin nie dąży do restauracji ZSRR? Przecież Rosja te wszystkie kraje typu Ukraina, Gruzja traktuje jako utracone prowincje, w których trzeba odzyskać wpływy.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#29390

Myślę, że przynajmniej propagandowo, Putin chce odbudować coś na kształt Wielkiej Rosji. To koncepcja bardziej trafiająca do nacjonalistów rosyjskich.

Vote up!
0
Vote down!
0
#29392

moim zdaniem w końcu i tak dojdzie do interwencji militarnej. Przecież Ukraina może się podzielić - w końcu Donbas i Krym są rosyjskojęzyczne. W wielu krajach, na przykład na Łotwie, w Estonii czy w Kazachstanie, jest wielka mniejszość rosyjska. Może się okazać, że będziemy świadkami zbierania ziem. Rok temu już widzieliśmy wstęp do tego w postaci wojny w Gruzji.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#29406

i uzbiera się miarka.

Rosja będzie "obgryzać" po kawałeczku ościenne państwa, czy to przez powodowanie "wewnętrzych" i "spontanicznych" ruchów secesyjnych, czy to przez bezpośrednie interwencje militarne.

Jedyna szansa w tym, że ugryzą coś, czego nie będą w stanie przeżuć, jakąś następną Czeczenię czy Afganistan. Z naszym przeżartym agenturą krajem daliby sobie radę cum dactylo in anus.

Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!

Vote up!
0
Vote down!
0

Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!

#29416

ja śmiem twierdzić, że gdyby Rosja się dogadała z Niemcami odnośnie podziału polskiego tortu, to rozbiór zająłby zaledwie kilkanaście godzin. Nasza armia, której morale obecnie jest żadne, uciekłaby w popłochu.

A organizowanie ruchów secesyjnych to bardzo dobra metoda, w dodatku wypróbowana. Niemcy wcześniej tak wykończyli Jugosławię, ponieważ nie było im na rękę istnienie tak dużego państwa w regionie. To, co zostało z Jugosławii, da się jeszcze bardziej popierwiastkować - jest jeszcze Sandżak Nowopazarski, tereny w Bośnii zamieszkane przez Serbów.

Moim zdaniem Rosja będzie dążyła do tego, żeby rozebrać na kawałki Gruzję. Tam gdzie są państwa multietniczne lub liczna mniejszość rosyjska, to nie będzie problemy z wznieceniem jakiegoś konfliktu. Wystarczy prowokacja wywiadu lub większa akcja zaplanowana przez SWR. A potem przyjdzie Krasna Armia i zaprowadzi "wolność i pokój". Tak to się będzie odbywać.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#29417

To stara i sprawdzona metoda. W obecnej Polsce nie byłaby skuteczna, powojenna homogenność, chociaż jakąś mniejszość zawsze się znajdzie, Żydów, Ślązaków, Łemków, homoseksualistów czy innych. Natomiast jak na czas obecny, nie byłaby ta metoda u nas potrzebna. To nawet nie chodzi o wojsko uciekające w popłochu, bo jakaś żelazna rezerwa ikry bu się nawet mogła znaleźć. Ale przecież wystarsczy, że Niemcy w Mumii Jewropejskiej zaordynują nielegalność państwa polskiego (znajdź człowieka - kraj, a ja znajdę paragraf), Ruscy zasekundują, i tyle by było. Wprowadzą tymczasową radę regencyjną czy jak by się tam prowizoryczny rząd nazywał z uprawnieniami wprowadzenia stanu wojennego, pardon, wyjątkowego... i dupa. Koniec. Finis Poloniae, ponownie.

A nasi Tuśtargowiczanie i moralne aftorytety przyklasną, że nas bratni sojusznicy ratują z demonicznych szponów nacjonalizmu i zaściankowości.

Rzygać się chce.

Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!

Vote up!
0
Vote down!
0

Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!

#29419

w naszym przypadku będzie zastosowana metoda militarna. Wejdzie najpierw jedna armia, potem druga, wcześniej zostaną ustalone strefy wpływów. Skąd my to znamy...

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#29422