Oficer i dżentelmen z ... bagien nad Prypecią
Dawno temu, czytając jedną z myśliwskich opowieści Janusza Meissnera, natknąłem się na znakomitą anegdotę o jednookim i jednorękim Angliku. Ktoś – przyjaciel czy krewny – poprosił Meissnera, aby podprowadził pewnego Anglika na jelenia. Anglik miał opisane powyżej braki anatomiczne, zachowywał się dość nonszalancko…słowem nie zanosiło się na udane polowanie. Wreszcie strzelił…na komorę. Byk padł, a Meissner zorientował się wreszcie, że był przewodnikiem legendarnego myśliwego. Cartoon de Viart. Adrian Cartoon de Viart. Życiorys lepszy od Bonda. Jamesa Bonda.
Cartoon de Viart (1880-1963) bił się wszędzie, gdzie potrzebowało go Imperium Brytyjskie. Ale nie tylko dlatego, że Imperium go potrzebowało. Napisał w pamiętnikach: „Szczerze mówiąc, wojna mnie bawiła.”
Wojna burska, I wojna światowa (Afryka i Front Zachodni, gdzie bił się m.in. pod Passchendaele, gdzie trupy służyły za ścieżki w przepastnym błocie), II wojna światowa: kampania norweska, Bałkany (gdzie przysnął Włochom z niewoli), Daleki Wschód (m.in. u boku Czang Kai-Szeka). Walczył, uprawiał tajną dyplomację i wywiad…
Raniony poważnie przynajmniej z siedem razy – kiedyś sam amputował sobie palce u ręki. Przeżył dwie katastrofy lotnicze, uciekał z niewoli… Kawaler niezliczonych orderów i odznaczeń z Victoria Cross na czele…
A najzabawniejsze, że ten wierny syn Brytyjskiej Korony był po mieczu Belgiem, a po kądzieli, Irlandczykiem. A może i bękartem, plotkowano bowiem coś o królu Belgów Leopoldzie II… A na dodatek – był katolikiem…
Ale chyba najważniejszy w życiu Cartoona de Viarta był jego polski rozdział.
Po zakończeniu I wojny światowej de Viarta odkomenderowano do brytyjskiej misji wojskowej w Polsce. Początkowo jego zwierzchnikiem był generał Louis Botha (bohater Burów, pierwszy premier Unii Południowej Afryki – oto sploty historii!). Wkrótce de Viart przejął jego stanowisko. Mediował z Petlurą, walczył z bolszewikami z Webley`em w ręku, odpierając osobiście atak krasnoarmiejców na pociąg, którym się poruszał. To było wtedy, gdy bolszewicy szli na Warszawę. Ponieważ Londyn był niezbyt skory do pomocy Polakom, de Viart na własną rękę organizował transporty broni z Węgier…w kradzionych wagonach kolejowych!
Wtedy zaprzyjaźnił się blisko ze swoim polskim adiutantem, księciem Karolem Radziwiłłem. Ten – już po wojnie – zaoferował mu do użytku jedną ze swoich posiadłości, Prostyń na bagnach Prypeci. De Viart stał się rezydentem Polski – i brytyjskim rezydentem w Polsce ;-) – aż do 1939 roku. Wyjeżdżał do Anglii tylko na kilka zimowych miesięcy…bo wtedy nie mógł polować. Strzelał głownie ptactwo i sam obliczał, że nazbierało się tego w sumie ok. 20000 sztuk! Ale Prostyń leżał nieopodal sowieckiej granicy…de Viart łączył więc przyjemne z pożytecznym ;-)))
We wrześniu 1939 roku Cartoon de Viart wrócił do czynnej służby, stając ponownie na czele brytyjskiej misji wojskowej, z którą ewakuował się do Rumunii. Jeden z jego podwładnych – kapitan Peter Wilkinson – wspominał, ze przekraczając granicę de Viart zbeształ rumuńskiego wartownika mówiąc, że są tylko trzy rodzaje Rumunów, alfonsi pederaści i skrzypkowie, a cholernie niewielu z nich to skrzypkowie…Wartownik na szczęście nie zrozumiał.
Polscy historycy zapomnieli o Adrianie Cartoonie de Viart. Pisze o nim trochę Norman Davies w „Biały Orzeł, Czerwona Gwiazda…”. Wspomina go również Andrzej Suchcitz w „Generałowie wojny polsko-sowieckiej 1919-1920. Mały słownik biograficzny”.
* Nie napiszę, że poświęcam ten tekst wielkiemu przyjacielowi Polski, generałowi Adrianowi Cartoon de Viart. Choć on katolik, to jednak mieszanego pochodzenia. A do tego – szpieg i agent… ;-)))
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2781 odsłon
Komentarze
Re: tl
6 Maja, 2012 - 14:43
Ciekawostka. Dzieki bo warto o takich rzeczach wiedzieć.
@Wilk32
6 Maja, 2012 - 14:48
Do usług. :-)
TŁ
6 Maja, 2012 - 15:12
Szczerze mówiąc, takich nam teraz brakuje.
Zarówno wśród nas, jak i "aliantów".
Dobrym żołnierzem rzadko bywa "normalny" człowiek.
A co do samego autora, śp. Janusza Meissnera , miałem okazję bywać u niego w domu, z racji pewnych koneksji i tak jakby sąsiedztwa.
Pozdrawiam
jwp - Ja też potrafię w mordę bić.
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
@jwp
6 Maja, 2012 - 15:18
O tak, masz rację. Brakuje nam "cudzoziemskich aliantów", którzy - z takich czy innych racji - Polskę zrozumieli i wzięli sobie do serca. Nie, żeby pokochali, ale wzięli do serca.
Jednak ludzie z SOE, cichociemni i inni najczęściej byli normalnymi ludzmi, którzy sprostali wymaganiom chwili. Ludzie tacy, jak de Viart, uczyli ich tylko i szkolili. Zazdroszczą Albionowi tego, że potrafił kiedyś formować i kształtować takich "oficerów i dżentelmenów". Ale, obawiam się, ze to już przeszłość...
Znajomości z J.M. szczerze zazdroszczę, szczególnie jeśli owocowała pogaduchami... :-)
Pozdrawiam
TŁ
6 Maja, 2012 - 18:11
Poprzez "nienormalność" rozumiem dwa przypadki.
Jeden to wojowanie we krwi, a drugi to silny patriotyzm.
Z racji różnicy wielu byłem bardziej słuchaczem niż dyskutantem, choć rozmowy były i naprawdę domowa i rodzinna atmosfera. Ogród przy ogrodzie.
Pozdrawiam
jwp - Ja też potrafię w mordę bić.
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
Re: Oficer i dżentelmen z ... bagien nad Prypecią
6 Maja, 2012 - 22:11
Niestety, nie wiedziałem do tej pory o Adrianie Cartoonie de Viart
Dziękuję za artykuł - teraz już wiem:)
Jest jeszcze coś co pan poruszył, a mianowicie moje wspomnienia z dzieciństwa.
Mój dziadek przed wojną służył w wojsku na Polesiu Wołyńskim.
" Polskie to ziemie były"-powiadał.
Opowiadał o rzece Prypeć, jak wylewała, jakie lasy i bagna ją otaczały i wilki podchodziły do koni:)
Słuchałem go i podziwiałem:)
Niestety miałem 12-ście lat jak dziadek umarł ( tak to już z dziadkami jest że za wcześnie umierają)
Pozdrawiam serdecznie.
PS. Mapa Polski nie jednokrotnie się zmieniała.
Miejmy nadzieję że szybo teraz się nie zmieni.
@kesja
6 Maja, 2012 - 22:26
Dziękuję za komentarz. A propos Prypeci, warto sobie chociażby wyguglać coś o Flotylli Pińskiej. Mało znane, a niezmiernie ciekawe. W klimacie Ziem Wschodnich II RP :-)
Pozdrawiam serdecznie
PS. Tak, problem z dziadkami. Obydwu straciłem nim się pojawiłem. 1939 i 1953.Jedną babcię też. Na szczęście została druga...i jedna prababcia :-)Ciotki i wujowie też bywają "w porządku" ;-)
tł, małe sprostowanie i dodatek
7 Maja, 2012 - 02:22
Prawidłowa pisownia to chyba Adrian Carton de Wiart. W Afryce zapewne chodziło o II Wojne Burską.
Tutaj jest fajny krótki felieton na temat de Wiarta:
Anglicy mieli szczęście do podobnych postaci - T. E. Lawrence, znany z przygodowej ramoty "Lawrence z Arabii", mającej bardzo ciekawe i okryte tajemnicą tło autentycznych wydarzeń. No ale cóż, jak się rządzi kawałkiem świata i to poza swoimi granicami to trzeba to kimś robić.
Każdy wiek ma takich swoich graczy.
Przypomina mi ta postać inną, Mieczysława Zygfryda Słowikowskiego, którego opisałem kiedyś na Niepoprawnych. Oficera naszego wywiadu, którego siatka trzęsła niemal całą Afryką Północną od czerwca 1941 roku do inwazji wojsk alianckich na Afrykę 8 listopada 1942 roku. Inwazja amerykańska na Afrykę mogłaby być wysoce ryzykowna bez efektów pracy siatki Słowikowskiego.
Przypomina mi ten wpis również jedną z moich ulubionych książek Łysiaka "MW", a w niej jeden z najlepszych jego esejów, zatytułowany "Kuter". On tam właśnie opisuje podobnych bohaterów - Polaka Wacława Rzewuskiego, Hiszpana Badię Castillo y Leblicha i pół-Polaka pół-Rosjanina Aleksandra Bułatowicza.
Łysiak kończy esej cytatem z jakiejś starej recenzji Kłopotowskiego do "Parszywej dwunastki":
Coś w tym jest.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
@AdamDee
7 Maja, 2012 - 06:58
Masz racją co do pisowni. Nazbyt mi się utrwaliła wersja Meissnera. Teraz nawet w "Brtitannice" stoi Carton de Wiart. Przepraszam za pomyłkę i dziękuję za poprawkę. :-)
T.E.Lawrence to chyba jednak inny przypadek. De Wiart wojował przez całe życie, a u Lawrence`a był to tylko epizod. A zamiast "ramotki" z O`Toolem (to, kurczę, klasyka!!!) polecam oryginał: w latach 70 ub. wieku "Siedem filarów mądrości" ukazało się w polskim tłumaczeniu.;-)
Wobec przywołanych przez Ciebie postaci przychodzi mi na myśl jeszcze jedna, Borys Sawinkow...
Dzięki za komentarz, poprawki i uzupełnienia.
Pozdrawiam
Autopoprawka
7 Maja, 2012 - 07:01
Adrian Carton de Viart. Patrz: komentarz @AdamDee. Czytelników przepraszam.
ADRIAN CARTON DE WIART
7 Maja, 2012 - 07:03
Chochlik jakiś piekielny mnie prześladuje :-)))