Ludzie listy piszą....

Obrazek użytkownika Traczew
Kraj

Uff...., jak się od niedawna zagotowało w polityce po stronie władzy i opozycji. Ujawniono treść listu pani Mosbacher ambasador USA w Polsce do PMM, w którym ostro wyraża pretensje wobec polityków polskich w związku z krytyką jaka z ich strony spotkała stację TVN, podejrzewaną, nie bez racji, o inscenizację tej szopki pt. "obchody urodzin Hitlera w lesie pod Wodzisławiem". W tej sprawie prowadzone jest śledztwo i prokuratorzy zamierzali przesłuchać "dziennikarzy" tej stacji, którzy uczestniczyli fetowaniu urodzin wodza III Rzeszy.

Pani ambasador w owym liście, prócz ględzeniu o wolności słowa, zwróciła uwagę na ważność pracy dziennikarzy i napiętnowała ministra Brudzińskiego, że poddał krytyce ów program w TVN, sugerując że był inscenizowany. List został ujawniony najpierw przez "Do rzeczy", gdzie opisano jego treść, a pełny tekst opublikował Dziennik Gazeta prawna.

Oczywiście list ten stał się "numerem 1" w przestrzeni publicznej. Opozycja zawyła, Blogerzy i komentatorzy w internecie zaczęli pisać o "bantustanie" "republice bananowej" jaką jest Polska w polityce i działaniach "naszego największego sojusznika". A rząd "wymownie milczał". W prasie natomiast pojawiło się doniesienie prokuratury, że dochodzenie przeciw dziennikarzom TVNu jest przedwczesne, ale śledztwo w sprawie "urodzin Hitlera" prowadzone jest dalej. O list zapytano rzeczniczkę prasową Departamentu Stanu, która podkreśliła, że stosunki polsko-amerykańskie są doskonałe i odmówiła komentarza na temat listu. Dzień później z KPRM (chyba Dworczyk) doszła informacja, że nie będzie odpowiedzi na list pani Mosbacher. W języku dyplomatycznym oznacza to, że rząd RP nie będzie poświęcał uwagi treści listu amb Mosbacher, czyli oleje to wszystko i nie będzie głupstwami zaprzątał sobie głowy.  

Muszę powiedzieć, że cała sprawa mocno mnie wkurzyła, a najbardziej to, że treść listu została ujawniona i "zupa się wylała" dając podnietę opozycji i wszelakim krytykom rządu do flekowania "dobrej zmiany" - całkiem zasłużonej.

No ale dziś na stronie "Do rzeczy" opublikowano fragmenty wywiadu z amb. Mosbacher (całość wywiadu będzie się w numerze poniedziałkowym) i całą sprawa pojawiła się w innym świetle. Wg mnie sprawa ma się tak. List ów pani Mosbacher napisała SAMA. A więc nie był to formalny dokument Ambasady (czyli urzędu reprezentującego interesy US w Polsce), lecz był półprywatną inicjatywą pani ambasador. Piszę "półprywatną" gdyż jakakolwiek korespondencja szefa placówki dyplomatycznej z urzędem państwa przyjmującego nigdy nie może być prywatna, lecz ma charakter półoficjalny. We wspomnianym wywiadzie Mosbacher przeprasza za błędy językowe i pomyłki. A więc jej list był tylko jej inicjatywą i nie skonsultowała jego treści nawet z urzędnikami Ambasady. Przecież każdy z nich wychwyciłby natychmiast te pomyłki które tak zdenerwowały wszystkich w Polsce. 

Zadajmy więc pytanie, skąd narodził się w główce (ma tak być właśnie, w główce!) pani Mosbacher ten pomysł, aby bezpośrednie interweniować u premiera w sprawie "swobody działań dziennikarzy TVN". Oczywiście ta sprawa nie ma większego wymiaru w stosunkach polsko-amerykańskich. To wręcz poziom zerowy. Dlaczego więc pani ambasador pisze półprywatny list do premiera? Odpowiedź jest jedna. Do pani ambasador dotarł ktoś zza "wielkiej wody" i "poprosił" o interwencję u polskiego premiera. Kto jest tym "ktosiem"? Owym "ktosiem" jest ten, który sprawę "urodzin Hitlera" wymyślił i zapewnił rozpowszechnienie wieści o "obchodach w Polsce urodzin Hitlera" na całym świecie. I to w czasie kiedy "świat" dowiedział się, że władze polskie chcą zamykać do pudła tych co piszą "o polskich obozach koncentracyjnych" (nowelizacja ustawy o IPN), co wzburzyło środowiska żydowskie na całym świecie, a w US zwłaszcza.. 

Być może jest więc tak, że w śledztwie w sprawie "obchodów urodzin Hitlera" dokopano się czegoś, na przykład "wywęszono" któż to wyłożył 20 tys na zorganizowanie tych "uroczystości".Jeśli ta supozycja jest prawdziwa, to wiele rzeczy wygląda jaśniej. Poszedł cynk zza "wielkiej wody", pani ambasador napisała list, który miał chronić prowokatorów i wyglądało że rząd RP się przestraszył. Ale treść listu "wyciekła" do prasy i zrobił się huczek. Z DS prawdopodobnie zapytano cóż tam w Polsce robi Ambasada US, że cały internet w Polsce hejtuje szefa placówki US. Poszły tam informacje z W-wy o przyczynach hejtu i liście i tam prawdopodobnie się wkurzono i kazano sprawę wyciszyć i to właśnie robi pani Mosbacher w wywiadzie dla "Do rzeczy". Dla rządu amerykańskiego "sprawa TVNu" to ziarnko pisaku na pryszczu. Ważne jest, ze Polacy w zeszłym miesiącu zawarli umowę z US o zakupach gazu na długi okres, że kupią rakiety średniego zasięgu za 600 mln $ (wczoraj DS zgodził się na to i sprawa jest w Kongresie), że chcą kupić samoloty 5 generacji (a to miliardy$). Poza tym Warszawa nie chce jakiejś "europejskiej armii" o którą zabiegają Macron i Makrela. To jest ważne, a nie jakiś TVN. Oczywiście nie jest możliwe aby TVN odpuścić, ale to sprawa ważna dla "ktosia" a nie dla rządu. "Ktoś" ma dojścia do rządu, ale jego interesy mogą poczekać. Choćby dlatego, że Ruchole właśnie teraz rozpychają się na Morzu Azowskim. 

Tak sprawę widzę i ponadto sądzę, że "wyciek" listu nastąpił za zgodą "samej góry" w Warszawie. Czyli co najmniej premiera. Jego treść, co by nie powiedzieć, kompromituje panią Mosbacher w Waszyngtonie - jako nieprofesjonalistki i głupkowatego narwańca. Jest to prawdopodobne zwłaszcza, że Mosbacher darła wcześniej gębę w sprawie opodatkowania firm amerykańskich w Polsce - szczegóły są nieznane, ale domaganie się specjalnego traktowania jest absolutnym skandalem, a poza tym domagała się informacji o trwających w Sejmie pracach ustawodawczych, co jest po prostu zachęcaniem do łamania polskiego prawa. W KPRM miano pewnie tego dość, więc "upubliczniono" kompromitującą treść listu Mosbacher do Morawieckiego, po to aby "wylać zupę"..

Czy taka interpretacja jest prawidłowa? Czytelnicy to ocenią. Ale papierkiem lakmusowym będzie kontynuacja śledztwa w sprawie "obchodów urodzin Hitlera" w Wodzisławiu i konieczne przesłuchanie w prokuraturze dziennikarzy TVN. Gdyby prowokacyjne działania "dziennikarzy" zostałyby udowodnione, to mityczny "ktoś" byłby bardzo niezadowolony, bo groziłaby mu kompromitacja. Czekajmy więc na naturalny w tej sytuacji ruch prokuratury. Jesli nastąpi to OK, jeśli nie to powitamy w kraju bantustan.

     

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)

Komentarze

Pani ambasadorka (czy może była ambasadorka) nie jest podmiotem tego w istocie cyrku. Tu chodzi o pieniądze. Najpierw o 65 miliardów $, a po namyśle o 330 miliardów $ czyli o ustawę 447 (jak by nie zwał). Aby przepchnąć w głupszej części świata uzasadnienie do reketu od Polski wymyślono "uroczystości urodzin". Tego ktosia nikt nigdy nie wykryje, gdyż jest on ogólnie znany, niestety, niestety idą wybory do knesetu i nie wypada telefonować ponownie do Polski, więc spróbowano nacisnąć ambasadorkę, lecz popełniono poważny błąd gdyż lepiej z mądrym zgubić niż itd., itp., i wyszło jak wyszło. My mamy cyrk, amerykany wyszli jak wyszli tamci już o sprawie zapomnieli bo wybory. Do pierdla pójdzie kamerzysta.

Vote up!
4
Vote down!
0

Apoloniusz

#1576294

Amerykanie nigdy nie zgodzą się na wymianę premiera Morawieckiego na program Discovery.

Pozdrawiam.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1576300

a kamerzysta nie pójdzie do pierdla bo w bieganiu lepszy jest niż niejeden premier.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1576303

że jednak ktoś "beknie", a że nie ma tam sprzątaczki - popadło na kamerzystę jako "ostatnie ogniwo w przewodzie pokarmowym".

Vote up!
2
Vote down!
0

Apoloniusz

#1576317

ale ktoś z kancelarii dał cynk, bo bez tego faktycznie nie byłoby dyskusji. Więc mała Twoja racja. Obstawiam, na powrót pani ambasadorki na plażę.

Vote up!
3
Vote down!
0

Apoloniusz

#1576318