No wreszcie!

Obrazek użytkownika Traczew
Kraj

Raport o stratach wojennych Polski w latach 1939-1945 został wreszcie upubliczniony i - jak należało się spodziewać - przyciągnął uwagę mediów w wielu krajach. Nie wchodząc w szczegóły raportu, dobrze że wreszcie się na to zdecydowano. Raport był już gotowy w zeszłym roku, ale upubliczniono go właśnie teraz. Czy dobry był na to czas? Moim zdaniem moment wyboru terminu jest trafny. Pomińmy tutaj sprawę KPO, antypolską politykę Brukseli (czyli Berlina) i ataki na rząd ZP od lat w prasie niemieckiej i innej. Publikacja raportu dziś jest prawdziwym "kamieniem milowym", czy raczej "milową skałą", postawioną przed polityką niemiecką ostatnich lat. Przecież parę tygodni temu, kanclerz Scholz w Bundestagu, a także w wypowiedziach dla prasy, stwierdził, że "Niemcy są gotowe wziąć odpowiedzialność za Europę i świat", czyli - po raz kolejny - Niemcy domagają się międzynarodowego uznania dla swej wyjątkowej pozycji na arenie światowej. Przypomnę tylko, że przynajmniej od 10 lat w Niemczech wielokrotnie sugerowano w mediach, że RFN powinna otrzymać stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa (!!!). Było to takie "badanie gruntu". Spotkało się to z negatywną reakcją obecnych członków RB ONZ, przy czym warto zaznaczyć, że najbardziej umiarkowane stanowisko zajęła Rosja. Odnotowano ten fakt w mediach niemieckich (i zapewne w kręgach politycznych), co świadczy o kompletnej głupocie tych "kręgów" i mediów. Gdyby sprawa stała się aktualna i debatowano by na ten temat w ONZ, to stanowisko Rosji byłoby negatywne podobnie jak pozostałej czwórki. W polityce europejskiej aspiracje Berlina są jeszcze bardziej widoczne. "Trzeba zlikwidować prawo veta w sprawach polityki zagranicznej UE", powiedział Scholz w zeszłym tygodniu w Pradze. Czyli opowiedział się za glosowaniem większościowym, które oddaje politykę zagraniczną UE w ręce Berlina i Paryża (ewentualnie z dodatkiem włoskim czy hiszpańskim jeśli będzie taka potrzeba). Trzeba stwierdzić, że to żądanie jest niesłychaną bezczelnością Berlina, gdyż wysunięto go teraz, kiedy prorosyjska polityka energetyczna RFN ostatnich dekad jest jawnie krytykowana przez Skandynawów, Bałtów, Polskę, nawet Hiszpanię, a jej katastrofa widoczna nawet dla ślepego. Pojawienie się w takiej sytuacji polskiego raportu jest dla Berlina niezwykle niekorzystne. Jest przypomnieniem ich "dokonań" przed 70 lat na okupowanych ziemiach polskich. Nie chodzi tylko o ludobójstwo do czego się przyznają (w miarę upływu czasu coraz bardziej niechętnie) ale o niewyobrażalną skalę rabunku dokonaną na okupowanych terytoriach. W latach 1939-1945 Niemcy pogwałciły wszystkie regulacje prawa międzynarodowego dotyczące zasad prowadzenia wojny i traktowania terenów okupowanych (konwencje haskie z 1907 roku) i winne za to odpowiedzieć jako państwo i wypłacić stosowne odszkodowania. I nic tu nie pomoże Berlinowi powoływanie się na rok 1953, kiedy to podobno Polska zrezygnowała z reparacji. Zapytać można polityków niemieckich, czy mają jakiś papier w którym Polska się zrzekła. Oczywiście nie mają, ważna byłaby nota rządu PRL w tej sprawie od ONZ, czy rządu niemieckiego. Swą narrację Berlin opiera na artykule prasowym z Trybuny Ludu z 1953 r. To żaden dokument dotyczący meritum. Nawet dyskusja na ten temat jest dla Niemiec szkodliwa.

Poza tym od dwóch-trzech lat w mediach niemieckich pojawia się dumne stwierdzenie, że Niemicy są "mocarstwem moralnym" - w ten sposób akcentuje się "otwarte" stanowisko Niemiec wobec problemu uchodźczego oraz "rozliczenie się z własną przeszłością". Niemcy "moralnym mocarstwem" - dawno się tak nie uśmiałem czytając tą brednię. Ale tą tezę media i politycy niemieccy lansowali z całą powagą. A więc raport o polskich stratach publikowany teraz, dobrze się zestawia z tą "mocarstwowością moralną". Nawet u najgłupszego dziennikarza w Europie po pobieżnej lekturze raportu musi pojawić się refleksja w tej kwestii owej "moralności" Niemiec. Jeśli do sprawy dołożyć niezwykle "moralną" postawę Berlina wobec napaści Rosji na Ukrainę to mamy kompletny obraz Niemiec jako "moralnego mocarstwa" dziś. Można więc stwierdzić, że przeszłość dopadła Berlin dziś i tworzy dlań niezwykle niewygodną sytuację z czego część mediów niemieckich zdaje sobie sprawę. Raport w języku angielskim jest w obiegu. Wersja językowa niemiecka i francuska i mam nadzieję hiszpańska pojawi się niebawem i stanie się bardzo wygodnym instrumentem nacisku w naszych rękach. Wystarczy przypominać co jakiś czas o jego istnieniu. Reakcja Niemiec będzie negatywna, ale, powtarzam, nawet dyskusja na temat treści raportu jest dla Berlina trudna i pozycjonuje RFN po zlej stronie sporu. 

Czy wypłata reparacji jest realna? To zupełnie inna sprawa, ale zaznaczyć można, że dawne długi reparacyjne państw nierzadko dopadają dłużnika po latach. Niemcy niedawno skończyli wypłacać reparacje za lata 1914-1918, mimo że zawiesili spłaty w 1931 roku. I proszę, po II wojnie przypomniano im o tym. Raport przypomina im o niespłaconych rachunkach i należy stale dążyć do tego, aby o nich nie zapomnieli.  

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (13 głosów)

Komentarze

Zrzekły się z reperacji od DDR to nigdy się nie odstąpiły z odszkodowań od BRD!

 

Vote up!
6
Vote down!
0

kazikh

#1646793