szansa na otrzymanie sprawiedliwości

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Humor i satyra

Prosiłem uprzejmie jakiś czas temu o przekazanie całego mojego tutejszego dorobku punktowego na dobre cele, które wskazałem.

Z przyjemnością stwierdzam, że moja prośba - jakkolwiek z opóźnieniem, spowodowanym natłokiem spraw nieporównanie większej wagi, jest obecnie realizowana, i to sukcesywnie - co może dowodzić humanitaryzmu P.T. Operatora, który zapewne wzdragał się przed jednorazową amputacją owego ogona i woli obcinać mi go krok po kroku, cienkimi plasterkami.

Jest to działanie chwalebne i szlachetne, ale irracjonalne, bo ogon to szuczny; przymocowany mi dla ułatwienia jakichś  skomplikowanych obliczeń, którymi zajmuje się baca i jego juhasi, ale mnie osobiście do niczego niepotrzebny.

Nie interesowałem się nim dopóki się nie okazalo, że to, co na mnie powieszono, jest znacznie ważniejsze ode mnie, bo tu gdzie się aktualnie znajduję osioł bez ogona jest nieważny.

Chyba właśnie wtedy zauważyłem, że mój ogon rozdwoił się  i zaczyna się zmniejszać, a lity (może własny ?) chwost regularnie podżerającego mi ze żłobu owies i siano sąsiada szybko przyrasta;  ryknąłem tedy żałośnie (acz niegłośno), a teraz w milczeniu czekam aż całkiem zaniknie to, co  mi od zadniej strony zwisa, i dumam, co też będą mi wówczas próbowali skracać rozgrzani już juhasi.

Wirtualnej padlinie będzie to niewątpliwie obojętne, a klikalność może wzrosnąć;  obserwatorzy i komentatorzy też mają zresztą prawo do chwili bezkosztowej radości.

Interesująca z mojego punktu widzenia lokalizacja tajemniczej czarnej dziury, w której znikają statystyczne ślady mojego czteroletniego blogerskiego trudu  jest niemniej ciekawa od przemiany duchowej w wyniku której zmienia się mój stosunek uczuciowy do przyprawionego mi, sztucznego ogona.

Zaczynam odczuwać coś w rodzaju przywiązania do tej protezy - i tęsknoty za kawałeczkami, które znikają, znikają..

Entropia ?

***

Żeby czas oczekiwania skrócić, rozmyślam o Izbie Pamięci (tak nazwałem "Ewidencję Naruszeń", w której uwieczniono moje imię i nazwisko obok pseudonimów innych skazańców, tworzących barwną subkulturę tutejszych koprolalików)) i o danej mi szansie - a nawet dwóch szansach : na otrzymanie sprawiedliwości, i na nie powtarzanie po raz kolejny tego samego czynu.

Z tej drugiej skorzystać nie mogę, ponieważ mam zbyt słabą pamięć żeby zapamiętywać co komu mówię, w związku z czym przeważnie mówię to, co myślę, jeśli nie udaje mi się milczeć albo nie odebrano mi prawomocnie głosu.

Jeśli - korzystając z niezbywalnego prawa do myślenia - pomyślałem o kimś, że to kawał skurwysyna, mogłem to również napisać - i potrafiłbym tę moją opinię uzasadnić, gdyby mi dano taką szansę;  między innymi z tego powodu podpisuję swoje teksty, poświęcone osobom publicznym, w których wyrażam osobistą, obywatelską dezaprobatę wobec ich zachowań, wypowiedzi czy postaw - takim językiem, jakiego akurat miałem ochotę użyć, nierzadko wulgarnym.

Kiedy (w pierwszej połowie minionego wieku) nauczano mnie łaciny, przymiotnik : "vulgaris" (pochodzący od rzeczownika : "vulgus" - tłum, pospólstwo) znaczył : "pospolity, wspólny", i ani wówczas ani potem za pospolitość nikogo nie karano (wręcz przeciwnie).

Wiem, że świat bardzo się zmienił, a z nim także język, który zawsze lepiej trzymać za zębami, nawet jeśli nie jest się w danym momencie nagrywanym (choć nikt dzisiaj tego "tak do końca" pewny być nie może), ale trzeba by te zęby mieć, w danym momencie, w gębie, a nie w szklaneczce na nachkastliku, w kieszeni bonżurki, albo cholera wie gdzie - nieprawdaż ?

Moje ostatnie trzy własne zęby pożegnałem na zawsze w marcu 1968 (zbieżność dat przypadkowa), ale język pozostał wystarczająco giętki by "powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa", w której pełno jest myśli bardzo pospolitych i tak wspólnotowych, .ze słowo  "skurwysyn" często gości na moich wargach; i na codzień - zwłaszcza w porze emisji  "programów informacyjnych", i od święta, gdy sobie zanucę starą piosenkę pana Jana Pietrzaka : "Recepta na długowieczność" (z refrenem "- muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów !").

Brzydkie to słowo, ale niepiękny identyfikuje obiekt : "skurwysyn - człowiek nieakceptowany z rozlicznych przyczyn przez nas samych, bądź szersze grono" czytam w Słowniku gwary miejskiej i języka potocznego.

Hmm..

Czy do pracochłonnego cięcia w plasterki mego sztucznego ogona nie zabrało się aby jakieś szersze grono zakapturzonych "użytkowników", którzy mnie z rozlicznych przyczyn nie akceptują ?

Nie wiem, ale - proszę nie wierzyć, gdyby konfidencjonalnie czy oficjalnie informowano o ustaleniu, iż jestem największym skurwysynem na "Niepoprawnych"; zaręczam, że to nieprawda.

Szansę na sukces miałbym raczej w konkursie na największego frajera.

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (8 głosów)

Komentarze

Nazywam się Tatkowski. Andrzej Tatkowski.

Vote up!
6
Vote down!
-1

Andrzej Tatkowski

#1431525