Nawet nienawidząc Boga i Polski

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

        Nie wracajcie do okupacji niemieckiej ani do Polski                                                  gomułkowskiej

                Dyskusja w TV Republika na temat nauki religii w szkołach sprowokowała mnie do tej wypowiedzi. Nie chodzi o to czy religia w szkole ma być czy też nie. To sprawa oczywista. Chodzi o to jak się to ma odbywać. Mam 93 rok życia. Uczyć religii w szkołach zacząłem w 1957 r. Wyrzucono mnie w 1960 rzekomo za nieporozumienia z Inspektoratem Szkolnym. Religię ze szkół usunięto w rok później. Warunkiem wprowadzenia religii do szkół w 1957 r. była zasada „przed” lub „po”, czyli nie w ramach innych lekcji szkolnych. Od początku okazała się ona fikcją, gdyż możliwa była w małych szkołach wiejskich, gdzie jednak w praktyce przeważnie nie była przestrzegana. W szkołach miejskich było różnie, ale często w ciągu roku szkolnego z niej rezygnowano. Po prostu nie chciano szykanować nauczycieli religii. Tak było w PRL, a jak jest dzisiaj? Wręcz odwrotnie. Tłumaczenie, że nie ma co zrobić z dziećmi nie uczęszczającymi na lekcje religii jest bezsensowne i obłudne. Są świetlice, wtedy też były i te dzieci mogły tam odrabiać lekcje, czekać na autobus. To, że obecnie panie trzęsące Oświatą zniosły prace domowe, nie świadczy o takiej potrzebie, ale o ich kwalifikacjach w przedmiocie który im powierzono.

               A sprawa: klasy łączone. Praktyka, kiedyś stosowana. W najmniejszych szkołach niekiedy także przed wojną. Ja tego doświadczyłem w szkole niemieckiej w Reichsgau Danzig-Westpreussen. Od 1942 r. mielimy osobną Deutsche Volksschule für polnische Kinder. Klasy były łączone od I do IV. Nauka polegała na czytaniu bzdurnych czytanek, uczeniu się alfabetu (kl. I), tabliczki mnożenia, a raczej na jej odpytywaniu i opowiadaniu nauczyciela przeznaczonym dla wszystkich, przeważnie o tym jak to Niemcy obdarowali nas kulturą. Nawet nauczycielka niemiecka, jedna z tych przyzwoitych, biadała nad nami, że poza czytaniem, pisaniem i Kopfrechnen (tabliczką mnożenia) niczego się nie nauczmy. I nie powinniśmy, bo parobek więcej wiedzieć nie powinien. Nauczyciel z Nadrenii, który uczył nas tylko 3 miesiące, bo poszedł na front, nie krył swego oburzenia, że takie nauczanie to strata czasu. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Polaków się w ten sposób uczy. Z tej niemieckiej szkoły, w której doszedłem do szóstej klasy nic nie pamiętam. Wyniosłem tylko biegłą znajomość języka niemieckiego, ale tylko dlatego, że sam o to zabiegałem. A do I Komunii św. mogłem przystąpić jako gimnazjalista mając 14 lat.

          Praktyki szkolne, których doświadczyłem zaserwowali nam wrogowie, a kim są ci, którzy nam to dziś chcą jako okupacyjną i komunistyczną spuściznę serwować. Odpowiedź jest jasna: ateiści, od tego rozpoczynający opiłowywanie Kościoła. I w dodatku ludzie, którzy nie wiedzą czy nie chcą wiedzieć, że to wszystko było w wykonaniu wrogów Kościoła i Narodu polskiego i polskości.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (15 głosów)

Komentarze

Pozwolę sobie nie zgodzić się z Księdzem Profesorem w materii szkoły w okupowanej przez Niemców Polski vs. szkoły czasów Gomułki.

Niemcy dążyli do wyniszczenia Narodu Polskiego, do sprowadzenia go w najlepszym razie do roli posłusznej służby. Szkoła w PRL Gomułki, mimo zindoktrynowania, miała wyrazisty cel patriotyczny, starała się wykształcić kadry, a jej struktura: SP, zawodówka, technikum, LO / szkoła wieczorowa - dobrze spełniała swoją rolę. Kto chciał się uczyć, to się nauczył, poszedł do szkoły średniej maturalnej, a nawet na studia. W moich czasach (lata siedemdziesiąte/osiemdziesiąte) studentów było 400 000, a teraz 2 000 000. To co, poziom intelektualny społeczeństwa wzrósł pięciokrotnie?

Gomułka jaki był to był, z Kościołem też walczył, ale czuł się gospodarzem Polski i o nią się troszczył, jak umiał, jak go wychowano w robotniczym domu. Towarzysze się go bali, bo był zasadniczy i urągliwy. Oszczędny. Jak trzeba było się wykłócać z Chruszczowem czy Breżniewem (początkowo Gomułka był dla niego autorytetem), to się wykłócał o polskie sprawy. O Ziemie Zachodnie, zwane SŁUSZNIE  Odzyskanymi dbał szczególnie, a łatwo nie było. Nawet zapłacił za t wcześniej uwięzieniem czy też raczej izolacją. 

Licea trzymały poziom, pewnie też dlatego, że było sporo jeszcze przedwojennych nauczycieli, albo ich rzetelnych uczniów. Z czasem jednak i sól wietrzeje. A dzisiaj szkoła jest wywracana na nice przez tę "dolores ibauri" (rewolta hiszpańska 1936), która pełni funkcję ministra edukacji.

Religia w polskiej szkole po latach został PRZYWRÓCONA, a nie wprowadzona. A teraz chce się ją wyrzucić, no bo jest modlitwa, jest krzyż. diabła to bardzo drażni. I jego ziemski personel.

Vote up!
7
Vote down!
0
#1662746

skończyłem natomiast za Gierka. I każdy wiedział, że co prawda partia nie chce religii w szkole, ale naszym patriotycznym obowiązkiem jest chodzić do "salki przy kościele". Oczywiście klasy były łączone rocznikami z całej parafii. W mojej akurat były 4 szkoły podstawowe i tyle samo średnich. Przyjaźnie, jakie się wtedy zawiązały, często jeszcze trwają. Dzisiaj natomiast religia stała się zwykłym przedmiotem... Pamiętam, że podobnie było z łaciną w liceum. Kiedy tylko stała się nieobowiązkowa przestałem chodzić. Dopiero na studiach musiałem nadrobić zaległości.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1662753

Jestem trochę młodszy, znacznie młodszy, ale wojnę wspominam świeżą pamięcią moich rodziców i ich rodziców. A gdy człowiek wychowany jest po polsku, a rodzice nie boją się prawdy to okupacja niemiecka zlewa się z rosyjską w ciągłą historię, która trwa jak jedno pasmo splotu polskiej cywilizacji chrześcijańskiej ze sznurami pasm różnych odmian tego samego europejskiego totalitaryzmu.

Rodzice byli niezwykle aktywni intelektualnie, tato urodził się w rosyjskiej niewoli, skąd z rodzicami byli repatriowani dopiero w 1924 roku. Mniejsza o szczegóły.
Istotny jest wniosek, który jest moim własnym przekonaniem

Otóż w Europie nigdy nie pojawiła się żadna tradycja demokratyczna, a jeżeli już, to przejawiała się przebijając przez dominantę totalitarnych cywilizacji i tradycji monarchii absolutnych. Mówiąc krótko - historia Europy jest historią rodów cesarskich i ich imperiów.

Zupełnie inna odmiana demokratycznej cywilizacji chrześcijańskiej w bólach i europejskim niezrozumieniu kształtowała się w naszej polskiej przestrzeni historycznej chyba od czasu statutów wiślickich Kazimierza Wielkiego - albo jeszcze dawniej

A różnica między tymi formacjami jest podobna do takiego dylematu jaki następuje wtedy, gdy się komuś pomiesza MONTESQUIEU z MACHIAVELLIM

Vote up!
4
Vote down!
0

michael

#1662755

Jantar, proszę wybaczyć,, ale niedokładnie Pan przeczytal mój tekst. Gdy chodzi o szkolę niemiecką dla polskich  dzieci to wskazałem tylko na klasy łączone jako na źrodło nieskuteczności nauczania. I dziś chce Nowacka do tego wrocić w przypadku nauczania religii. O szkolnictwie wczsnego PRL nie pisze złego słowa, bo w poroznaniu do dzisiejszego czasu był to poziom niebotyczny. Ale wskazałem na system "przed" i  "po", co dla nauczania religii byłoby zabójcze, gdyby nie nauczyciele, ktorzy wtedy  potrafili to sabotowac. To zawarłem w moim tekście i trudno z tym polemizowac, a do szkoły  niemiekiej uczęśzczałem i nie znam tego z książek. Maturę zdawałem w 1951 r.  to mówi samo za siebie,. Tak więc wiemk dokładnie o czym pisze.  

Vote up!
8
Vote down!
0
#1662762

Mea culpa. Nie wczytałem się w intencje artykułu. Natomiast nauczanie łączone w małych szkołach było praktykowane jeszcze w latach 90-tych. Nie wiem, jak jest teraz. Łączone grupy są na językach obcych, na informatyce i jeszcze na paru przedmiotach nawet w dużych miejskich szkołach. Nie śmiem kwestionować osobistego doświadczenia Księdza Profesora. Zabrakło mi intelektualnego spokoju do "czytania ze zrozumieniem" i dość emocjonalnie stanąłem po stronie szkoły, którą kończyłem. I w której jakiś czas też nauczałem. 

Jeśli chodzi o nauczanie religii to problem jest w tym, kto jej naucza. Myślę, że lepiej, jeśli naucza ksiądz (także zakonnik), ewentualnie (!) dobrze przygotowana siostra zakonna. To chyba kwestia autorytetu, szacunku uczniów i rodziców dla osoby konsekrowanej. Ale też bywają księża kompletnie nienadający się do służby nauczycielskiej, by być PREFEKTEM. Działają zniechęcająco, zwłaszcza w czasach dzisiejszych. 

Osobna sprawa to katecheci świeccy. Niektórzy wspaniali, ale bywają o wyraźnie lewackim przechyleniu (przechyleniu nie nachyleniu) l, niektórzy, podobnie jak niektórzy księża, bez nauczycielskiego polotu. Te studia katechetyczne (czasem "studia") takim życie uratowały. Potem robią jakąś "podyplomówkę" i są "polonistami", "historykami", "psychologami" etc. Nauczanie religii było dla nich jedynie szansą na wejście do grona ludzi "wykształconych". Żeby być sprawiedliwym, to trzeba powiedzieć, że wiele osób z grona katechetów to osoby o wysokiej inteligencji i jasnych zasadach moralnych.

Nowacka nic by nie mogła zrobić, gdyby młodzież chodziła na religię. Ale uczniowie chodzą w sporej liczbie w pierwszej, może jeszcze drugiej klasie. Potem się okazuje, że ważniejsza jest geografia i trening w klubie albo joga. 

Wie Ksiądz, że kiedyś z mojej dużej Szkoły do Częstochowy jechały przed maturą cztery autokary uczniów. Teraz ciężko uzbierać dwadzieścia osób. Jak były gimnazja, to były takie "dni skupienia", rekolekcje, na które młodzież gimnazjalna szła. Szła albo i nie szła. Jeśli przyszła do kościoła, to po to, żeby rozrabiać, popisywać się jeden przed drugim. Albo szła na wagary. W końcu biskup poszedł po rozum do głowy i dał sobie spokój z tego typu "rekolekcjami' w diecezji.

Może w centralnej i wschodniej Polsce jest inaczej. Zwarte od wieków społeczności trwają w gorliwości i zachowują się, jak należy. Tu, na Zachodzie, słuchać i patrzeć hadko.

Ministrantura. Kiedyś całe chmary chłopców służyły do Mszy Świętej. Dzisiaj to rzadkość. Służą częściej starsi, emerytowani mężczyźni. Ale to "sukces" wrogich Kościołowi mediów, które zrobiły z księży pedofilów, więc "siara", żeby służyć do Mszy Świętej. Koledzy się będą śmiali.

Jestem za utrzymaniem nauczania religii w polskiej szkole, tak jak walczyłem, i trochę się to udawało, o łacinę. Ale nadeszła pani Szumilas, matematyczka, która zaorała łacinę, bo zbędna. Uczniowie są przeciążeni. Więc i - teraz - religia zbędna, polska uczciwa historia zbędna, czytanie patriotycznych, wybitnych lektur zbędne (a nawet szkodliwe, bo to , panie, i nacjonalizm i religianctwo, a kto wie, czynie faszyzm i suprematyzm białego człowieka).

Tak to, się trochę tłumacząc, dotarłem z trudem do, jak myślę, intencji Księdza Profesora artykułu.

Vote up!
3
Vote down!
0
#1662773

Sam jestem nauczycielem w technikum. Uczę przedmiotów zawodowych, więc na nauczanie Religii patrzę z pewnej perspektywy. 

Przyznam, że kiedy w latach 90-tych Religię wprowadzano z powrotem do szkół, jako świeży absolwent uczelni i uczestnik katechezy w salkach, nie byłem entuzjastą tego pomysłu. Mimo powiązania z Duszpasterstwem Akademickim uważałem, że wyprowadzenie Religii z salek spowoduje rozpad grup i wspólnot parafialnych, a to, co było dla mnie imperatywem wynikającym z wiary, stanie się jedną z kolejnych obowiązkowych lekcji szkolnych i może zniechęcić młodzież. 

Jednak już rozmowy z moimi krewnymi, którzy argumentowali, że lekcje Religii w szkole są dla nich ułatwieniem, bo nie trzeba osobno prowadzić dzieci popołudniami do salek i są pod opieką szkolną, zmieniły moje podejście, przynajmniej od strony organizacyjnej. 

Dalej niestety uważam, ze przeniesienie Religii do szkoły spowodowało zastój grup przyparafialnych. Ale z drugiej strony, już jako nauczyciel, widzę, że udział księdza czy katechety w życiu szkoły daje szkolnej społeczności duże bogactwo. Np. w mojej szkole owocuje to kółkiem teatralnym, a nasz świecki katecheta jest jednocześnie wyjątkowo uzdolnionym autorem scenariuszy i tekstów do występów zarówno w stylu jasełek, a i związanych z uroczystościami patriotycznymi. Ważne są spotkania opłatkowe, ale i oprawa rekolekcji. Wbrew pozorom młodzież jest nimi zainteresowana, a tak licznej grupy ministranckiej jak na rekolekcjach, może chyba pozazdrościć nasz biskup podczas uroczystości w katowickiej katedrze. Wiele oczywiście zawdzięczamy wspaniałym księżom i naszemu katechecie. Znając życie, nie wszędzie takich mają.

A teraz kilka słów na temat pomysłów pań minister. Plan łączenia katechezy w grupy składające się z różnych roczników szkolnych są czystym absurdem. Przecież na każdym poziomie edukacji jest osobny zakres materiału. Gdyby podobny pomysł wprowadzić w moim przedmiocie, elektrotechnice, to na jednej lekcji musiałbym jednocześnie omawiać podstawowe prawa takie jak prawo Ohma czy prawa Kirchhoffa, budowę linii przesyłowych energetycznych, zabezpieczenia instalacji mieszkaniowej i np. działanie silników elektrycznych. JEDNOCZEŚNIE! Nikt z tego by nic nie wiedział. Bo pierwsze prawa są konieczne, żeby zrozumieć kolejne partie materiału. Jak zrobić to tak, żeby starsi nie słuchali kolejny raz o podstawach, a młodsi nie siedzieli jak na tureckim kazaniu słuchając o zaawansowanej technologii? Poza tym, każdy z tych działów wymaga czasu, więc ucząc 3 kolejne roczniki w tym systemie, powinienem mieć 3 razy więcej godzin! Przypuszczam, że podobnie jest z nauką Religii. Nie można robić z niej grochu z kapustą. 

Owszem, jeśli w danej klasie jest mało chodzących na Religię, to można połączyć kilka równoległych klas. To nawet jest stosowane w mojej szkole. Tyle, że współczuję dyrektorowi, który musi ułożyć plan zajęć pozwalający na takie łączenie. 

Kolejny pomysł, to Religia na pierwszej lub ostatniej lekcji. Pomysł sam w sobie już zachęca młodzież do rezygnacji z lekcji, bo albo chcą się wyspać, albo chcą być wcześniej (a w szkole średniej lekcje kończą się czasem o 17 czy 18) w domu. Ale i dla szkoły to  problem. W technikum, jeśli jest blok zajęć pracownianych np. 4 czy 6 godzinny, to przy braku nauczyciela, np. z powodu choroby, często trudno zorganizować zastępstwa. Wtedy często klasa bywa zwolniona wcześniej do domu. A jak po pracowni jest Religia? Ups... Klasy nie da się zwolnić, więc trzeba na siłę znaleźć te zastępstwa. Problem przede wszystkim znowu dla dyrekcji. Bo o ile można znaleźć kogoś kto ma jedno czy dwa okienka i może przyjść na zastępstwo, to już 6 nauczycieli z okienkami nie tak łatwo znaleźć. No, to może katecheta może wcześniej zrobić swoją lekcję? Pewnie tak, skoro i tak pracuje tylko rano i wieczorem. Tylko co, jeśli klasa jest łączona z kilku oddziałów? I znowu klops.

Lewaczki z MEN nie mają chyba pojęcia o pracy szkoły. Zaślepia je ideologia i nie potrafią dopasować swoich pomysłów do prawideł zasad dydaktyki i organizacji życia szkolnego. Może to wynikać z zaślepienia, ale też i z braków intelektualnych tych pań. 

Miałem okazję spotkać się z jedną z pań wiceminister, ale te przeżycia t materiał na dłuższy osobny tekst.

 

Vote up!
3
Vote down!
0

M-)

#1662778

"Komunizm jest jak opium dla ludu w tym znaczeniu, że znieczula i paraliżuje intelekt ludzki. Opium jest narkotykiem, który stępia wyższe intelektualne zdolności człowieka, ale dopuszcza funkcjonowanie niższych funkcji wegetatywnych i zwierzęcych.

    Człowiek pod wpływem narkotyku nie może myśleć, ale może oddychać; nie ma własnej woli, ale może trawić; nie jest zdolny nadążać za procesem myślenia, ale jego krew krąży. Komunizm jest opium w tym znaczeniu, że całkowicie niszczy rozum ludzki. W systemie komunistycznym człowiek nie może podejmować własnych decyzji, lecz musi zaakceptować decyzje podjęte przez dyktatora; nie ma sumienia, ponieważ sumienie jest tyko państwowe.

    Właśnie dlatego komuniści tak często zaprzeczją samym sobie, najpierw 'hajlują' nazistom' jak najlepszym przyjaciołom, aby wkrótce wrzeszczeć z całych sił, wskazując ich jako najgorszych wrogów."

    - pisze abp Fulton J. Sheen w znakomitej książce "Komunizm a sumienie Zachodu".

Vote up!
2
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1662780

Nawiązuję do wszystkich bez wyjątku komemtarzy. To dojrzałe spojrzenia na problrm i  komentatrorzy wiedzą o czym pisza. Warto by było żeby, żeby panie, ktore kolejny juz raz odkąd zacząłem pracę nauczczyciela  majsterkuja przy szkooe za szkodą dla niej zapoznawały się z tym, co ludzie z doświadczeniem mają do powiedzenia. 

Vote up!
3
Vote down!
0
#1662785