Fizyka i gender czyli jak tarcie zabiło ruch
Wszyscy wiedzą, że jest jeden poważny problem fizyczny, z którym zmagają się konstruktorzy rozmaitych urządzeń mechanicznych. To tarcie będące produkem ubocznym ruchu, efekt do niczego nieprzydatny, którego ludzie najchętniej pozbyliby się.
Ale jest jedna dziedzina, w ktorej ewolucja tarcie wykorzystała. To seks. Ewolucja posłużyła się przyjemnością jakią wywołuje tarcie w tej sferze jako środkiem niezbędnym do utrzymania prokreacji, bo potrzeba mocnego bodźca jako przeciwwagi dla niezwykle wysokich kosztów wychowania dziecka ludzkiego. Tak więc w perspektywie ewolucyjnej, tarcie było jedynie środkiem do celu.
Tymczasem, dzięki technologii farmakologicznej udało się, choć z kolejnymi skutkami ubocznymi, cel czyli prokreację, wyeliminować, a środek czyli przyjemność, zajął jego miejsce. Środek - seks bez prokreacji stał się bożkiem. Tego ewolucja nie przewidziała i nie przewidziała środków zaradczych.
Za bałwochwalstwem poszły drastyczne konsekwencje, w postaci rozpadu społecznego. Bo gdy już doszło do zdominowania celów przez środki, to jednym ze środków do eliminacji konsekwencji seksu stała się aprobata dla aborcji. A konsekwencją traktowania przyjemności jako celu stała się filozofia hedonizmu, która doprowadziła do pojawienia się eutanazji.
Człowiek jest, jak wynika z natury ludzkiej, istotą duchową, ktorej komponent biologiczny jest tylko i wyłącznie nośnikiem, środkiem dla kreowania ponadbiologicznej idei - to jest hardware dla software'u.
Tymczasem, w epoce demoliberalizmu, natąpiło wywrócenie porzadku, oddanie prymatu biologicznemu instynktowi, który podporządkowuje sobie i niszczy sferę duchową.
Tak oto tarcie zabiło ruch.
Al na tym się nie skończyło, bo w ostatecznej konsekwencji destrukcja dotknęła samej seksualności - proces rozpadu dopadł bowiem samą seksualność w postaci dewiacji seksualnych, w których "orientacje" mnożą się jak króliki. Matematycznie na to patrząc, o ile nie nastąpi przebudzenie, doszliśmy do kresu nie tylko cywilizacji, lecz i gatunku ludzkiego, bo destrukcji doznał sam biologiczny instynkt.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1827 odsłon
Komentarze
Jeszcze nie wszyscy zginęli!
28 Lipca, 2018 - 20:46
Zgadzam się, jeśli to co Pan napisał dotyczy samozagłady Zachodu. Jednakże większość krajów Azji na tym etapie “rozwoju” jeszcze nie jest. Wystarczy popatrzeć na statystyki wzrostu ludności. Afryka zaś wyraźnie się broni. Zauważmy jakie poparcie mają afrykańscy kardynałowie Sarah z Ghany i Napier z Południowej Afryki.
Jeszcze Polska, Afryka, Azja i większość Stanów Zjednoczonych nie zginęły!
Pozdrawiam
kassandra
Co do sytuacji w Stanach, to
30 Lipca, 2018 - 11:49
Co do sytuacji w Stanach, to polecam lekturę Amerykanina, Roda Drehera, "Opcja Benedykta". Nie wygląda tak różowo.
Dreher - defetyzm czy nadzieja
31 Lipca, 2018 - 19:52
15 lipca 2017 r. podczas pogrzebu kardynała Joachima Meissnera, Benedykt XVI wyraził opinię, że „ … Bóg nie opuści swojego Kościoła, nawet teraz, gdy łódź nabrała wody i jest na skraju zatopienia ... ”. Słowa te zaowocowały książką konserwatywnego pisarza Roda Drehera: „Opcja Benedykta. Jak przetrwać czas neopogaństwa”.
Publikacja Drehera, wyraźnie zaadresowana do chrześcijan amerykańskich, propaguje ideę, aby Kościół stojący w obliczu masowej apostazji, był taki, jaki miał być od samego początku. A wierni, budując własne arki, tak jak w czasach Noego, ratowali wiarę przenosząc ją poprzez mroczne czasy neoliberalnego Zeit Geistu. Wszystko to dla ratowania wiary i własnych dusz.
Książka amerykańskiego publicysty spotkała się tyleż z apoteozą, co z krytyką. Z jednej strony zarzuca się jej nakłanianie do bierności, akcentując rzekomy minimalizm celów. Z drugiej zaś strony podkreśla się, że Dreher przerywa nastrój przygnębienia spowodowany porażką w cywilizacyjnej batalii. I zamiast nastroju defetyzmu kieruje zainteresowanie konserwatystów w stronę sfery duchowej oraz kulturalnej, aby uwypuklić potrzebę pielęgnacji ducha wspólnoty.
Stany Zjednoczone są zróżnicowane i nie sposób wrzucić wszystkich Amerykanów do jednego worka. Ale proszę zwrócić uwagę na statystyczne wskaźniki odnośnie religijności (z częstotliwością chodzenia do kościoła włącznie), popularność szkół chrześcijańskich, procent ludności deklarujący wiarę w Boga i częstotliwość publicznych wystąpień polityków odnoszących się do Boga.
Nie sposób nie wspomnieć także corocznego Marszu w Obronie Życia w Waszyngtonie. Ten kilkusettysięczny, rosnący z roku na rok festiwal życia, doprowadza do wściekłości „postępowe” gazety i telewizje. Te ostatnie jedyne, co mają do powiedzenia (nawet jeśli uaktywnił się i tutaj prezydent Trump oraz przemawiał wice prezydent Mike Pence) to groteskowe przemilczenie tego imponujacego zjawiska społecznego.
Pozdrawiam
kassandra