Nieciekawe perspektywy Francji

Trwające od listopada 2018 demonstracje żółtych kamizelek we Francji i reakcja władzy na te przejawy masowego nieposłuszeństwa przyniosły zastraszający bilans. Aresztowano ponad 10 tys. (większość zwolniono, ale część ma akty oskarżenia w sądach), ofiar śmiertelnych 11, poważnie okaleczonych 350 (w tym 12 osobom wybito oczy gumowymi pociskami), lżej rannych ponad 2000.

Ale liczebność demonstrantów na ulicach maleje wraz z upływem czasu. W ostatnią sobotę było ich wg. policji 14 tys w całym kraju, a wg. demonstrantów ponad 20 tys. Część społeczeństwa jest już zmęczona demonstracjami. Odbywają się one w dużych miastach, których mieszkańcy czasem nie mają zrozumienia dla demonstrantów pochodzących z prowincjonalnej Francji, bo nie mają tych problemów życiowych co oni. Poza tym złe wrażenie robią burdy na ulicach miast francuskich, których dokonują...., no nie wiadomo kto. Zapewne prócz "zawodowych" zadymiarzy są wśród nich prowokatorzy policji i służb specjalnych. Przy ich pomocy władze chcę zdepopularyzować bunt "żółtych kamizelek". Jak jest w rzeczywistości pewnie się nie dowiemy, ale ostatnie rozróby w Paryżu na Polach Elizejskich, gdzie spalono kilkanaście samochodów, kilka kiosków, splądrowano ponad 100 sklepów i parę restauracji i barów spowodowało, że władza tupnęła nogą i zapowiedziała wzmocnienie represji. Już nie wystarczają armatki, gazy, pociski gumowe, pałki i kopniaki podkutymi buciorami policjantów. Zapowiedziano użycie środków chemicznych "znakujących" odzież demonstrantów, zastosowanie dronów, rozszerzenie uprawnień policji w sprawach aresztowych (oficjalnie "czasowych zatrzymań", o areszcie decyduje sąd), przeorganizowanie oddziałów prewencji, aby mogły działać bardziej mobilnie (czyli skuteczniej rozpędzać "wrogów republikańskiego porządku"). Odwołano prefekta paryskiej policji, argumentując, że nakazy z MSW nie docierały do formacji porządkowych. Ha, znaleziono kozła ofiarnego. Prezydent Macron zapowiedział stanowcze działania na rzecz przywrócenia porządku. Ogłoszono że Pola Elizejskie będą zamknięte dla "żółtych kamizelek" w najbliższą sobotę (23 III). Merowie innych miast (Bordeaux, Tulonu, Lyonu, Marsylii) również zamknęli place i ulice na których demonstrowały żółte kamizelki. Wygląda na to, że wszystko zmierza do konfrontacji.

Władze mają nadzieję, że potencjał "żółtych" Francuzów się już wyczerpał. Jednakże jest też inny powód zaostrzenia polityki. Jest nią kompletne fiasko tzw. "debaty o ważnych dla Francuzów sprawach", którą zaordynował Macron i która trwała 2 miesiące od połowy stycznia. Zakończyła się kompletnym fiaskiem. Jedynie około miliona osób śledziło przebieg owej "debaty" polegającej na wygłaszaniu przez prezydenta , premiera i ministrów banalnych oświadczeń na spotkaniach z lokalna administracją. Proszę zerknąć na komentarze internautów pod artykułami prasy francuskiej relacjonującej przebieg owej "ogólnonarodowej debaty". Śmiech i drwiny.

Debata debatą, ale trzeba wziąć teraz obywateli "za mordę" co zapowiedział w poniedziałek Macron i premier Jego rządu. Dość burd. Były debaty, rozdano trochę pieniędzy (milion osób dostało po 450 euro), cofnięto (okresowo) podwyżkę paliw i to wystarczy. Dość demonstracji i burd - do roboty.  

Słodka Francja na naszych oczach staje się "najsłodszą" Francją, a słodkości będą rozdzielane policyjną pałką. Ciekawe jak zareagują na to drastyczne ograniczenie "prawa do zgromadzeń" obywatele Francji. Następna sobota zadecyduje, czy władza zdusi protest siłą - co otwarcie zapowiada, czy też protest będzie trwał dalej a manifestantów przybędzie. . Macron wybrał ryzykowne rozwiązanie i sądzę, że przegra.

A co z wartościami europejskimi? Oto odpowiedź: "Najważniejszy jest "porządek" w Paryżu, nawet wymuszony policyjną pałką..