Różnica między Albertem a Roszkowskim

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Kraj

 

Albert był młodszy i napisał historię Polski taką, na jaką czekaliśmy. Roszkowski jest starszy i też pisze książki, na którą czekamy, a mimo to jest krytykowany. Krytykowany nawet przez tych, którzy akceptowali Alberta. Co więc zaszło w międzyczasie? Czym różni się Albert od Roszkowskiego? Czy Albert ma lepsze brzmienie niż Roszkowski?

Historia, którą napisał Albert rozwinęła się; rozwinęła się również historia, którą pisze Roszkowski i rozwinęli się też ludzie, którzy kiedyś nie krytykowali Alberta, a teraz krytykują Roszkowskiego. Na czym polega ta krytyka? Na inwektywach. A gdzie podziały się argumenty, na które oczekuje Roszkowski? Nie ma ich. Przyczepiono się do zupełnie marginalnego wątku, a raczej pośredniego porównania: „produkcja dzieci”, zapominając, że inne słowo „reprodukcja” stała się słowem powszechnie używanym. I owa „produkcja” ma przekreślić pięćset stronicową nowatorską monografię lat 1945 – 1979 – całkiem, jak 70 powojennych lat ma zabić 10 wieków polskiej historii.

W opinii krzykaczy rozejście się dróg Alberta i Roszkowskiego jest niedopuszczalne, bo Albert dawał przyjemność, a Roszkowski zmusza do wysiłku intelektualnego i jeszcze domaga się rzeczowej dyskusji. Albert budował, a Roszkowski „rozbiera”, i to jeszcze tak, że pozostają tylko wstyd i inwektywy.

Albert od Roszkowskiego różni się więc dojrzałością. A czym różnią się jego krytycy? Najkrócej mówiąc – niedojrzałością. Gdy przez lata Albert dorastał do Roszkowskiego, to jego krytycy w coraz większym stopniu przestawali rozumieć o czym Roszkowski pisze. Błędem Roszkowskiego jest mniemanie, że pisze do czytelników Alberta, a błędem krytyków, że w ogóle zabierają głos w sprawie, która ich przerosła. Profesor, choć osiągnął intelektualne wyżyny, pozostały mu wstyd i rozdrażnienie. Krytykom pozostały polityczna poprawność i bezsilny bełkot. Wstyd Profesora nagrodzą następne pokolenia, a krytycy trafią najwyżej na strony Liber Chamorum.

Albert był pionierem, a Roszkowski jest ostatnim Mihikaninem. Na nasze „szczęście” za miedzą mamy wojnę na Ukrainie a nie w Polsce.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.4 (14 głosów)