Największe problemy powojennych elit

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Kultura

 

Największym problemem powojennych elit jest brak żywego kontaktu z rzeczywistością. Ciężko im sformułować jakikolwiek program, często odwołują się do fikcji, tworzą nierealne projekty na pokaz, o których chętnie zapominają, a gdy już naprawdę uda się im stworzyć jakąś sensowną propozycję, to bronią jej jak niepodległości – nie patrząc na to, czy się sprawdza, czy też nie. Żadnego krytycznego monitoringu, żadnej dyskusji, tylko propaganda sukcesu. I w taki sposób wykładamy po kolei wszystko, nawet te prace, które się udały, a pozbawione rzeczowej korekty, przeszły do lamusa, jako nietrafione. I żadnej refleksji. Powodem takiego stanu jest przerwana ciągłość państwowa i kulturowa oraz brak orientacji – po prostu nie znają wzorca i nie wiedzą, jak ma wyglądać Polska.

Kolejnym problem jest poczucie jakiejś wyjątkowości – dla warszawki wszystko, co poza Warszawą, jest prowincją. Nie ważne, że PRL i III RP z Warszawy zrobiła największą prowincję, ważne jest to, że decyzje zapadają w stolicy. „Teren” może zgłaszać najważniejsze uwagi, można pisać, telefonować, jeżeli to wszystko nie zgadza się z założeniami, trafia w plecy lub wędruje do kosza.  Potem, gdy przychodzi klęska, zaczyna się szukanie winnych. I taki jest los naszej wspólnoty Przecież to nastajaszczy PRL. Nic nie jest w stanie zastąpić starej inteligencji, która była nośnikiem polskich wartości i myśli przetrwania. Dziś coś takiego, jak Polskie Państwo Podziemne, nawet w najwspanialszym śnie nikomu się nie przyśni. Nic też nie jest w stanie zastąpić przedwojennej formacji patriotyczno-obywatelskiej i samej II RP.

Tych problemów jest sporo, ale odwołam się do jeszcze jednego. Brak wizji Polski przekłada się na to, że cała para poszła w budowanie służebnej gospodarki, pozostawiając wszystkie obszary wspomagające ją na boku. Jakoś nie może przebić się do świadomości współczesnych elit fakt, że najbardziej trwałym oparciem dla gospodarki jest cała sfera kulturowa, która buduje  świadomość, wspólnotę, sens pracy i radość życia.  Gorzej, nie może się przebić też fakt, że dwustuletnia walka naszych byłych zaborców przeciwko naszej kulturze  przyniosła efekty tak wymierne, że dziś mogą oni korzystać garściami. Gospodarkę można zniszczyć w ciągu kilku dni, ale zniszczenie kultury jest bardzo kosztowne i czasochłonne. I to zostało wykonane

 Nie ma dziś zrozumienia, że obecny stan naszej kultury – w najszerszym ujęciu jest tak zatrważający, że nie jest ona w stanie obronić spójności narodowej. A twórcy, którzy chcą ten stan zmienić, napotykają na niebotyczne przeszkody. W imię czego? W imię braku świadomości elit i wizji Polski. Nie sposób żyć w Polsce, swój punkt odniesienia odnosząc do UE. Te sprzeczności nie dają pogodzić.  Nie w imię jakiegoś antyunijnego stanowiska, lecz faktu, że chcąc tworzyć, muszę tworzyć w języku macierzystym, chcąc się jednoczyć, muszę to robić oddolnie, chcąc rozumieć, najpierw muszę zrozumieć siebie, chcąc być otwartym, najpierw muszę odpowiedzieć na pytanie kim jestem itd.

Powyższe punkty dotyczą zdrowej części społeczeństwa polskiego i tych, którzy są jeszcze w stanie przyjmować rzeczowe argumenty. Felietonu nie pisałem w celach prześmiewczych, lecz z poczucia odpowiedzialności.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)

Komentarze

Oj, wątków które wpływają na to że jest jak jest można nawet trochę dorzucić. Jest wiele, wiele.... Np utrata Kresów i dwu starych  a jak na polskie warunki "starożytnych" uczelni i centrów kulturowych, czyli Lwowa i Wilna. Przecież przy tej  starej  triadzie akademickiej Kraków- Lwów -Wilno,  taki np.Uniwersytet Warszawski w międzywojniu wypadał blado, bez ukorzenienia i głębszej tradycji  a np. poznański powstał dopiero w 1918 r. Kulturowy  punkt ciężkości  Polski przesunięty był  na prawo. Dziś przesunięty jest geograficznie i ideowo w lewo, patrząc w kierunku Bałtyku, na  uczelniach od 1945 r jakby "poniemieckich" , Gdy pominiemy Kraków, / UJ też zlewaczały ale z historycznymi resztówkami nauki, myśli i idei, vide prof A. Nowak i. in./ , z grubsza w trójkącie  Warszawa, Wrocław, Gdańsk . Pierwszy, "stoliczny", wiodący w naukach lewicowo-marksistowskich- liberalnych. Następne  pokrewne ale z wyraźnym wątkiem "elit" o odchyleniach liberalno - proniemieckich, bez głębszych, ideowych a polskich korzeni i tradycji. Jakież to niby trwałe, narodowe elity polskie miały by z tego powstać, oprócz jakiś wysepek lub czysto epizodycznych, indywidualnych postaci? Po kilkudziesięciu latach tworzenia i umacniania, ukorzeniania wszystkiego od podstaw przez komunistów i agenturę a później bez np. lustracji na uczelniach? A to dotknięty tylko jeden dodatkowy wątek. Temat szeroki, rzekome powojenne "elity".  Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
0

Bogdan Jan Lipowicz

#1621680