Od rabkora do wojenkora
Od kiedy Rosja nauczyła się pisać jej służby sięgają po amatorów, którzy mają “parcie na druk”, czyli gorąco pragną ujrzeć i przeczytać własne teksty w biuletynie, gazecie lub w mediach społecznościowych. W czasach Ochrany mieli mierne możliwości, bowiem prasa poza sprawozdaniami z głośnych procesów zazwyczaj nie publikowała donosów. Koniunkturę przyniosła rewolucja.
Hasło rzucił Włodzimierz Lenin w artykule “O charakterze naszych gazet”, który ukazał się 20 września 1918 roku na pierwszej stronie “Prawdy”. Przywódca bolszewików wzywał do rewolucyjnej wojny z „konkretnymi nosicielami zła” i wzywał by zamiast „politycznego trajkotania” publikować obrazki z “budownictwa nowego życia”. Według Lenina bolszewickie gazety winny “ujawniać nieudaczników” oraz “demaskować oszustów” sabotujących produkcję i “pracę polityczną”.
Pomysł podchwyciły liczne redakcje i w komunistycznej prasie zaczęły mnożyć się doniesienia o “sukcesach przodujących zespołów robotniczych i komun rolnych” nadsyłane przez piśmiennych korespondentów robotniczych zwanych skrótowo “rabkorami”, którzy denuncjowali burżujów, piętnowali przypadki korupcji i opisywali ze szczegółami zwycięstwa komunizmu w swoich środowiskach, miastach i zakładach pracy. Popyt na materiały był duży, bowiem w 1919 roku wychodziło około 1000 bolszewickich gazet, a wkrótce doszły do nich liczne publikacje agitacyjne wydawane w czasach wojny domowej, zamieszczające opowieści o “niezwykłym poświęceniu i bohaterstwie żołnierzy na polach bitew z białogwardzistami i interwentami”.
Ruch “rabkorów” i ich chłopskich odpowiedników zwanych “sielskorami” rozwijał się i w 1926 roku Leon Trocki poinformował na trzecim Wszechzwiązkowym Kongresie Rabkorów, że jest ich około pół miliona. Osiem lat później Stalin na 17 zjeździe WKPb liczył armię korespondentów robotniczych i chłopskich na ponad 3 miliony aktywistów.
Donosicielski potencjał tkwiący w “korespondentach” szybko zrozumiano i przejęto w CzeKa wykorzystując ich w kolejnych kampaniach “antyspekulacyjnych” wymierzonych w kupców oraz w okresie przymusowej kolektywizacji rolnictwa na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych minionego stulecia. Natomiast wojskowy Razwiedupr wykorzystywał model i doświadczenia “rabkorów” do zbierania materiału wywiadowczego i szerzenia komunistycznej propagandy w krajach europejskich. Kierując się bolszewickim wzorem, Komunistyczna Partia Niemiec rozbudowała sieć “rabkorów” do kilkunastu tysięcy ludzi, dzięki czemu na krótko przed dojściem Hitlera do władzy Stalin dysponował w Niemczech najsilniejszą siecią agentury penetracyjnej oraz potężną siecią agentury wpływu opartej na Kominternie, czyli organizacji 19 partii komunistycznych, której celem było propagowanie idei komunizmu i przygotowanie rewolucji światowej. Nie mówiąc już o międzynarodowym aparacie propagandy i dezinformacji kierowanym przez Wilhelma Münzenberga twórcę licznych kryptokomunistycznych organizacji pozarządowych oraz imperium medialnego (prasa, radio, film) rozciągającego się na Europę Zachodnią, Japonię i USA.
Model “rabkorów” zastosowano również we Francji w latach 1950-tych. Ponad 800 korespondentów przekazywało redakcjom komunistycznych gazet informacje z różnych zakładów przemysłowych i najistotniejsze z nich Francuska Partia Komunistyczna kierowała dalej do rezydentury sowieckiego wywiadu. Pośrednictwo prasy FPK umożliwiało “rabkorom” zasłaniać się dziennikarską skłonnością do korzystania z “przecieków” i odrzucać przed sądem zarzut świadomego zbierania informacji dla służby wywiadu obcego mocarstwa.
Technologia i “zimna wojna” zepchnęła korespondentów robotniczo-chłopskich do lamusa. Radio i telewizja stały się głównymi źródłami informacji, były zazwyczaj w rękach państwa a technologiczne koszty nadawania programu przekraczały budżety zachodnioeuropejskich partii komunistycznych, których wpływy i wydatki bacznie kontrolowały służby bezpieczeństwa.
Renesans przyszedł wraz z internetem i mediami społecznościowymi pod postacią pasjonatów militariów obsługujących napaść Rosji na Ukrainę zwanych w rosyjskiej sieci “wojenkorami” a w anglojęzycznej milbloggerami. Liczące się coraz bardziej środowisko rosyjskich “korespondentów wojennych” szacuje się na ponad 500 autorów teoretycznie niezależnych. Są to w większości ludzie o nacjonalistycznych, wielkoruskich poglądach, którzy opowiadają się za kontynuowaniem wojny i są powiązani z czołowymi ideologami “ruskiego miru”. Swoimi sympatiami i kontaktami dzielą się na swoiste stajnie. Jedni związani są z Grupą Wagnera, czyli prywatną armią oligarchy Jewgienija Prigożyna, drudzy z czeczeńskimi “kadyrowcami”, inni z siłami zbrojnymi samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej, a jeszcze inni z ministerstwem obrony. Trzy pierwsze środowiska wspólnie starają się wyprzeć resort obrony z rosyjskiej przestrzeni informacyjnej zarzucając mu brak zdecydowania i silnej reakcji wobec krnąbrnych Ukraińców, których należy przykładnie ukarać a ich kraj obrócić w perzynę. Putin i jego otoczenie umiejętnie manipuluje uczestnikami sporu i z jednej strony dokręca śrubę cenzury, a z drugiej broni sieciowych “wojenkorów” przed dominacją i retorsjami resortu obrony, który z urzędu ma do dyspozycji federalne radio, telewizję i media drukowane.
W zmaganiach na narracje między info-rycerzami “ruskiego miru” a resortem obrony Kreml idzie utartym śladem rezydentur KGB (a wcześniej NKWD, a jeszcze wcześniej CzeKa), które pilnując komunistycznego monopolu informacji wewnątrz Związku Sowieckiego, na zewnątrz w krajach zachodnich, starały się jednocześnie sterować kanałami oficjalnymi i sponsorować kanały opozycyjne. Podobnie i teraz. Twórcą wielce popularnego na platformie Telegram “niezależnego” kanału “Rybar” jest były pracownik biura prasowego ministerstwa obrony, który pilnuje pozycji wojskowych w przestrzeni informacyjnej. Zapewne dla równowagi Putin zaprosił 30 września grupę sieciowych “jastrzębi” na ceremonię ogłoszenia decyzji przyłączenia ukraińskich ziem okupowanych do terytorium Rosji.
Lawirowanie między środowiskiem “rzeźników” w rodzaju Kadyrowa a generałami z ministerstwa obrony ma zapewne poprawić notowania oficjalnych tub propagandowych ekipy Putina w konfrontacji z sieciowymi “wojenkorami”. Konkurencyjne zmagania Kreml ewidentnie przegrywa, gdyż ogłaszając “specjalną operację militarną” nie przygotował społeczeństwa na trudną, krwawą i przeciągającą się wojnę. Poniżanie ukraińskiego przeciwnika i bicie w bęben “ruskiego miru” mści się każdego dnia na ideologicznym froncie. Widać to w liczbie sympatyków alternatywnych źródeł, które te same informacje podają inaczej i organizują je w odmienne narracje. Od dnia inwazji 24 lutego do 1 października liczba korespondentów wojennych zwiększyła się o prawie 60 procent. Wspomniany kanał “Rybar” w trakcie jesiennej “częściowej mobilizacji” rozrósł się do ponad miliona użytkowników a kanał Kadyrowa na Telegramie ma ich przeszło 3 miliony. Sieciowych sympatyków Grupy Wagnera trudniej policzyć, gdyż z prywatnymi armiami współpracuje wielu amatorskich “wojenkorów”. W porównaniu z nimi zawodowi propagandziści Kremla wypadają blado chociaż są dobrze znani z ekranów TV. Władimir Sołowiow dorobił się niecałego półtora miliona sympatyków a “caryca mediów” Margarita Simonian tylko pół miliona. Jeszcze mniej ma ministerstwo obrony - niecałe 480 tysięcy.
Stałego zwiększania się liczby odbiorców serwisów korespondentów wojennych nie hamuje wykorzystywanie ich w operacjach dezinformacyjnych prowadzonych przez FSB i GRU. Najświeższą jest tworzenie informacyjnego klimatu dla prowokacji zbrojnej w obwodzie biełogorodzkim, która ma pozorować, że Ukraińcy zaatakowali terytorium Rosji. Celem operacji jest wywołanie nacjonalistycznej histerii i odzyskanie społecznego poparcia dla wojny na Ukrainie, które kurczy się wskutek niezadowolenia z jesiennej mobilizacji. Sterowani z Kremla korespondenci z frontu od kilku dni snują hipotetyczne rozważania, czy wojska ukraińskie już są gotowe do ataku w kierunku Biełogorodu, czy jeszcze nie.
Popularność “wojenkorów”, która rośnie stale mimo ich deficytu niezależności dowodzi, że im dłużej wojna trwa, tym bardziej Rosjanie się nią interesują. Wprawdzie nadal uważają “ruski mir” za słuszny, podbój Ukrainy za historycznie uzasadniony i są przekonani, że cały Zachód sprzymierzył się przeciwko Rosji, to jednak widać pełzający głód informacji. Na razie Rosjanom wystarczają krytykujące generałów narracje korespondentów wojennych, ale na jak długo jeszcze?
Premiera: www.tysol.pl
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 497 odsłon
Komentarze
polskojęzyczne "rabkory"
25 Listopada, 2022 - 20:27
E.Kościesza
Zadziwiająca?... Nie zadziwiająca.
26 Listopada, 2022 - 20:54
Zbieżność brzmienia a tak różne znaczenie.
Robotniczy- raboczije- koriespondijenty- korespondenci.
A u nas słowo"rab" miało zupełnie inni znaczenie.
Takie jak"niewolny".
Dr.brian
Rafal Brzeski
26 Listopada, 2022 - 11:57
Mam poczucie, że poszerzyłem swoją wiedzę o ważny element. Zresztą, traktuję Pana jako świetnego eksperta w pewnych dziedzinach, którym Pan przecież jest. Pozdrawiam.
Bogdan Jan Lipowicz