Hau - zwiastun demontażu RP i odbudowy Rzeszy
Przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku Roland Hau zapytał internautów: „Patrząc na to, co się właśnie teraz na naszym przykładzie dzieje, mam pytanie: Czy naprawdę, w swoim bezkrytycznym patriotyzmie, cały czas chcecie zwierzchności Warszawy, a dokładnie jej żoliborskiej dzielnicy, nad naszym wspólnym Gdańskiem?”
Prowokacyjne pytanie trudno odczytać inaczej jak wezwanie do restytucji Freie Stadt Danzig. Zwłaszcza, że w dyskusji Hau podkreślił, że z „Gdańskiem jest międzynarodowo-prawny bałagan”.
Wpis lidera gdańskich Niemców można analizować w kategoriach: pokłosie Octoberfest, element wojny propagandowej z PiS lub błąd w sztuce.
Autorem pomysłu Wolnego Miasta Gdańska był czeski polityk (a później prezydent) Edward Beneš, który w grudniu 1918 roku podczas meblowania Europy po I wojnie światowej zaproponował wyłączenie miasta i okolicznych powiatów jako osobnego terytorium pod protektoratem Ligi Narodów. Koncepcję podchwyciła i forsowała dyplomacja brytyjska, czego skutkiem było utworzenie Freie Stadt Danzig, 15 listopada 1920 roku, w dniach kiedy wygasał pożar wojny polsko-bolszewickiej.
W dwudziestoleciu międzywojennym Wolne Miasto Gdańsk było terenem nieustających prowokacji niemieckich i prób wypchnięcia interesów polskich z miasta, a przede wszystkim z portu. Gdańsk został inkorporowany do Rzeszy 1 września 1939 roku dwie godziny po pierwszej salwie pancernika Schleswig-Holstein. Ponad 4500 Polaków zostało z miejsca aresztowanych. Tych, których uznano za element niebezpieczny dla Rzeszy lub “czystości nordyckiej rasy” ścięto na gilotynie, wykastrowano lub wysterylizowano, storturowano i rozstrzelano. Pod wodzą NSDAP, w kilka tygodni solidni gdańszczanie zrobili miasto “wolne” od Polaków. Koszmar trudny do powielenia nawet w majakach kociokwiku.
O tym, że po zakończeniu II wojny światowej Gdańsk i okoliczne powiaty przypadną Polsce zadecydowano podczas konferencji w Jałcie. W Poczdamie kwestię Gdańska odesłano do projektowanej konferencji pokojowej, która nigdy nie odbyła się i II wojna światowa nie zakończyła się w Europie traktatem pokojowym. Statusu Freie Stadt Danzig nie zmienił żaden formalny traktat międzynarodowy, a włączenie miasta do Polski oparte zostało na przyzwoleniu społeczności międzynarodowej. Brak uregulowań traktatowych sprawił, że 13 listopada 1947 roku prezes Stowarzyszenia Gdańszczan W. Richter ogłosił utworzenie prowizorycznego rządu Wolnego Miasta Gdańska na wygnaniu. Kilka tygodni później utworzono Radę Gdańszczan (Rat der Danziger) odpowiednik parlamentu.
Rząd Wolnego Miasta Gdańsk na wygnaniu wystąpił natychmiast do Narodów Zjednoczonych o oficjalne uznanie, pomoc w odtworzeniu Freie Stadt Danzig w granicach określonych Traktatem Wersalskim oraz o deportację wszystkich Polaków z terytorium Wolnego Miasta. Postulaty te zatwierdziła Rada Gdańszczan, która ponoć została uznana w tajnych referendach przeprowadzonych w latach 1951 i 1961 za wygnańczy Senat i legalną reprezentację obywateli Freie Stadt Danzig. Rada i rząd, mają swą tymczasową siedzibę w Berlinie.
Pomimo braku odpowiedzi, żądania restytucji Wolnego Miasta kierowane są uporczywie do ONZ czemu sprzyja klimat wytworzony przez kolejne orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe stwierdzające, że “Rzesza Niemiecka istnieje nadal jako jedność państwowoprawna”, gdyż w maju 1945 roku poddały się siły zbrojne Rzeszy, ale państwo nie skapitulowało.
Trybunał w Karlsruhe posługuje się metodami interpretacyjnymi pozwalającymi uznać “polityczne” układy międzynarodowe za zgodne z Ustawą Zasadniczą nawet wówczas, kiedy jej nie odpowiadają. Ważne, żeby prowadziły do realizacji strategicznych celów Republiki Federalnej. Przykładowo wychodząc z interpretacji układu zawartego z Polską w 1970 roku, w niemieckiej doktrynie politycznej pojawiło się twierdzenie, że wymogi o poszanowaniu suwerenności i integralności terytorialnej Polski to “skonkretyzowanie rezygnacji z użycia siły”.
Logicznym wnioskiem z takiej interpretacji jest, że bez użycia siły można nie szanować ani polskiej suwerenności, ani integralności terytorialnej. Sugerowane przez Rolanda Hau pozbycie się “zwierzchności Warszawy” nad Gdańskiem nie łączy się z użyciem siły, a jedynie z wyrażeniem woli obywateli i skorzystaniem z “międzynarodowo-prawnego bałaganu”. Zwłaszcza, że w polsko-niemieckim traktacie granicznym z 1990 roku słowo Gdańsk nie pada.
Przyjmowany przez kanclerz Angelę Merkel, Roland Hau nie jest szarym użytkownikiem mediów społecznościowych. W rysowanym przez niego widmie powrotu Freie Stadt Danzig można dopatrywać się elementów nacisku na obecny polski rząd w trudnej sytuacji wewnętrznej. Raczej niewyobrażalne jest, aby Hau zrobił to z chwilowego paroksyzmu własnej, obywatelskiej inicjatywy. Twierdzi, że jest Niemcem, a od czasów Fryderyka Wielkiego wiadomo, że dobry niemiecki obywatel “płaci podatki, tuli gębę i maszeruje”. O własnej inicjatywie nie ma mowy. Czyżby więc dostał instrukcję? Jeśli tak to od kogo? A może źle obliczył moment i zbyt wcześnie wyskoczył przed szereg? Albo poniosła go buta? Latem 1945 roku popierany przez lokalne dowództwo sowieckie niemiecki Bürgermeister Wrocławia rozlepił w mieście obwieszczenie wzywające “Żydów, pół-Żydów i Polaków” do stawienia się w celu przydziału robót. Na wyznaczone miejsce przybył polski burmistrz i w obecności zebranych obił Bürgermeisterowi gębę.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 18 odsłon