Wspomnienia doktór Ewy: Jurny Stefan
Będąc niemłodą już lekarką, którą reżimowa władza wyrzuciła na rubieże ojczyzny, przeszedł raz do mnie pacjęt o widoku obłudnem i zakłamamanem i twarzy obrzydliwego hipokryty…
- Dzię dobry panie pośle – rzekłam, gdy ten wtargnął do mojego gabinetu, gdzie leczyłam pacjentów z licznech ran po odcięciu ryjów od koryta… Pacjęt bez pytanki rozsiadł się we fotelu dla gości specjalnych i bez ogródka wykrzykł:
- Ja tu nie mam czasu na żadne „dzię dobry”, bo mam do pani doktór mały, ale pilny interes…
- Przeszedł pan do mnie z pilnem i przy tym małym interesem? Co pan sobie wyobraża, panie pośle! Pan sobie myśli, że jezdem jakaś płatna tutka, która pójdzie na lep małego interesiku i to bez gry wstępnej? – odrzekłam, poprawiając słuchawki na swych dumnych piersiach, dodając:
- Poza tem mały interes to wielki problem, jak wiem ze swojej długoletniej praktyki we przychodni powiatowej - kontynuowałam, podczas gdy twarz pacjęta nabierała fioletowego koloru…
- Znane mi są nieudane przypadki przeszczepów.. Ale do nich potrzebne są dorodne zwłoki, których akurat nie posiadam na stanie i zapas catgutu, któren mnie się właśnie skończył… Nie dokończyłam, gdyż mój naukowy wywód gwałtownie przerwał pacjęt o widoku obłudnem i zakłamamanem:
- To pani doktór jest taka tępa, że zrozumiała że ja mam taki mały interes, żeby uzyskać satysfakcję z osobą o wątpliwym wizerunku? Pani musi wiedzieć, że ja mam profesjonalne usługi z góry opłacone przez szanowanych biznesmenów, którym wiadomym jest, że mój interes jest okazały i budzący nienawiść politycznych karłów! Czy pani kompletnie odbiło i stała się już załganą kryptopisówą??? – wykrzykł pacjęt, wstając ze fotela, wymachując przy tem ręcami przed moją facjatą…
- Niech tak na mnie nie krzyczy, gdyż jezdem zasłużoną w wieloletniem obrzucaniu kamieniami dinozaurów!- odkrzykłam z godnościom do pacjęta, któren jak z podkulonem ogonem usiadł ciężko na fotelu... – To już za przeproszeniem pan poseł zapomniał, że sam kierownik naszej przychodni wydelegował mnie na najwyższe stanowisko w teoretycznem państwie, sam udając się na zagraniczną poniewierkę, gdzie teraz pełni wyeksponowane stanowisko Kierownika Szatni? A po co ja się tu teraz morduję? Ja się morduję z naszemi członkami odciętemi od koryta! Ja mogłam z córką do Kanady sobie pojechać, gdzie jako lewiczkę Kanadole przyjęli by mnie z otwartemi ramiony…
- Srady, srady – nie Kanady… - odpowiedział uspokojony już pacjęt…
* * *
- To niech mnie wreszcie powie, jaki to mały interesik za przeproszeniem pana posła do mnie sprowadził, gdy władzom naszy partii wiadomem jest, że dysponuje pan interesem nad wyraz okazałem? – spytałam spokojnie, by nie rozjuszać pacjęta…
Pacjęt założył ręce na piersiach i nie spoglądając mnie w oczy powiedział:
- Jak już wzmiankowałem, zostałem obdarowany profesjonalnymi usługami publicznego zakładu w dowód wdzięczności za moje profesjonalne usługi posła na polu biznesowem. Zgodnie z ustną umową, którą osobiście wynegocjowałem, mam abonament na cyrka trzydzieści usług, więc chciałbym stanąć na wysokości zadania. A nie będzie to łatwe w moim wieku…- skończył poseł o twarzy obrzydliwego hipokryty.
- W tej sytuacji, zmuszoną jezdem panu posłu przypomnieć, że niejaka Anastazja uskarżała się w prasie jedynie na okropny odór pana z ust….
- To od szczawiu i mirabelek, które zażywałem by się odmłodnić – rzekł pacjęt z filuternem uśmieszkiem…
- To pan zażywał szczaw i mirabelki??? – rzekłam ze zdziwieniem wstając z krzesła..
- A co w tym dziwnego? – żachnął się pacjęt o widoku obłudnem i zakłamamanem…
- Co dziwnego? Medycyna ludowa udowodniła, że szczaw wpływa na częste moczenie się, ale nie wpływa na erekcyjność pacjęta!
- A mirabelki???
- To tylko miraż belki, a w istocie powoduje ogólną sflaczałość… - odrzekłam zdecydowanie i z zadowoleniem, że nie musiałam przy pacjęcie skorzystać z „Poradnika młodej lekarki” pod hasłem „sflaczałość”...
* * *
- To co ja mam pani doktór w tej sytuacji zrobić, skoro abonament już czeka na schodach wynajętej garsoniery???
- Mam dla pana dobrą wiadomość... – rzekłam z namaszczeniem…- Otóż przez kilka lat kurowałam znajomego mi posła, któren skarżył się na podobną dolegliwość..
- Jak on się nazywa, pani doktór? – z wyraźnem zainteresowaniem zapytał pacjęt o twarzy obrzydliwego hipokryty…
- To tajemnica partyjna, a poza tem ten pacjęt już nie żyje..
- Nie żyje po tej kuracji? - spytał pacjęt o obrzydliwem wizerunku..
- Co pan sobie wyobraża!?? On zmarł na posterunku i pochowany został ze wszystkiemi honorami! Nawet ze salwą! - odrzekłam zdecydowanie...
- Znaczy się odszedł na baczność, pani doktór?
- Może nie na baczność, ale w pełni wyprostowany….Nie musiał się już wstydzić w miejscach publicznych…
- A to co innego… Przepraszam – odrzekł poseł, któren nigdy nikogo nie przepraszał….- Więc jak się ten cudowny specyfik nazywa, pani doktór?
- Jest to fasolka po bretońsku, której szczęśliwie mam zapasik we szafce, ze względu na niespodziewany zgon pacjęta...
- A ile będę musiał uiścić, gdyż jest mnie ta fasolka na gwałt potrzebna?! – zapytał zdesperowany pacjęt
- Mam dla pana drugą pomyślną wiadomość. Fasolka jest za friko dla działaczy naszy partii i sojuszniczego stronnictwa, o ile będą ją reklamować w miejscach publicznych. A nawet mogą liczyć na małą fortunkę, gdy zgodzą się ją reklamować osobiście! - poinformowałam pacjęta...
-Ja jako poseł Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wolał bym pani doktór występować incognito w miejscach publicznych. Czyli detalicznie tam, gdzie mam abonament na publiczne usługi…. – ze smutkiem odpowiedział pacjęt…
- Nie musi być od razu po nazwisku, panie pośle! Może być tak, jak o panu mówią w naszy partii…
- To znaczy się „Jurny Stefan”?
- Nie inaczej – a kasa będzie taka sama jak po nazwisku….
- A to co innego! Wchodzę w ten biznes fasolkowy! Tylko daj mi pani od razu parę słoików, żebym nie musiał zbyt często chodzić do lekarza!
Poseł z naręczem słoików „Fasolki po bretońsku” pospiesznie ruszył do drzwi mojego gabinetu - niemłodej już lekarki, wyrzuconej na rubieże ojczyzny przez reżim faszystowski. Jednak zanim wyszedł, odwrócił się i zapytał:
- Pani doktór! Zażywać Przed, czy PO?
- Oczywiście, że przed!!! PO to przecież nazwa naszy partii, której wolałabym nie mięszać z fasolką po bretońsku – rzuciłam do pacjęta, po którym ostał się jedynie straszny odór z jego ust…
Gdy poprawiałam w lusterku swoją niewątpliwą urodę, nagle z dala usłyszałam odgłosy natarczywego pukania….
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 5000 odsłon
Komentarze
@ Kapitan Nemo
1 Lutego, 2019 - 21:24
Gdy poprawiałam w lusterku swoją niewątpliwą urodę, nagle z dala usłyszałam odgłosy pukania….
Nie pytaj : kto pukał !
Pytaj : czym pukał !!!
Cymesik !
1 Lutego, 2019 - 21:30
Cymesik !
Starych wspomnień czar.
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Jak się ma takie rzeczy do wyboru
2 Lutego, 2019 - 00:35
to zawsze lepiej ZAMIAST niż PO a już na pewno nie TERAZ ani RAZEM
I ktos mowil, ze Polacy nie
2 Lutego, 2019 - 01:04
I ktos mowil, ze Polacy nie maja humoru
Bardzo sie ubawilam
Gosia