Szczucie. Międzynarodowe zamieszanie

Obrazek użytkownika Anonymous
Humor i satyra

Nikt nie chciał poszczuć go psem, pomimo tego, że czasem mu się to należało.
Na przykład, gdy grasował po cudzych sadach i kijkiem strącał dojrzałe gruszki, albo wtedy gdy wszedł na odwróconą dnem do góry beczkę do chwytania deszczówki i podglądał rodzinę sąsiada, znanego i śmiesznego parlamentarzysty - spożywającą świąteczny, niepodległościowy choć jarski obiad.

Nikt nie chciał go poszczuć i wszyscy tylko mówili żeby przestał się wygłupiać.
W końcu nie widząc innego wyjścia kupił sobie owczarka niemieckiego całkiem już dużego, bo nie bardzo chciało mu się czekać aż pies dorośnie.
Wziął tego psa, którego nazwał Klos i poszedł z tym psem nad Wisłę w krzaki. Nad rzeką - w krzakach - zdjął psu kaganiec i próbował sam siebie poszczuć tym swoim Klosem, ale pies nie rozumiał jego komend i tylko, jakby ćwicząc się w niełatwej sztuce psiej ironii wywalił jęzor i tak na swojego nowego właściciela spoglądał jakby chciał powiedzieć, żeby ten przestał się wygłupiać.

Chciał psu pokazać, o co chodzi - na przykładzie - i tym razem próbował ugryźć psa, ale skorzystał tylko tyle, że pies odbiegł, zaszył się w trawie i zaczął lizać boląca łapę.
Widząc, że przy pomocy psa nie zdoła ziścić swojego skromnego marzenia by zostać poszczuty i pogryziony - sam siebie na siebie poszczuł i sam siebie pogryzł.

Wszystko wydało się na pogotowiu, bo naprawdę nie trzeba posiadać wielkiej wiedzy medycznej by wykryć, że ugryziony został przez człowieka – nie psa. Nie chcąc oskarżać nikogo niewinnego, choć cos tam bąknął o tajemniczym bardzo nieznajomym Kanadyjczyku, ale przyciśnięty do muru przez sprytnych śledczych, w desperacji sam siebie oskarżył i nawet sam na siebie złożył napisany kwiecistym stylem donos.

Pan policjant opieprzył naszego pogryzieńca i zażądał, by ten przestał się wygłupiać i pozwolił zająć mu się poważnymi sprawami jak na przykład kradzieżą samochodów z policyjnego parkingu, albowiem stało się takie nieszczęście, że nieznane osoby skradły zaaresztowane pojazdy mechaniczne i zwykłą, działającą „na popych” taczkę, na której niektóre żony odwoziły do domów niektórych funkcjonariuszy wieczorami.

Potem, jakoś przez przypadek cała sprawa dostała się do prasy i dziennikarze zaczęli szukać związków naszego bohatera z partią braci Kaczyńskich, ale tym razem okazało się, że nic z tego bo facet był pozbawiony poglądów i jakiejkolwiek wiedzy politycznej do tego stopnia, że sądził iż naszą piękną Polską rządzi rząd premiera Donalda Tuska.
]
W końcu jeden bystrzak w związku z tym, że zamieszany w aferę był owczarek niemiecki pobiegł do niemieckiej ambasady gdzie naopowiadał, że resentymenty, że ciemnota i w ogóle kult komunizmu oraz chamstwo.
W ambasadzie bardzo się zdziwili i na to konto zadali donoszącemu wiele podchwytliwych pytań w rodzaju:

- Jak się pan nazywa?

- Jak się pan naprawdę nazywa?

- Kto za panem stoi? – Przy okazji tego ostatniego pytania doszło do małego
„gui pro quo” gdy nasz dzielny dziennikarz ( w skrócie „DD” ) obejrzawszy się za siebie, zgodnie z prawdą odpowiedział, że Zorro. Dla ciekawskich dodam, że jeden młody choć całkiem niemiecki referent, przymierzał akurat kostium na bal europejskich przebierańców i został w wypożyczalni zwyczajnie oszwabiony, gdy łamaną polszczyzną zamawiał kostium „desperado” a wydawca kostiumów, człowiek łasy na pieniądze, korzystając z przysłowiowej niemieckiej naiwności wcisnął mu kostium Zorro.

Z całej afery – za przeproszeniem – gówno wyszło, i tylko Gazeta Wyborcza miała przez dwa dni używanie, ale tak się redaktorzy zaplątali w komentarzach, że docelowa publiczność tego zadziwiającego medium, całkiem zgłupiała, bo już nie wiadomo było kto kogo pogryzł i czy Zorro był monarchistą czy nie.

W międzyczasie, naszego bohatera – amatora pogryzienia przez psa – spotkało wielkie szczęście. Szedł sobie akurat koło ambasady Federacji Rosyjskiej gdy rzucił się na niego bardzo brzydki buldog. Tyle tylko, że gdy nasz dzielny pasjonat zobaczył te żółte zęby i oczy dziwnie przekrwione – zrobiło mu się coś słabo i rzucił się do ucieczki, wpadając pod Opla Omegę, którym kierował – cóż za pomyślna okoliczność – agent specjalny Mossadu – pan Karol Śliwka, akurat zajęty śledzeniem własnej żony, a właściwie męża – ponieważ tylko dla potrzeb służby udawał mężczyznę, podczas gdy jego żona – czyli mąż …. No dobra, zaplątałem się.

Jak było - tak było, ( pretensje proszę kierować do pana Zemke ) w każdym razie media miały używanie, a szczególnie te media, które za nic mają prawdę i zwykle kpią ze swoich odbiorców w żywe oczy.

Jakaś gazeta w USA na przykład, wykorzystała okazję, by znowu napisać o prześladowaniu czarnych braci ( tej gazety? ) w Polsce. Poproszony przez nasze najwyższe władze o interwencję, nasz dzielny Pan Ambasador przy pomocy swych znających angielski współpracowników wykrył, że szmata szkalująca nasz kraj jest szmatą skrajnie niewiarygodną, gdyż w zamieszczonym na swych szmatławych łamach tekście, wielokrotnie nazywa Polską – „Państwem Środka”

Tak więc, dzięki przytomności umysłu naszych służb dyplomatycznych nie doszło do żadnej eskalacji ani w ogóle do niczego. ( Chińczycy swoją notę mogą sobie wsadzić! )

Nasz bohater w wypadku doznał jedynie niegroźnych otarć, złamania dwóch żeber i jakiegoś obojczyka (? ) Poza tym pękła mu czacha i wyciekło z niej trochę takiego brązowo - szarego, ale nic mu to nie zaszkodziło, ponieważ nawet ze szpitalnego łoża boleści kieruje za pomocą komórki oraz laptopa powierzonym mu odcinkiem naszego wspólnego dobra.

Pikanterii całej sprawie dodaje to, że ordynatorem na oddziale gdzie trwa intensywna kuracja jest Profesor Wilczur. Ten sam – niestety – który uporczywie dorabia do emerytury i umrzeć wcale nie chce.

0
Brak głosów

Komentarze

Jacek, Twój/nasz/ bohater tracił czas na układanie owczarka! Niesioł czy POlikot by to zrobili szybciej;wystarczyłby termin "prezydent" lub" pis" to i obaj by go rozszarpali szybciej niz sfora tresowanych owczarków niemieckich na półgłodzie.
pozdr jako znawca sfory

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#7491