Moralność bez przymiotników

Obrazek użytkownika jazgdyni
Idee

Tak Proszę Państwa. Moralność to wartość, przymiot dobrego człowieka, która nie może być relatywizowana, stopniowana, czy jeszcze w jakiś inny sposób manipulowana. Albo się jest uczciwym, albo nie. Moralnym, albo niemoralnym.
To nie na przykład uroda. Panie najczęściej tak mają, że widząc jakiegoś faceta wołają: - Boże, jaki on brzydki! A najbliższa przyjaciółka odpowiada: - Nie przesadzaj; coś interesującego w nim jest. Brzydota czasami może być piękna.
No cóż... Lecz takich rozważań nie da się przenieść na uczciwość i moralność. I każde takie: moralność ludowa, moralność powszechna, czy nie daj Boże – moralność socjalistyczna, to ściema, mająca ukryć jakieś świństwo.
Przygotowuję się do napisania większej rozprawy o relatywizacji, a nawet zaniku tych fundamentalnych wartości, które określają dobrego człowieka.
Temat mi się nasunął po tym, jak pan prezydent Duda dobitnie przed kamerami przyrzekł, że gdy Sejm przyjmie jego dwuzdaniową poprawkę, by sędziów wybierało w głosowaniu 3/5 posłów, to on podpisze wszzystkie trzy ustawy o sądownictwie. Sejm przyjął poprawkę pana prezydenta o 3/5, a Andrzej Duda i tak zawetował dwie z trzech ustaw.
Taka moralność. Pieprzyć pacta sunt servanda.

Ale dzisiaj krótko – takie szybkie refleksje i wspomnienia.

Dobrych parę lat temu spotykałem w towarzystwie bogatego człowieka, prowadzącego rozległe interesy i jak to bywa jeszcze dzisiaj, nie raz, nie dwa, łamiącego prawo i w końcu lądującego w sądzie. Jako, że było to dawniej, nie miał jeszcze wokół siebie zgrai usłużnych papug w togach z zielonym żabotem, liczących sobie 400 złotych za godzinę konsultacji (ciekawe, bo psychoanalityk za to samo, tylko, że leżysz na kozetce, bierze 200 zł). Musiał więc sam nawiązywać stosunki z Wysokim Sądem.
W męskim już, na szczęście, bo uszy więdły, gronie, podniecił się, wyraźnie wzburzony ewidentną niesprawiedliwością i podniesionym głosem zaczął wylewać swe gorzkie żale.
- Ta q...a jedna! Fałszywa suka. Prowadzi moją sprawę. Wiecie, jak to jest. Mogę dostać w dupę, ale można ją uwalić. Zaprosiłem więc tą Iwonę na elegancką kolację; zjadła tyle, co chora krowa, wypiliśmy dwie butelki najdroższego burgunda i koniak do kawy i deseru. Przeszliśmy na ty. Kadziłem jej dusery, choć brzydka, jak noc. A potem jeszcze parę razy była u nas na imprezach. No przyjaźń pełną parą. Gdy zacząłem gadać o forsie, natychmiast trzeźwiała i robiła się poważna. Na początek wzięła cztery dychy, by tylko solidnie przyjrzeć się sprawie. Następne wzięła za oświadczenie, że sprawa jest do załatwienia. Z radości dałem jej dychę więcej. Jeszcze parę razy tak mnie cyknęła na kasę.
I wiecie co się właśnie dowiedziałem dzisiaj w sądzie? Nie tylko to, że jest kiepsko i prawdopodobnie przegram, tylko z poufnych źródeł, że ta wredna baba, którą przez pół roku hołubiłem, nawet nie zajrzała do mojej sprawy! Powiedzcie, co to za moralność?! To się w głowie nie mieści. Nikomu już nie można ufać. Sędzia! Q..a twoja mać!

No dobrze...
Na drugim biegunie.

Mam przyjaciela Kurta. Norwega. Nieźle sobie radzi będąc właścicielem przepięknęj, nadmorskiej doliny nieopodal Bergen. To szalony fanatyk motoryzacji. A w szczególności motocykli. Traf chciał, że w pewnym momencie miałem na zbyciu coś, o czym długo marzył – Harley Davidson, Fat Boy i to jeszcze prywatnie doposażony, czyli tak zwany custom.
Zaproponowałem mu, że go sprzedam, za całkiem przyzwoitą dla niego cenę 120 tysięcy norweskich koron. Włoch, Grek, Hiszpan, czy nawet Niemiec, natychmiast by kupił. Lecz nie Kurt. W pewnym sensie go rozumiem, bo restrykcje w jego kraju, w tym podatek motoryzacyjny i cła są tak wielkie, że chyba tylko na świecie w Singapurze jest drożej.

Więc mu proponuję:
- Słuchaj, zrobimy tak, ty go kupisz, a on ciągle będzie zarejestrowany na mnie. Ja ci napiszę oświadczenie u norweskiego notariusza, że ja tobie użyczam ten motor, możesz z nim robić, co chcesz i będziesz sobie jeździł.

Po wytężonym rozmyślaniu stwierdził tylko:
- Nie.
- No dobrze Kurt – kontynuuję – to ja w takim razie rozbiorę go na części, będę ci przysyłał po kawałku i sobie go poskładasz. A jako złożony własnoręcznie składak unikniesz większości tych głupich zaporowych opłat.

Aż czerwony się zrobił. A to rudzielec, więc naprawdę mocno. Pokusa była ogromna.
W końcu oklapł i pokręcił głową.
- Nie da rady.
- Oszalałeś! Dlaczego?! – drążę zaskoczony.
- Bo to jest niemoralne.


I to tyle. Niemoralna sędzina, która bierze łapówkę, a mimo tego nie załatwia wyroku i głupi Norweg, który nieco obchodząc prawo nie chce skorzystać z okazji.
Więc pan prezydent, który łamie przyrzeczenie, w naszych krajowych warunkach nie jest czymś strasznym.

Prawda?

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.2 (5 głosów)