M. Belka przeciw EURO, czyli "boczki" Pana Prezesa?
Witam
Od czasu do czasu dobrze poczytać sobie niektórych naszych – "szczególnie wybranych niekoniecznie ze względów merytorycznych" – ekonomicznych ekspertów zasiadających tu i ówdzie na dość eksponowanych stanowiskach. Zdarza się im bowiem w swoich wypowiedziach zawrzeć nieraz choć część prawdy, może w sposób zawoalowany i nie bezpośredni... ale jakże to cieszy mimo wszystko...
M. Belka, szef NBP to postać dość wewnętrznie niespójna. Z jednej strony w niektórych kręgach uważany za bardzo dobrego, stonowanego i przewidywalnego oraz poważnego makroekonomistę (w tym przede wszystkim: makrofinansistę), z drugiej zaś wielu jest przekonanych o jego ubecko-wsiowej pracy jako TW "Belch" oraz powiązaniach przede wszystkim z tzw. światem międzynarodowej finansjery.
Można jeszcze znaleźć i trzecią, i czwartą "stronę" (czyli bok lub zdrobniale: boczek) jego politycznej oraz zawodowej osobowości (zakładając, że jest się przestrzenną człekokształtną figurą geometryczną). Ten trzeci "boczek" można w bardzo wielkim skrócie nazwać: "na salonach poważna persona a za drzwiami z butów wychodzi słoma". Zdarzało się przecież naszemu premierowi, wicepremierowi, ministrowi finansów zaznajomić innotypowo z Jenifer Lopez czy też publicznie mówić o "niechęci do kopania się z koniem". Tę stronę pomińmy... może nieraz jako polityk trzeba dla uwiarygodnienia i zapamiętania przez przyszłych wyborców wystrzelić w przestrzeń medialną słowne co najmniej newsy, które dają naszym dziennikarzynom żer dla ich wierszówek...
Istotniejszy - z punktu widzenia interesów Polski - jest natomiast czwarty "boczek" Pana M. Belki (powiązany z drugim), na podstawie którego można domniemać o jego niezbyt chlubnej i wręcz przebiegłej działalności na szkodę naszego kraju... no może li tylko na rzecz "możnych tego finansowego świata". Przecież nie trudno posługiwać się sloganem: "lepiej dla mnie i moich rodaków kumplować się z finansowym Panem niż występować przeciw niemu".
Z pewnością "niezbyt chlubna" część czwartego "boczka" to niejasna, ale chyba pierwszoplanowa i zarazem negatywna rola M. Belki w prywatyzacji wszech czasów, czyli polskiego PZU. Polecam obejrzenie filmu wyemitowanego przez TVN - sić! – poniżej:
Oczywiście Pan M. Belka zawsze twierdził, że nie miał nic wspólnego z prywatyzacją PZU. Wyszukał nawet winnych tym insynuacjom w świecie niejakich wiewiórek: "Nie doradzałem, nie byłem informowany – wielokrotnie powtarzał premier, spekulując nawet skąd legenda o jego udziale w procesie prywatyzacji PZU. Wg niego „gębę” dorabia mu były prezes PZU Życie Grzegorz Wieczarzak. Jeżeli tysiąc wiewiórek mi to mówi, no to zaczynam w to wierzyć - mówił Belka (...) To nie są wiewiórki, które mają rude kity, ale pełno ich na ulicach Warszawy. My do tego świata wiewiórek należymy...".
Niemniej w kontekście "wiewiórkowych insynuacji" zostanie przez M. Belkę szefem NBP po tragicznie poległym Sławomirze Skrzypku jest B. (k...) majstersztykiem. Usadowienie na tym newralgicznym miejscu tak naprawdę - jak się wydaje -przedstawiciela pewnych kół finansowych związanych z BŚ i MFW gwarantuje niejakiemu quasi "prezydentowi" swobodę w pełnieniu roli politycznego namiestnika jego wschodnich gospodarzy "głuszcowych polowań rosyjskich".
Do wyjaśnienia pozostaje też "przebiegłość" owego czwartego "boczka" Naszego szefa NBP. Analizując jego ogólnie dostępny życiorys w wikipedii można dojść do przedziwnego wniosku: Belka to polityczny PECHOWIEC... albo właśnie może przebiegły cynik lub szantażysta emocjonalno-polityczny. Przez większość przecież swojej polskiej kariery politycznej zawsze dochodził do stanowisk w sposób cokolwiek zastanawiający a żegnał się raczej z funkcjami bardzo szybko, co utrudnia historyczne zweryfikowanie jakichkolwiek jego działań. Tak dla zobrazowania:
– w PRL działacz ZSP, Związku Socjalistycznej Młodzieży w Polsce i PZPR,
– cały czas skupiony na współdziałaniu z SLD a szczególnie wokół A. Kwaśniewskiego i jego zaplecza. Formalnie związany z partią w tłustych dla tej formacji latach 1999-2005 (szczególnie do afery Rywina),
– w 1996 zostaje też konsultantem Banku Światowego...
... i teraz...
– w lutym 1997 powołany przez W. Cimoszewicza (na miejsce G.W. Kołodki) na funkcję wicepremiera i ministra finansów by już w październiku odejść wraz z całym rządem SLD po przegranych wyborach (oj biedaczek przepracował te 6 miesięcy gwarantujące mu rządowe odprawy i nie tylko...),
– w październiku 2001 ponownie zostaje wicepremierem i ministrem finansów (tym razem - o dziwo - powołany przez Leszka Millera) by... odejść już w lipcu następnego roku (oj! znów powyżej 6 miesięcy) po drodze wprowadzając znienawidzony przez większość tzw.: "podatek" Belki od dochodów kapitałowych (przez instytucje finansowe swobodnie omijany),
– 24 czerwca 2004 roku zostaje, z trudem i po wątpliwym etycznie manewrze A. Kwaśniewskiego, Premierem RP by zdać urząd po niespełna roku. Jakiż on był w tym 2004 roku biedny: za pierwszym razem (w maju) nie uzyskał jako kandydat na premiera wotum zaufania w Sejmie. To jego pryncypał postanowił nie wystawiać nikogo innego... tylko ponownie M. Belkę... Tak to - głosując do skutku na tę samą kandydaturę - można w końcu uzyskać oczekiwany efekt (dygresyjnie: mieli się od kogo uczyć unijni socjal-globalistyczni komisarze polityczni nakazując ponownie głosować w sprawie Traktatu Lizbońskiego Irlandczykom... nic tylko uczyć się od "bratnich komunistów"....),
– od 2005/2006 roku aż do czasu "nagłej i niespodziewanej pustki" na stanowisku Prezesa NBP, nasz nietypowo znajomy z J. Lopez znalazł sobie posadki (albo jemu je wyznaczono): sekretarza wykonawczego Komisji Gospodarczej ONZ ds. Europy (UNECE: 2006-2008/2009) oraz dyrektora Departamentu Europejskiego Międzynarodowego Funduszu Walutowego (2009-2010) (oj ciekawie... czyżby MFW wyznaczył na stanowisko niezależnego szefa NBP swojego człowieka tak jak G. Soros i jego pokątni niejakiego bez-peselowca i licencjata z dziedziny ekonomii Jana vel. Vincenta Rostowskiego na polskiego ministra finansów? Jedyna pociecha w tym, że merytorycznie M. Belka wobec Jana Vincenta jest jak zapach odświeżacza powietrza wobec niektórych nieprzyjemnych zapachów, który ma neutralizować...).
Jakoś tak w Polsce politycznie dla niego wszytko zdarzało się przypadkiem lub zrządzeniem losu a na zewnątrz od 1996 swobodnie i stabilnie cały czas związany z BŚ i MFW... ale może to tylko dzięki jego wiedzy ekonomicznej? Któż to wie...
No, ale wracając do mojej jego delikatnej pochwały wyrażonej w pierwszym akapicie... Otóż tak sobie czytam jego ostatnią wypowiedź z dnia wczorajszego a w niej swoisty "zgrabeł"* słowny przeplatany jednak niekiedy słusznymi i zaskakującymi stwierdzeniami. Te ostatnie to jakże odkrywczy i w sumie logiczny argument wyrażony sformułowaniem: "Polski system finansowy i gospodarka pozostają odporne na kryzys zadłużenia w niektórych krajach strefy euro" (źródło: j.w.). Jakże radośniej robi się w sercu: nasz Prezes NBP jawnie (albo w domyśle) stwierdza, że EURO w Polsce uczyniłoby ją nieodporną na kryzys... Konstatując: więc po co w ogóle ta waluta skoro generuje kryzysy?
Zgrabeł natomiast tkwi w innych ciekawych wypowiedziach naszego Prezesa, co poniższymi cytatami śpieszę Wam przedstawić:
Pan Profesor stwierdził m.in., że "Bezrobocie rośnie, ale zatrudnienie też", co dla niego jest zjawiskiem pozytywnym, bowiem oznacza zwiększenie aktywności zawodowej Polaków a fakt zwiększania się liczby bezrobotnych wynika np. z faktu: "...zmian w systemie emerytalnym – te słynne emerytury pomostowe – (powodują, iż emeryci pomostowi- dop. - kj) zostają w sile roboczej dłużej. Być może mamy też do czynienia ze statystycznym wyrażeniem powrotów z emigracji..." (źródło: j.w.). Co prawda prezes mówi, że statystycznie zimowy wzrost stopy bezrobocia jest wyższy niż zazwyczaj, ale przecież nie jest to tragiczne bo zatrudnienie wzrasta ogółem! Doprawdy jakieś to kuriozalne poszukiwanie wytłumaczenia wzrostu bezrobocia i wprost na siłę przekuwanie go w sukces... Rodzi się zadanie prostych pytań: Czy Pan Profesor mówił o gospodarce polskiej jako zamkniętej a o obywatelach polskich pracujących za granicą jako nieklasyfikowanych statystycznie? I czy ich powrót (po chóralnym "wygonieniu" ich PR-wą Tuskową propagandą z Polski) jest dla polskiego rządu tak niebezpieczny? Czy emeryci i renciści nie mają prawa pracować, skoro dostają swoje wypracowane latami środki w wysokości co najwyżej 1/3 uposażeń unijnych a jednocześnie rząd D. Tuska okrada ich z tej namiastki wolności emerytalnej jaką miały dawać fundusze zgromadzone na OFE?,
Szanowny Pan M. Belka nie zapomniał też dodać, iż: "W większości krajów, przyspieszyło tempo wzrostu gospodarczego. W Polsce także. W tym roku będziemy (mieć - dop. k.j.) stopniowe, ale powolne ożywienie w gospodarce światowej. Kraje wysoko rozwinięte odbijają się od dna kryzysu (...) wzrost PKB (w Polsce - dop. k.j.) w 2011 r. może przekroczyć 4,0 proc. W 2010 roku wzrost PKB wyniósł 3,8 proc. (...) Czynnikiem ryzyka dla wzrostu gospodarczego, zarówno w Polsce, jak i na świecie, jest konieczność przeprowadzenia konsolidacji fiskalnej. Czynnik ten jest szczególnie istotny dla państw w trudnej sytuacji fiskalnej (...) w sytuacji niepewności co do wzrostu gospodarczego na świecie, należy prowadzić ostrożną politykę dywidendową". Ciekawe... Czy nasz Prezes NBP jest PEWNY przyspieszenia wzrostu gospodarczego na świecie i w Polsce, czy może raczej jest zwolennikiem twierdzenia o występującej sytuacji NIEPEWNOŚCI co do jego wzrostu?
Galopując słowotokiem Prezes raczył nas także oświecić stwierdzeniem: "Zadowalająca płynność przedsiębiorstw oraz niska skłonność do inwestycji wpływała jednak negatywnie na popyt na kredyty, szczególnie inwestycyjne (...) ...wielkość kredytów dla przedsiębiorstw w Polsce jest bardzo niska. A nawet zawstydzająco niska. Jeżeli nawet dane statystyczne nie ujmują rzeczywistości w sposób poprawny to statystyki mówią: wielkość kredytu bankowego dla przedsiębiorstw to tylko 16 proc. PKB". Skądinąd słuszna konstatacja Pana Prezesa ma się jednak nijak do prowadzonej przez niego polityki monetarnej ograniczającej popyt na kredyty ze strony przedsiębiorstw i gospodarstw domowych... "Podaż pieniądza (M3) w styczniu 2011 r.spadła o 1,8 proc. mdm, czyli o 14.170,9 mln zł i wyniosła 768.362,3 mln zł - podał NBP (...) Rada Polityki Pieniężnej prawdopodobnie znacznie wyżej podniesie stopy procentowe, aby zapobiec wyższej inflacji, co spowoduje schłodzenie gospodarki i wyraźne wyhamowanie wzrostu gospodarczego - uważa Jerzy Hausner, członek Rady (...). (źródło) . Ojojoj... najpierw zamyka się pieniążki w swoim sejfie a potem narzeka, że są zamknięte w tymże sejfie...
I na koniec pragnę tylko tak dla uspokojenia własnego sumienia zadać naszemu Prezesowi NBP jedno pytanie... Czy dalej płacimy za elastyczną linię kredytową MFW, czyli za samą "gotowość MFW do udzielenia kredytu" około 200 mln USD rocznie podczas, gdy - podobnie jak w latach ubiegłych - "Polska nie wykorzystuje środków przyznanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) w ramach elastycznej linii kredytowej (FCL) - wynika z cotygodniowego raportu MFW na temat jego działalności finansowej" (źródło: j.w.). A tragicznie zmarły S. Skrzypek robił wszystko, żeby nie dopuścić do podpisania owej umowy...
Pozdrawiam
P.S. A może ktoś zna jeszcze inne "boczki" naszego Prezesa NBP?...
* "Ze zgrabłem (w niektórych częściach kraju, zwłaszcza na wschodzie, narzędnik, dopełniacz, biernik posiadają przyrostek -ełem) mamy do czynienia, gdy dana osoba, wypowiadając się na jakiś temat, trafnie dobierze słowa, które opisywać będą wewnętrznie sprzeczny lub po prostu pozbawiony sensu komunikat. Subiektywność towarzysząca odbiorcy zakłada jednak względność zgrabła (-eła). Stąd, dla jednego zgrabłem (-ełem) będzie wypowiedź, która dla innego jest logiczna i – co istotne – zgodna z przekonaniami odbiorcy.." (źródło)
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1559 odsłon
Komentarze
Re: M. Belka przeciw EURO, czyli "boczki" Pana Prezesa?
15 Lutego, 2011 - 16:00
Tylko w tej jednej prywatyzacji, gdyby ją unieważniono i gdyby odzyskano majątki jej uczstników, to Polska i Polacy zyskaliby co najmniej PZU i ze 20 mld PLN??? Ale kto to ma zrobić, chyba tylko rewolucja narodowa i +-10 tyś.internowanych komunistycznej pajęczyny. Listy, mam nadzieję, że kompetetne osoby i instytucje mają przygotowane, bo jak inaczej przywrócić praworządność??? Takimi reportarzami śledczymi, powinny być wypelnione najlepsze godziny emisji w patriotycznych mediach, ale niestety, media mamy wrogie, antypolskie??? Pzdr.