Uważam Rze to nie koniec

Jeszcze słyszę w uszach słowa towarzysza Mietka: ”Kto ma telewizję , ten ma władzę”. Chodzi mi oczywiście o tow. Rakowskiego – cudowne dziecko PZPR z czasów generała, który uchronił nas od sowieckiej okupacji. Wprawdzie dziś już wiadomo, że sowieci nie chcieli wejść, ale co by było gdyby weszli ? Najlepiej na to pytanie odpowiedziałby dzisiaj red. Durczok, który potrafi straszyć nie gorzej niż red. Tumanowicz - choć obecni redaktorzy frontu ideologicznego jeszcze w mundurach nie występują . Ale gdyby red. Durczok, wraz z frontmenami TVN wdziali wojskowe mundury, naród może by wreszcie zrozumiał powagę sytuacji. Mam na myśli zamach na Sejm, władze III RP, oraz na wybitne przedstawicielki salonu warszawki.

Wprawdzie dzisiejsza sytuacja jest inna, niż za generała i tow. Mietka, gdyż obecny naród – korzystając z wywalczonej wolności - sam sobie wybrał pałę na tyłek, pętlę na szyję, oraz parę innych drobiazgów, jak choćby pracę aż do śmierci, czy też leki refundowane za odpłatnością 100 procentową. Ale uważam, że to nie koniec, skoro – choć nie ma cenzury – popuszczający w spodnie redaktorzy samodzielnie zastosowali autocenzurę, aby przypodobać się władzy Mietka naszych czasów. 

Nie trzeba więc w III RP ogłaszać stanu wojennego, skoro właściciele mediów, wprowadzą go w ramach tzw. działalności biznesowej. I ten propagandowy biznes będzie się kręcił, gdyż podobnie jak w stanie wojennym - zawsze znajdą się mendy telewizyjne i gazetowe, które napiszą i powiedzą wszystko, czego oczekuje od nich władza. A nawet znacznie więcej, niżby władza oczekiwała! Na tym właśnie polega przewaga liberalizmu nad komunizmem, gdyż liberalizm wprowadzi nam stan wojenny bez konieczności użycia czołgów, czyli taniej. Wystarczy tylko przymus ekonomiczny : „albo będziecie towarzyszu redaktorze pisali dobrze o naszej partii, to może i wystąpimy o nagrodę dla was . A jak nie – to fora ze dwora !” 

Dlatego jestem przekonany, że wkrótce dziennikarze tzw. „gównego nurtu” mundury wojskowe założą z własnej woli przewidując, że władzy to się bardzo spodoba. Bo czyż nie może się władzy Geniusza Kaszub podobać pacyfikacja „Rzeczpospolitej” oraz Uważam Rze, skoro sam minister spraw zagranicznych zabiegał o właściwy poziom gazety i czasopisma i wyraził radość z usunięcia red. Gmyza? Radość władzy musi być teraz znacznie większa, skoro praktycznie zlikwidowany został bękart Rzeczpospolitej, czyli Uważam Rze. Ale te dwa tytuły nadal będą wychodziły, choć kupować je będą tylko państwowe urzędy i spółki państwowe, gdzie codziennie na biurku prezesa, czy naczelnika obowiązkowo musi pojawić się organ Michnika. Teraz pojawią się tam jeszcze dwa organy Hajdarowicza, co z punktu widzenia właściciela tych organów jest biznesowym majstersztykiem.

Zostać zaufanym władzy, to przecież szczyt marzeń każdego biznesmena. I to nie ważne, że organów Hajdarowicza nikt nie będzie czytać, gdyż wiadomo, że poza prasą, którą ludzie czytają, istnieje prasa utrzymywana przez liberalne państwo. Po prostu z reklam państwowych spółek, ale i spółek nie państwowych. Bo przecież, każdy kto zabiega o państwowy kontrakt, nie może równocześnie czytać gazet lub czasopism, skierowanych przeciwko państwu Tuska i w których nie pracują dziennikarze gotowi w każdej chwili założyć z własnej woli mundur wojskowy... 

Nie potrzeba więc teraz -  w 31 lat po ogłoszeniu stanu wojennego - dokonywać militaryzacji polskich mediów, skoro za sprawą ich właścicieli ( w tym właścicieli państwowych - w przypadku TVP, czyli TV Propaganda) ta militaryzacja odbywa się w sposób niejako naturalny. A więc przez synów, córki i wnuków dawnych aparatczyków, którzy z mlekiem guwernantki wyssali szacunek dla właściwego postępu, będącego kontynuacją poprzedniego postępu i którzy trzęsą tzw. polskimi mediami. 

Widok podpułkownika Kraśki w TV Propaganda, czy też generała brygady Tomasza Lisa wcale mnie nie zdziwi, podobnie jak i widok majorowej Olejnik w nowych, oczywiście szpilkach. Redaktor Paradowska w polowym mundurze generała dywizji i w furażerce nie będzie dla mnie szokiem, gdyż przyśpieszony kurs na pacyfikację mediów, kojarzony z „nocą generałów” rozpoczął się już pięć lat temu. A kogo w tym kraju zdziwił by widok samego ober-redaktora całego „gównego nurtu” medialnego w mundurze prokuratora wojskowego?  

Nie jest więc paradoksem, że w dzisiejszej, niby-wolnej Polsce mamy znów powtórkę z „pełzającego stanu wojennego”. Wystarczy bowiem wrócić do historii wolnych wyborów do Reichstagu w 1930 roku, by zrozumieć, że jesteśmy zaledwie po pięciu latach rządów dyktatury partii obywatelskiej i liberalizmu, gdzie nikt nie zabroni właścicielowi piekarni zaangażować teściowej (której nigdy nie wyszła babka drożdżowa) na stanowisku piekarza, a właścicielowi gazety zaangażować w roli naczelnego nawet generała. Ot, choćby Lisa. Skoro  nikt już nie zadaje pytań, po co nam budować statki, skoro je taniej można kupić w Chinach, lub po co produkować energię, skoro z Kaliningradu będzie tańsza - to któregoś dnia, jeśli się nie przebudzimy - paść może znacznie ważniejsze pytanie.  Po co Polakom wybierać, skoro nie ma tu już kogo wybrać? Co gorsza, to pytanie mogą zadać ci, którzy 31 lat temu bali się do nas wejść, albo ci, co wojnę z nami przegrali…