Koniec z fikcją demokracji: przyszedł czas na wielkie bitwy!

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Kraj

Zainteresowanie, jakim się cieszyło odtworzenie po 600- latach bitwy pod Grunwaldem, przekroczyło wszelkie oczekiwania mimo tego, że walka była na niby, a zwycięzca znany od 600 już lat. W tle tej wielkiej bitwy odbyła się jednak bardziej emocjonująca wojna o dojazd samochodem na pole grunwaldzkie, a później – wojna (najczęściej polsko-polska) o wyjazd z pola bitwy. Łączny czas wielkiej bitwy grunwaldzkiej o dojazd i wyjazd spod Grunwaldu trwał ponad 10 godzin, czyli nawet dłużej niż prawdziwa bitwa sprzed 600-lat!

Inscenizacyjny spektakl prawdziwej bitwy trwał zaś zaledwie 1,5 godziny, ze względu na 40-stopniowy upał, w wyniku którego, wielu wojów zagrzało się od środka swoich stalowych zbroi – nie przymierzając jak ów sąd, z opowieści druha Bronka. Wiadomo bowiem, że ciało nagrzewane w stalowym garnku na głowie i takiej samej zbroi, traci na impecie do walki tyle samo procent, ile stopni ciepła do niego dopływa z otoczenia. Jeśli dodać do tego fakt, że wynik tej „walki” był z góry przesądzony – jedyną realną bitwą grunwaldzką była polsko-polska bitwa na drogach dojazdowych i wyjazdowych spod Grunwaldu.

Drugim tłem bitwy grunwaldzkiej A.D.2010 była i jest bitwa, która toczy się w postępowych mediach przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, w której językoznawcy dzień po dniu dokonują egzegezy słów prezesa PIS-u, które dowodzić mają, że Kaczyński się nie zmienił. A przecież powinien się zmienić, żeby do Narodu trafiały bez żadnych już przeszkód słowa takich autorytetów jak Palikot czy Niesiołowski. Ich słów nikt nie rozbiera na drobne, gdyż potrzeba zmiany istnieje tylko po stronie J. Kaczyńskiego, aby partia PO rosła w siłę a jej ludziom żyło się dostatniej.

Jest to ważne, szczególnie po wyborze druha Bronka, który nie może w tej sytuacji zbudować obiecanej zgody. Również, pod znakiem zapytania jest realizacja obietnic druha Bronka, co byłoby możliwe dopiero wtedy, gdyby Jarosław Kaczyński się zmienił, zamilkł, przeprosił i odciął się od pisowskich lizusów…

Ale Kaczyński nie zamierza polec jak ten Ulrich von Jungingen pod Grunwaldem, co wskazuje, iż nadal zamierza dzielić Polskę na lepszych Polaków i gorszych Krzyżaków. Okazuje się zatem, że wygrana Bronka była bardziej sondażowa niż realna, gdyż zwycięska partia nie mogąc poradzić sobie z wygraną, usiłuje nadal podpierać się „postępowymi” mediami, aby dobić przeciwnika, którego nie udało się do końca pokonać w wyborach. Wychodzi zatem na to, że ta nasza demokracja jest fikcją telewizyjną, gdyż kto nie ma telewizji – ten niczego nie wygra!

Potrzebne jest zatem radykalne rozwiązanie naszych problemów przy pomocy metod, znanych już od ponad 600-lat. Warto więc rozpatrzyć organizację kolejnej rocznicy bitwy pod Grunwaldem, ale nie jako spektakl ze znanym już wszystkim finałem, lecz jako regularną bitwę pomiędzy obozem Kaczyńskiego i Tuska – zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią wielkiego autoryteta od wojny domowej, czyli Wajdy. A wynik takiego starcia wcale nie byłby taki pewny, jak go Lis namalował…

Aby odejść od tej całej, naszej fasadowej demokracji, w której realnym zwycięzcą każdych wyborów są salonowe media – należałoby zorganizować realną bitwę, po której zwycięzca wziąłby wszystko, bez słowa sprzeciwu przeciwnika, którego by po prostu już nie było. Gdyby tak postawić przeciwko sobie armie Kaczyńskiego i Tuska, wspieranego przez oddziały Napieralskiego oraz niedobitki zomowców gen. Jaruzelskiego? Z takiej bitwy wyszedłby tylko jeden zwycięzca i to realny. Wtedy też autentycznie, a nie na niby mogłyby zniknąć z życia publicznego tzw. autorytety, które w takiej bitwie stałyby się głównym celem ataków przeciwnika.

Byłoby interesujące, czy pospolite ruszenie Kaczyńskiego opanowałoby ciężką jazdę Palikota, kierującego z dachu bronkobusu bojówkami młodzieżówki PO? Czy odważny u Moniki Olejnik marszałek Niesiołowski nie czmychnąłby czasem z pola bitwy na czerwonym kucu, w przebraniu Myszkowskiego, w dodatku - ścigany przez nawiedzone mohery? Czy gajowy Bronek trafiłby z 30-tu metrów w Kaczyńskiego, czy też okazałby się tak samo ślepy, jak ów rosyjski snajper? Czy na polu bitwy stanąłby legendarny wódz Bolek z Mieciem u swojego boku, czy też raczej wolał by poczekać (razem ze swoim dworem i kapciowym) na wynik bitwy, by natychmiast po jej zakończeniu ogłosić się Królem Polski? A może, zdyszany posłaniec Graś, musiałby zakończyć swój żywot tak jak jego Wielki Mistrz, który poległ w starciu z niżej urodzonym i niegodnym zaszczytów wojem, w związku z czym, Bolek musiał by się ukryć na dalekiej Rusi?I to końca swojego żywota!

Ciekawe byłoby, czy w całej Rzeczypospolitej znaleziono by takiego konia, który uniósłby zwolennika pederastów – przebranego tym razem za komtura z Kalisza? Jak poradził by sobie mistrz dyplomacji Radosław z nacierającymi watahami pisowskimi? Czy dorżnąłby je, czy też nie dorżnął, za to może dorżnęli by Radka? Co obiecałby swoim zastępom Wielki Mistrz, za wygranie tej śmiertelnej bitwy z pospolitym ruszeniem Kaczyńskiego? Czy tylko zniżkowe bilety - a może kolejny cud gospodarczy? Czy jego wierny Palikot, zamiast przystąpić do walki, byłby bardziej zainteresowany patroszeniem zwłok, obdzieraniem ich ze skóry i sprzedażą skór oglądającej bitwę europejskiej gawiedzi?

Bez wątpienia - by zobaczyć taką realną bitwę, warto byłoby spędzić 10 godzin w samochodzie w 40-stopniowym upale. Polska bowiem potrzebuje jak kania dżdżu jakiegoś prawdziwego zwycięstwa. Nie zapewni go przecież ani Franek Smuda ze swoimi kopaczami, ani też propaganda sukcesu, lansowana w postępowych telewizjach. Polacy bowiem rzygają już zieloną wyspą widząc, że ta wyspa staje się coraz bardziej czerwona. Co najgorsze – także ze wstydu…

 

Brak głosów

Komentarze

Byłem tam z rodziną i wróciłem dzisiaj o świcie. Oczywiście było też i tak jak na obrazku, ale było i inaczej. Okoliczna ludność sama zorganizowała pomoc, a w miasteczku ludzie się ze sobą tak zaczęli, że żałowałem że musiałem stamtąd jechać. Ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać. Litwini okazali się naszymi braćmi. I to było piękne. Bałaganu można było uniknąć, ale to tak na przyszłość.

Vote up!
0
Vote down!
0
#72860

Sam już nawet snułem myśli o.... Małyszo-manii, Kubico-manii (to po wczorajszej imprezie w Poznaniu) a nawet sięgnąłem do Ignacego Paderewskiego.

Jest jednak w nas Polakach coś NAPRAWDĘ, co nie musi być ani reklamowane ani na siłę wpychane na piedestał, jedynym warunkiem tego CZEGOŚ jest AUTENTYCZNOŚĆ osoby i jej zdolności lub dokonań.

Wszystkie w/w osoby wcale same nie biegały po stacjach TV aby się promować a i stacje nie musiały zbytnio starać się aby "na Małysza" - w zimowych warunkach - jechały tysiące ludzi z całej Polski a "na Kubicę" do Poznania - także tysiące ludzi szli i jechali (czasem setki kilometrów) w 35 stopniowym upale. I.J. Paderewski też potrafił zjednywać sobie "wielkich tego Świata" i to wcale nie w pozycji klęczącej, to raczej ci wielcy zabiegali o jego koncerty.

Powyższe dygresję jako żywo nastrajają do DEMOKRACJI NAPRAWDĘ tak jak proponuje Kapitan Nemo, a wynik rzeczywiście byłby i jednoznaczny i nieprotezowany "przyjaznymi telewizjami i tymi drugimi", a i zdolności przywódcze liderów wszelkich "watach" też byłyby widoczne czarno na białym.

SUPER POMYSŁ!!!!!

Pozdrawiam - seaman25

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#72871

Obawiam się,że te wielkie bitwy odbędą się na ulicach miast i miasteczek, a do kolejnego lipca to tylko chodniki będą czerwone.
Pozdrawiam myślących.

Vote up!
0
Vote down!
0
#72876

Krzysztof J. Wojtas
Tę wojnę da się rozstrzygnąć pojedynkiem przywódców;
proponuję, aby Komorowski konno, a Kaczyński na byku.

(W razie potrzeby wytłumaczę dlaczego - stara sprawa - młodzież pewnie już nie pamięta, ale może).

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#72943