Vancouver na politycznie

Obrazek użytkownika Piana
Sport

Hen za wielką wodą, w mieście Vancouver zebrała się masa luda, aby tam kicać, zjeżdżać i śmigać po lodzie. Jak ktoś to lubi, to w porządku. Mnie oglądanie sportu w telewizorni emocjonuje podobnie jak obserwowanie trawy, gdy rośnie. Ja jednak chciałbym uderzyć z innej, politycznej nuty.Najtęższe mózgi świata zastanawiają się, dlaczego Barack Hussein Obama nie pojawił się na ceremonii otwarcia, znaczy się na szoł . Mam swoją teorię. Podejrzewam, że dlatego, iż zbyt mało było tam było czarnoskórych amerykańskich sportowców. Dlaczego jednak ich tam tak mało? Hm… może frakcja zbrojna Ku-Klux-Klanu napadła na nich? Zaraz, zaraz… takie praktyki (eliminowanie przeciwnej drużyny sportowców przy użyciu kałachów) to zwyczaje rodem z Afryki, gdzie przecież serce i dusza świeżo upieczonego zdobywcy pokojowego Nobla („tam skarb twój, gdzie serce twoje”) .

W każdym bądź razie Ostatnia Nadzieja Ameryki nie pojawiła się na trybunie. Nie było go także wśród maszerujących, machających i uśmiechniętych sportowców. To już jest zupełnie niezrozumiałe. Przecież ma szanse na medal w każdej niemal dyscyplinie. Za co? Za dobre chęci (to wiadomo nie od dziś) i za to, że nie jest z klanu Buszów. No i tak na zachętę. Jak nie przymierzając puchar dla siostrzeńca działacza z filmu „Miś”.
Ktoś się zapytania – na jakiej podstawie? Za co dostał Nobla? Że niby czarna wersja Matki Teresy z Kalkuty? Wolne żarty. W każdym razie traci „Czarny Tusk” traci szanse na kolejne, tym razem sportowe, trofea do swojej kolekcji. Ciekawe jak on to przeżyje, bo następną okazję na zdobycie trofeum będzie miał dopiero za trzy tygodnie, na gali rozdania Oskarów.

Brak głosów