Bjutiful lajf w full 3D

Obrazek użytkownika Piana
Blog

   Czytając książki wszelakie, te ciekawsze i te trochę mniej, skupiamy się zazwyczaj na głównym bohaterze. Obserwujemy jego poczynania, kibicujemy mu bardziej lub mniej i tak aż do ostatniej strony. Reszta postaci zazwyczaj stanowi tło dla jego poczynań, w ten czy inny sposób wpływając oczywiście na fabułę utworu. W większości jednak przypadków nie zwracamy uwagi na bohaterów drugiego planu, a to oczywiście błąd.

   Odnalazłem jedną z postaci, która mnie bardzo zaciekawiła i to tej fikcyjnej postaci poświęcam niniejszy wpis. Osobą ową jest Mildred Montag, żona Guy’a Montaga – głównego bohatera „451 Farenheita” Ray’a Brabury’ego.

   Jest to wręcz wzorcowa kobieta początku XXI wieku. Stworzona blisko 60 lat temu postać dopiero dziś dojrzewa do rzeczywistości. Powiem więcej – to jest kobieta przyszłości. Idealna konsumentka, wręcz wymarzony „target” (jak mawiają w branży reklamowej) dla miłośniczek Gali, Vivy, Cosmopolitan, Glamour, TVN Style, Polsat Cafe, Loreal Paris, Mejbelin Njujork…. Można tak długo by wymieniać, ale wszystko można by streścić hasłami – hedonizm, brak własnych przemyśleń, ślepe podążanie za trendami, odrealnienie.

   Kobieta wyzuta z refleksji, żyjąca w świecie interaktywnej telewizji razem ze swoją „rodzinką”. Oczywiście bez dzieci, bo „nikt przy zdrowych zmysłach nie chce mieć dzieci”. Po prostu idealna konsumentka, skupiona na sobie, na własnych przyjemnościach, nie potrafiąca i nie chcąca wyjść poza własny świat przyjemności. Nie pamiętająca gdzie i kiedy poznała własnego męża i nie potrafiąca z nim porozmawiać, a w chwili kryzysu „olewająca” bez słowa małżonka i płacząc po stracie olbrzymiego telewizora i pojawiającej się na nim „rodzinki”.

   Możemy się śmiać z tego i następnie, niczym Rene z „Allo, Allo!”, powiedzieć jej „Ty głupia kobieto”. Hmmm… po dłuższym zastanowieniu sprawa nie jest wcale taka prosta. Warto zauważyć, że już obecnie ludzie nierzadko mają olbrzymie kłopoty z odróżnieniem rzeczywistości od serialu… Ileż to razy aktorzy w anegdotach opowiadali, gdy ktoś im na ulicy ubliżał, bo „zdradzali swoje własne żony”. Żony serialowe, oczywiście.

   Skoro zwykła czarna skrzynka z migoczącym ekranem potrafi namieszać, to multimedialna maszyna do rozrywki (opisana w książce) zrobi po prostu rozpierduchę w głowie. Co najważniejsze - nie jesteśmy blisko od urzeczywistnienia się tej wizji. Technicznie jest to już praktycznie możliwe. Olbrzymie panele telewizyjne, jakość HaDe, do tego trzyDe, superszybkie łącza internetowe – to jest wszystko mamy. Dołączmy do tego interaktywność w stylu Fejsbuka czy Jutjuba. Coś jeszcze? Można by dorzucić analizator ruchu i głosu oraz rozpylacz zapachów i gotowe - mamy komplet. Poskładajmy to razem do kupy. Gotowe. „No i gitara” – jak mawiają bohaterowie „Świata według Kiepskich”

   Mózg na taką mieszankę wybuchową jest po prostu bezbronny niczym dziecko. Jeśli czyta to psycholog, to chętnie poznałbym fachowy opis tego, co może wyrządzić dłuższe przebywanie w tak odrealnionym świecie. Nie sądzę, aby Mildred Montag była specjalnie wyjątkowym przypadkiem klinicznym. Kolejna wizja autora SF wkracza w naszą rzeczywistość.

  Zastanówmy się o treściach, nadawanych przy użyciu super-maszyn multimedialnych. Treści? O czym my mówimy? Czy ktoś sprawdził ile ważnych, wartościowych informacji jest przekazywanych współcześnie w porze największej oglądalności („prajmtajmie” – jak mawiają snobujące wykształciuchy)? Nie? To zapraszam do przeglądnięcia rozpiski programów (oglądać nie trzeba, wystarczy rzut okiem na tytuły). I co? Co wartościowego jest w różnej maści serialach, szołach, teleturniejach? Treść zatem może być ta sama, albo nawet można jeszcze obniżyć poziom (chociaż poniżej „lotów” telewizji włoskiej to jednak ciężko będzie zejść). Różnej maści macherzy już zacierają ręce na samą myśl o podniesienie rozrywki do poziomu „n” (jak zachęcała swego czasu jedna z reklam).

   Niech zatem królują nam trójwymiarowe i interaktywne Mroczki i cała reszta „Planktonu” (jak mawia mój Ojciec). Wiem, że to trochę futurologia, ale ile razy słyszałem, że mamy wybrać przyszłość (oraz styl, jak śpiewano w piosence wyborczej Aleksandra „Ole-Olek” Kwaśniewskiego). Patrzmy zatem w przyszłość i przewidujmy co się może zdarzyć. Czy będzie to wyglądało jak skrzyżowanie „451 Farenheita”, „Surogatów” i czegoś a’la dużo bardziej rozbudowana wersja Fejsbuka?

   Czy można to powiązać z tendencjami na przyszłość, które opisywałem już wielokrotnie? Z wizjami nowoczesnych niewolników, w pełni kontrolowanych jednostek, którym wydaje się, że są wolni? Pewnie, że można. Kolejny element układanki, który dopasowuje się idealnie.

   Z pewnością będzie pstrokato, kolorowo, w formie teledysku. Albo nastrojowo, romantycznie. Co kto woli. Na pewno nie będzie mądrzej – po co komu myślące społeczeństwo?

 

Brak głosów

Komentarze

Krzysztof J. Wojtas

Czasy obecne można nazwać wiekiem cywilizacji kobiet.

Prosta konstatacja wskazuje, że celem kobiet jest przyjemność. To jest kryterium jakim kierują się w swych wyborach.
Konsekwencją jest stan opisany, bo zawsze realizuje sie najbardziej skrajnej postaci docelowej - absolutnej bierności.

Jeśli chcemy to zmienić - trzeba ograniczyć prawa kobiet. pewnie się to nie spodoba wielu osobom - ale wnioski są oczywiste.
Czy stać na taką decyzję mężczyzn? - ten świat, gdzie męskość coraz częściej kojarzona jest z ofermowatością?

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#60650