Prawicowi rewolucjoniści tego nie rozumieją.

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Idee

Byt kształtuje świadomość.

- K. Marks

Bodajże czwarty bądź piąty (a już najpewniej trzeci) rok obserwuję, jak prawicowi „rewolucjoniści” wieszczą nadejście „przełomu”, „przesilenia”, „wstrząsu” itp. różnych wielkich zdarzeń. Statystyka podpowiada, że pewnie mają oni rację, gdyż co jakiś czas takie coś ma miejsce. Jednak pojawia się to wówczas, kiedy nikt (względnie, niewielu) nie mógł wcześniej precyzyjnie ulokować tego w czasie. Sam zresztą mógłbym powiedzieć, że na przestrzeni najbliższych 30 lat przez świat może przetoczyć się wielka wojna globalna, z tym także, że w Polsce może wybuchnąć ogromna i krwawa rewolucja. Tylko, czy dzisiaj mając 41 lat ktokolwiek mógłby mi przyznać rację? Oczywiście, że dzisiaj, to nikt. A czy wtedy, kiedy będę miał 70 lat, również? A co, jeśli wówczas nie będę już żył? Nawet wtedy pewnie nikt nie będzie pamiętał o tym, że 28 lipca 2010 r. niejaki Moherowy Fighter prorokował taki ogrom nieszczęść. A co dopiero powiedzieć, że MF przestrzegając przed tym apelował, by się na to jakoś przygotować, a już jak najbardziej podjąć wszystkie działania, by temu zapobiec? No, dobra, a co wtedy, kiedy faktycznie takie działania zostały podjęte, i żadne tam wojna i rewolucja nie wybuchły? Wtedy ktoś mógłby ex post zarzucić mi sianie zamętu, inny z kolei mógłby przyznać, że ex ante miałem rację i moja zapobiegliwość była słuszna i godna chwały. Rzecz jasna, w zależności od tego, kto przez większą część tego okresu będzie miał przewagę w, tzw. „debacie publicznej”, to w pierwszym przypadku będę okrzyczany „wrogiem publicznym nr 1”, w drugim z kolei, „wybitnym intelektualistą”, „doskonałym prognostą”, „przenikliwą umysłowością”. Co mi daje jedno i drugie? Właściwie jedno – uczucie rozpierającej mnie dumy i pychy, gdy w pierwszym przypadku chodzić mogę w zgoła wygodnej „aureoli” cierpiętnika, w drugim, w podbechtującym moje ego uznaniu mnie za „niekwestionowany autorytet”. Tak mimochodem mówiąc, to snuć takie wizję mogę, gdyż w duchu Moherowy Fighter jest niereformowalnym fatalistą – więcej, racjonalnym pesymistą.

No, dobrze (a nie, „nie dobrze”) powiecie Mości Blogerzy, „Co to, do kurki wodnej, wszystko powyższe ma wspólnego z tytułem wpisu, a już szczególnie z jego mottem? I jakim prawem Moherowy wyjeżdżasz nam tu z tym mędrcem z Trewiru?” Spokojnie, spokojnie…, wszystko w swoim czasie. „Rewolucja”, powiadacie. Ha, powiem Wam, że też to widzę oczyma swojej wyobraźni, bo jest to bliskie temu, co jako stara giełdowa zasada głosi, że „Skoro o kursach akcji zaczynają między sobą gadać pucybuci i gospodynie domowe, to oznacza to, że jest źle i trzeba się z giełdy wycofać.” Nie, nie, wcale nie chcę tutaj insynuować, że o rewolucji dyskurs prowadzony jest wśród pucybutów i gospodyń domowych, jeno że jest on już tak powszechny, że wart zastanowienia. Tylko, że momencik, skoro owe rewolucyjne wieszczby są tak wyraziste wśród prawicy, to nie bądźmy jak dzieci we mgle i nie łudźmy się, że lewica i liberałowie też tego nie dostrzegają. Co to, to nie. Oni to obserwują, powiem, z naukową precyzją, jakby pod mikroskopem, i drapiąc się w łysiny dumają nad tym, co by „no…, ten-tego.” A do „ten-tego”, to oni mają socjotechnikę. „O cholera!” – zakrzykniecie Mości Blogerzy, cali zdumieni, a może nawet i zaszokowani tym Novum Moherowego – „Aleś teraz odkrywczo pojechał, Moherowy. Ja cię! Na miarę Kopernika. Nie masz może czegoś innego do roboty, bo przynudzasz, Moherowy. Weź parasol, idź na spacer i się dotleń.” – prawda, że takie są Wasze reakcje? No, już dobrze. Wiem, że tak myślicie. Jednak, będę jechał dalej. Bo wydaje mi się, że prawicowi rewolucjoniści tego nie rozumieją.

Otóż, owi łebscy macherzy od socjotechniki biorą sobie te nastroje społeczne pod mikroskop i pęsetami oraz innymi instrumentami mieszają w tych komórkach emocji tak, by całość nie wybuchła, i by różne sprawy popychać do przodu. A co dla nich jest najważniejsze? Ano, tym czymś jest owa światła myśl mędrca z Trewiru, który, co by o nim nie mówić, był arcyspryciarzem w zakresie socjotechniki. Pół świata zainfekował swoimi wizjami, więc widać, był skuteczny. A łebscy macherzy o tym wiedzą doskonale. No więc zastanówmy się Mości Blogerzy nad tą, zgoła trywialną i prozaiczną prawdą, że kwestia bytu ma pierwszorzędne znaczenie zarówno dla indywidualnej jak i zbiorowej świadomości. Nam Polakom, Mości Blogerzy, wiele, jeśli nie wszystko, doskwiera. Doskwiera ochrona zdrowia. Doskwiera oświata. Doskwierają dziury w jezdniach, nierówne chodniki, korki na ulicach, brak dróg ekspresowych, autostrad, obwodnic. Doskwiera kolej i komunikacja publiczna. Doskwierają wymiar sprawiedliwości, administracja rządowa i samorządowa. Doskwierają ZUS, skarbówka, KRUS, NFZ, system przetargów i opieka społeczna. Doskwierają przestępczość i wszechobecna agresja. Telekomunikacja i media też doskwierają. Nie ma właściwie niczego, co by nie doskwierało. I to nie tylko prawicy doskwiera lecz także lewicy i liberałom. Z tym oczywiście, że prawicy inaczej niż tamtym. Oni jednak mają na to wszystko inną perspektywę. Prawicy jest to, by to wszystko obalić, ich natomiast, by się z tym jakoś „zaprzyjaźnić” i widzieć ową przysłowiową szklankę do połowy pełną. Na czym to polega?

Polega to na tym, że fundamentalnym i konstytutywnym dla społeczeństwa, tzw. III RP, jest „święta” zasada, tzw. spokoju (względnie – pokoju) społecznego. Nie, nie, rzecz jasna, to nie jest tak, że między nami, Polakami, nie ma sporów, kłótni, waśni, agresji, chamstwa czy tym podobnych zachowań. One są i to na olbrzymią skalę oraz na co dzień. W rodzinach, między sąsiadami, z byle obcymi przypadkowo napotkanymi na ulicy, w klepie, w pociągu, autobusie, w pracy, pomiędzy znajomymi, w mediach, „kulturze”, sporcie …. Nie wiem, czy jest jakiś jeden uniwersalny miernik tego wszystkiego i jak on nas lokuje na tle innych państw. Wiem natomiast, że jest to wszechobecne i nieznośne. O tym również wiedzą owi macherzy od socjotechniki, którzy pod owym mikroskopem to wszystko oglądają. Wiedzą oni również to, o czym wie społeczeństwo, że występuje w nim naturalna, intuicyjna, granica, której Polacy nie chcą przekraczać i eskalować konfliktów. Tym można tłumaczyć to, co często jest pewną pochodną, tzw. słomianego zapału. To, że on taki jest bierze się z traumatycznych doświadczeń Polaków z przeszłości, kiedy masowo ginęli, byli mordowani, eksterminowani, wywożeni na zsyłki, organizowano na nich łapanki na ulicach, wytaczano przeciwko nim czołgi, ciężką artylerię, lotnictwo wojskowe, byli katowani w kazamatach, maltretowani w celach, likwidowani w lochach… właściwie byli na granicy biologicznej zagłady. Mają oni przecież w świadomości całkiem jeszcze świeże tego obrazy. A tego wszystkiego Polacy się boją. Dla nas, Polaków, jakakolwiek rewolta, wojna, powstanie czy coś podobnego, to są wszystko przekleństwa, których nie chcemy, by się kiedykolwiek powtórzyły. I stąd, jak sądzę, Polacy zgadzają się na to, by ceną za ten pokój społeczny były tu i teraz warunki życia, które mają na co dzień. Ileż to można usłyszeć, „Lepiej już było, teraz może być tylko gorzej.”, „Jakoś się żyje byle się żyło.”, „Mnie tam polityka nie interesuje.”, „Na nic nie mam wpływu.” itp. To są wszystko komunikaty, za którymi kryje się świadoma autohipnoza mająca na celu akceptację status quo byleby jakiejś zawieruchy nie było.

I to macherzy od socjotechniki, właściwie w całości obsługujący lewicę i/lub liberałów, perfekcyjnie widzą, mając nastroje i emocje społeczne przenicowane na wylot. Wiedzą więc, że w społecznej samoświadomości funkcjonuje również i to, że pewien awans cywilizacyjny uczyniony względem lat 30.tych ubiegłego stulecia wystarczająco silnie znieczulił Polaków na akceptację i afirmację nurtów, tzw. skrajnych i radykalnych. Rzecz jasna, gdzieś tam w socjotechnice jest podsycany niepokój, którego treścią jest aplikowany społeczeństwu komunikat, „Chcecie żyć w takim zacofaniu jak przedwojenny, to zburzcie status quo lecz ofiary tego będą ogromne. A tak, to patrzcie, będzie spokój, siły radykalne pójdą precz, to będziecie sobie żyli po europejsku. A co to znaczy? To zapraszamy do wielkich miast i do zwiedzenia galerii handlowych. Stać was na takie szaleństwo?” Wystarczająco jest to sugestywne, by miało znieczulać na wszelakie „wariactwa”. Zaś na takim „podglebiu” konformizm i oportunizm się plenią aż miło. A kto zaprzeczy, że Polacy nie są materialistami? Ciągiem dalszym jest, „Nie zrzędźcie, było gorzej.” Szklanka do połowy pełna. No i nieważne, jak bardzo Polacy będą pomstować na służbę zdrowia, oświatę, dziury w jezdniach, brak dróg ekspresowych…, to i tak będą to wszystko cierpliwie znosić. Bo też przecież ma się gdzie mieszkać, czym jeździć, co jeść i wypić…. I to na poziomie o wiele wyższym niż dziadowie, pradziadowie, a nierzadko i rodzice. A jak jeszcze jest perspektywa życia „jak Europejczyk”, to po jaką cholerę w imię jakichś zasad i wartości wychodzić na ulice i demolować taką świetlaną przyszłość. Przecież zasadą i wartością są żyć jak najlepiej i w dodatku spokojnie. A to przecież nie jest mało. Mości Blogerzy, a nie zastanawia Was może to, dlaczego np. telewizja publicznie tak intensywnie pokazuje seriale, w których pokazana jest siermiężność, szarość, bezsens, głupota i cały prymitywizm lat PRL’u? To przecież ma funkcje wychowawcze. „O patrzcie, Polacy, jak głupio się żyło wtedy, kiedy się podskakiwało. A teraz, gdy się nie podskakuje, to się głupio nie żyje.” Albo inaczej. „Widzicie, jak dobrze się miało, kiedy siedziało się cicho na tyłku? Dzisiaj, jest tak samo.” I proszę bardzo, ileś milionów jest już grzeczna.

No, to skoro już mamy nieco liźnięty elementarz socjotechniki, a właściwie inżynierii społecznej, to widać od razu, że popyt na rewolucję topnieje. Nie, nie, tragedia smoleńska, powódź itp., to sądzę dla wielu milionów ludzi były wydarzenia, jakby z innej narracji, która jest im obca. „Samolot z prezydentem i prawie setką ludzi na pokładzie spadł i roztrzaskał się? O cholera, ale nius! Coś się dzieje i to z efektami specjalnymi.” Myślicie, Mości Blogerzy, że wielu to o tym tak nie pomyślało? A ja sądzę, że była również cała masa takich, którzy byli z tego zadowoleni. Już nawet nie chcę przytaczać tego, co taka masa mogła myśleć. A jeszcze pewnie byli i tacy, których cholera brała z powodu tego, że przez tydzień w telewizorach szło żałobnie, nie mogli pooglądać teledurniejów (to nie błąd pisarski), jakichś meczy, prymitywnych seriali telewizyjnych, odmóżdżającej sieczki czy innego chłamu. I znowu musieli oglądać tych znienawidzonych przez siebie „kaczystów”, „pisowskich historyków” i „dziennikarzy pisowskich”. Co, myślicie Mości Blogerzy, że tak nie było? A powódź? No, cóż… „się zdarza, zdarzała i będzie się zdarzać. Pokapało i wylało. Co w tym dziwnego?” I też sądzicie, że ileś milionów tak nie pomyślało?

„Kryzys.” – powiadacie, Mości Blogerzy. – „To na pewno wywoła ferment i wybuch.” A ja śmiem w to wątpić. Dlaczego? Ano dlatego, że „Skoro jest co wypić i czy zakąsić, to nie jest wcale tak źle.” I co, znowu tak nie myśli cała masa krajan? „A jak jeszcze jest co wlać do baku samochodu, to da się wytrzymać.” Ostatnio, byłem w dwóch miejscach w Polsce, na wsi. I co widziałem? Ano sklepy wiejskie zaopatrzone, jak zawsze. Przewijający się w nich ciągle ludzie, podjeżdżające pod nie samochody, ludzi wyglądających, jakby wcale nie pałali chęcią pójścia z marszem na Warszawę. Co to jest kryzys, to ludzie dalej pamiętają, bo o to, by im to ciągle przypominać, to telewizja publiczna się stara, kiedy był wyłącznie ocet na półkach, puste haki w mięsnym, brało się na zapas benzynę do baków…. A dzisiaj? Hipermarkety i supermarkety pełne aż po brzegi, benzyna łatwo dostępna, jest za co wyjechać na urlop, zaś w siołach na byle ruderze dwie (lub nieraz więcej) anteny satelitarne, a obok stoi samochód średniej klasy. Znowu socjotechnicy ślą komunikat, „Chcecie tego wszystkiego nie mieć? To zacznijcie rozrabiać.” A co to kogo obchodzi, że Zbycho i Miro „kręcili lody” na cmentarzu lub stacji benzynowej? Widać zaradne chłopaki. A takich to się lubi, przecież. Mało takich? A myślicie, że skąd to sąsiad odnowił sobie i powiększył chałupę, dokupił grunt i go sobie urządził, co trzy lata zmienia samochód…? Co? Też zaradny chłopak, więc o co w ogóle lata.

Po co o tym wszystkim piszę? Ano po to, by Mości Blogerzy, wieszczący rewolucję, wiedzieli, że socjotechnika trafia na zapotrzebowanie społeczne. I dopóki społeczeństwo zdroworozsądkowo będzie dawało się znieczulać, dopóty myślenie o jakiejkolwiek rewolucji będzie można włożyć między bajki. A co, to, ci macherzy kręcący tą post-polityką mają cokolwiek robić przeciwko sobie? Mają dobrze nie mieszkać, źle się ubierać, nie jeździć wypasionymi gablotami, nie stołować się w drogich restauracjach, nie latać klasą biznes, nie odpoczywać za granicą…? Przecież w ich ślady idzie cała masa młodych ludzi, którzy chcą mieć tak samo. Więc tym, to też bardzo daleko do jakiejkolwiek rewolucji. Byt kształtuje świadomość. Ale nie popadajcie, Mości Blogerzy, w przesadną frustrację. Zgadzam się z Wami, że w ciągu jakichś najbliższych 30 lat taka rewolucja wybuchnie. Nie powiem, że to macie jak w banku, bo po ostatnim „kryzysie” finansowym, to z tymi instytucjami jest no… ten-tego. Tylko dlaczego ona wybuchnie, to mnie za język nie ciągnijcie. Gdyż wątpię, że wiem.

Brak głosów

Komentarze

Widać, że coś jest na rzeczy w tym, co piszę. :))

Tylko, co?

P.S. Ktoś da mi na pocieszenie jedynkę? :(

Vote up!
0
Vote down!
0
#75413

Krzysztof J. Wojtas
Interesujące - tak pobieżnie. Już to kilka razy czytałem w skróconych wersjach innych autorów.
czy takie rozpisywanie się coś zmieni?

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#75440

A na poważnie. To oczywiste, że nic nie zmieni. B,o co by miało zmienić? Jedynie to, że kolejnym razem Mości Blogerom będzie można napisać "zdzifko?". Ale i to jest niezmienne.

Vote up!
0
Vote down!
0
#75454