Królestwa "Leśnych dziadków"
Po kolejnych nieudanych występach naszych sportowców do mediów przebijają się wypowiedzi trenerów i zawodników, którzy winą za porażki obarczają związkowych działaczy. Kolejnym, który zabrał głos okazał się Paweł Słomiński. Twórca sukcesów polskiego pływania zarzuca prezesowi związku, że decyzję podejmuję samodzielnie, a go próbuję obarczyć winą za porażki sportowców. Słowa byłego trenera Otylii Jędrzejczak, który miał wielki udział w największych sukcesach naszego pływania nie powinny przejść bez echa.
Co gorsza podobna sytuacja, jaką opisuje pan Słomiński panuję w wielu sportowych związkach. Prezesi traktują je jak prywatny folwark. Nasz sport jest pełen „leśnych dziadków”, którzy sprawiają, że jest on reliktem minionej epoki, co niestety powoduje, że w klasyfikacji medalowej znajdujemy się za Rumunią, czy Białorusią. Pojedyncze sukcesy nie biorą się z tego, że posiadamy jakikolwiek system szkolenia, ale są dziełem wybitnych jednostek, jak Majewski, czy Zieliński. Co gorsza temu drugiemu związek zamiast pomóc, rzucał kłody pod nogi.
Kolejnym zarzutem, który moim zdaniem jest bardzo poważny jest sprawa zabierania na Igrzyska zawodników, którzy nie wypełnili olimpijskich minimów. Jeśli nie prezentują odpowiedniego poziomu to po co pojechali do Londynu? Na wycieczkę na koszt polskich podatników? Ktoś powie, że jadą tam po naukę. Tylko czego nauczą się w jednym wyścigu eliminacyjnym, po którym mogą pakować walizki? Czego nauczyli się nasi judocy, którzy schodzili pokonani po kilkudziesięciu sekundach walki? Jakie doświadczenia wyniosą z Igrzysk nasi szermierze?
Wiadomo, że te sztuczne zwiększanie liczby osób reprezentujących nasz kraj na Igrzyskach odbywa się wskutek presji ze strony klubów, trenerów i lokalnych działaczy. Zawsze dobrze jest się pochwalić, że dany klub wychował reprezentanta Polski na Igrzyskach. Ponadto działacze i trenerzy też chętnie będą mu towarzyszyć podczas pobytu w Londynie. Kto nie chciałby uczestniczyć w tym największym sportowym wydarzeniu? Później na Igrzyska jedzie ponad 200 sportowców, świta trenerów i działaczy. Tylko ilu z nich rzeczywiście ma szansę na medale lub miejsca w finałach?
Oczywiście winni słabych wyników są również sami sportowcy. Jeśli wioślarze startujący w wadze lekkiej przyjeżdżają na zgrupowanie przed IO z łączną 35-kilową nadwagą to jest to zachowanie delikatnie rzecz ujmując nieodpowiedzialne. Niefortunną decyzją było chyba jednak wyznaczenie funkcji chorążego naszej reprezentacji, najbardziej znanej polskiej sportsmence Agnieszce Radwańskiej. Niestety finalistka Wimbledonu pokazała zarówno podczas meczów, jak i po nich, że ta rola ją przerosła. Co gorsza w przypadku klęski naszych sportowców na Igrzyskach pewnie wielu będzie próbowało zrobić z niej kozła ofiarnego.
Winny jest cały system polskiego sportu, rządy „leśnych dziadków”, promowanie przeciętniactwa. Wina za złe wyniki najczęściej spada na trenerów i zawodników, jakoś zazwyczaj zapomina się o działaczach. Szkoda zwłaszcza trenera Słomińskiego, który sprawił, że przez krótki czas byliśmy potęgą w pływaniu. Ktoś jednak uparł się, żeby to wszystko zniszczyć, jak widać po wynikach z Londynu, cel został osiągnięty, a nasze pływanie sięgnęło dna. W innych dyscyplinach sportu nie jest lepiej, rządy się zmieniają, a będący dalej myślami w PRL-u działacze mają się bardzo dobrze, dzielą i rządzą swoimi prywatnymi folwarkami…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1639 odsłon