Dezinformacja - teoria i praktyka - cz. 3

Obrazek użytkownika Rafał Brzeski
Historia

Najstarszą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie i odruchowo akceptowaną dezinformacją jest „wschód” i „zachód” Słońca.

Od czasów Mikołaja Kopernika wiadomo, że to nieprawda, a jednak proszę wskazać język, w którym myśl polskiego astronoma znalazła lingwistyczne odbicie.

Chyba najdłużej trwającą i uporczywie podtrzymywaną dezinformacją sowiecką przejętą i kontynuowaną przez Rosję jest sprawa zbrodni katyńskiej. Dezinformację rozpoczął sam Józef Wissarionowicz Stalin. Zapytany przez gen. Władysława Sikorskiego w trakcie rozmowy na Kremlu w dniu 3 grudnia 1941 roku o los polskich oficerów, którzy dostali się do sowieckiej niewoli, Stalin odparł, że zapewne uciekli. Sugerował przy tym, że najprawdopodobniej uciekli do Mandżurii.

Oficerów nadal nie można się było doliczyć w trakcie formowania jednostek polskich, więc gen. Władysław Anders domagał się wyjaśnień od Wsiewołoda Nikołajewicza Mierkułowa, który w 1941 roku był przewodniczącym NKGB (przedtem i potem komitet ten miał nazwę NKWD). Proszony by wypuszczono polskich oficerów z łagrów, Mierkułow wykrzyknął „Nie, nie ich, nie! Jeśli chodzi o nich, to popełniliśmy ciężki błąd”.[1]

W 1941 i 1942 roku Niemcy nie pojawiali się jeszcze w sowieckich enuncjacjach. Niemiecki komunikat radiowy z 13 kwietnia 1943 roku o znalezieniu masowych grobów w katyńskim lesie wyraźnie zaskoczył Moskwę. Początkowo usiłowano zdezawuować niemieckie rewelacje twierdzeniem, że w lesie są „stanowiska archeologiczne”. Niemcy pojawili się dopiero po 48 godzinach, 15 kwietnia 1943 roku, w komunikacie radiowym rozpoczynającym się w najlepszym stylu TASS: „W ciągu ubiegłych dwóch, trzech dni oszczercy Goebbelsa rozpowszechnili podłe wymysły, utrzymując, iż władze sowieckie dokonały masowego rozstrzelania polskich oficerów wiosną 1940 roku w okolicy Smoleńska. Wymyślając tę potworność, szubrawcy niemiecko-faszystowscy nie wahają się przed najbardziej bezwstydnymi i nikczemnymi kłamstwami...”

itd.itd by wreszcie dojść do meritum:

„Niemiecko-faszystowskie doniesienia w tej sprawie nie pozostawiają żadnej wątpliwości co do tragicznego losu byłych polskich jeńców wojennych, którzy byli zatrudnieni na robotach budowlanych w r. 1941 w okolicach na zachód od Smoleńska i którzy wraz z wielu obywatelami sowieckimi, zamieszkałymi w okolicach Smoleńska, wpadli w ręce oprawców niemiecko-faszystowskich w lecie 1941 po wycofaniu sie wojsk sowieckich z okręgu Smoleńska....”[2]

Moskwa podtrzymywała tę wersję pomimo raportu międzynarodowej komisji specjalistów z dziedziny medycyny sądowej, którzy jednomyślnie stwierdzili, że polscy oficerowie zostali zamordowani w 1940 roku, a więc wówczas, kiedy rejon Katynia znajdował się w sowieckich rękach.

Kiedy pod koniec 1943 roku front przesunął się na zachód i w grudniu las katyński wrócił do Związku Sowieckiego władze w Moskwie zarządziły własne dochodzenie. Przewodniczącym sześcioosobowej komisji został akademik Nikołaj Niłowicz Burdenko, uważany za ojca sowieckiej neurochirurgii. Bohater Pracy Socjalistycznej, laureat nagrody stalinowskiej, trzykrotnie dekorowany Orderem Lenina doczekał się jako uznania nie tylko znaczka pocztowego i asteroidy nazwanej jego imieniem, ale również członkostwa prestiżowego Towarzystwa Królewskiego w Londynie. Pod wodzą takiego autorytetu komisja orzekła, że polscy oficerowie zostali rozstrzelani jesienią 1941 roku w lesie zwanym Kozie Góry przez Niemców, a konkretnie przez „sztab batalionu budowlanego nr 537”. W wydanym 24 stycznia 1944 roku raporcie komisja Burdenki na 56 stronach udowadniała, że Niemcy skłonili nagrodami lub zmusili groźbą świadków do potwierdzenia, że zbrodni dokonało NKWD.

Raport złożony został jako oficjalny dokument władz sowieckich nr 054 w procesie przed Trybunałem Norymberskim. W oparciu o ten raport, 18 października 1945 roku, prokurator sowiecki Roman Rudenko oficjalnie oskarżył wspomniany batalion budowlany oraz jego dowódcę podpułkownika Arnesa o ludobójstwo polskich oficerów. Koronnym dowodem miał być fakt, że do strzałów w tył głowy użyto niemieckiej amunicji Geco.[3] W trakcie postępowania ustalono jednak, że przed wojną amunicję taką eksportowano do krajów bałtyckich i jesienią 1939 roku przejęły ją wojska sowieckie. Ponadto jednostka ppłk. Ahrensa, a nie Arnesa, była batalionem łączności, a nie budowlanym, zaś Ahrens, który dobrowolnie zgłosił się na świadka został przez Trybunał uznany niewinnym zbrodni. Po prowadzonym pośpiesznie postępowaniu, w orzeczeniu wydanym 30 września i 1 października 1946 roku Trybunał Norymberski nie uznał, ani Niemców ani Rosjan, winnymi katyńskiej zbrodni. Kilka tygodni później, 11 listopada, Nikołaj Burdenko wygodnie popełnił samobójstwo[4] i Moskwa mogła latami twierdzić, że polskich oficerów wymordowali w Katyniu Niemcy. Zachodni politycy i media w większości skwapliwie przyjęli sowieckie zapewnienia za dobrą monetę. Tym bardziej, że w wydaniu z 1953 roku Wielkiej Encyklopedii Sowieckiej można było wyczytać, iż Trybunał Norymberski uznał Niemców winnymi zbrodni w lesie katyńskim. W kolejnym wydaniu Encyklopedii, hasła Katyń już nie było.

Zakorzenieniu w świadomości dezinformacji katyńskiej miała sprzyjać likwidacja materiałów archiwalnych. Pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, ówczesny przewodniczący KGB Aleksander Szelepin otrzymał od pierwszego sekretarza KC KPZR Nikity Chruszczowa polecenie zweryfikowania akt związanych z mordem katyńskim. W odręcznej notatce dla Chruszczowa z 3 marca 1959 roku Szelepin zalecił zniszczyć akta personalne zamordowanych, a także inne dokumenty z wyjątkiem najistotniejszych, które miały być zebrane w osobnej teczce. Tak powstała teczka specjalna nr 1 w super-tajnym archiwalnym zbiorze wydzielonym, dostępnym tylko dla przywódcy KPZR i przekazywanym mu przy objęciu władzy.

Ze względów koniunkturalnych, na Zachodzie (głównie w Wielkiej Brytanii) przez dziesiątki lat dezinformacja Moskwy przyjmowana była skwapliwie, a zdania odmienne i próby dociekania prawdy były latami skutecznie tłumione. Doprowadziło to do swoistego „opuszczenia do połowy ceny”. Brytyjski historyk, George Watson, profesor uniwersytetu w Cambridge, wyraził w 1981 roku opinię, że mord katyński zaplanowano w lutym 1940 roku w Zakopanem podczas roboczej konferencji oficerów Gestapo i NKWD poświęconej współpracy w zwalczaniu polskiego ruchu oporu[5], czyli „niepokojów,” jak to określono w tajnym protokole podpisanym w Moskwie przez Ribbentropa i Mołotowa 28 września 1939 roku. Chociaż nie jest poparta żadnymi dokumentami, teza Watsona nadal funkcjonuje w historycznym obiegu.

Dopiero w połowie kwietnia 1990 roku, wkrótce po wyborze na prezydenta ZSRR, Michaił Gorbaczow przyznał, że mord katyński był dziełem NKWD, co agencja TASS sprecyzowała, że winę ponosi Ławrentij Beria oraz jego współpracownicy. Nadal jednak Moskwa nie chce uznać, że była to zbrodnia ludobójstwa, a Gorbaczow rozporządzeniem nr RP-979 z 3 listopada 1990 roku polecił Akademii Nauk i innym instytucjom rosyjskim odszukać dowody polskich działań mogących stanowić informacyjną przeciwwagę dla zbrodni katyńskiej.

Pomimo przyznania się Gorbaczowa do zbrodni, w Rosji nadal pojawiają się mniej i bardziej oficjalne opinie, że Katyń to niemieckie dzieło. Nadal też nie zostały oficjalnie ogłoszone nazwiska odpowiedzialnych za zbrodnię (z wyjątkiem Berii) oraz jej wykonawców. Nie ujawniono również całości wyników rozpoczętego w 1990 roku i umorzonego w 2004 roku śledztwa rosyjskiej Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Ta sama prokuratura wiosną 2005 roku uznała, że „nie ma podstaw do uznania zbrodni katyńskiej za zbrodnię ludobójstwa”, czyli w rosyjskim porządku prawnym jest to podlegająca przedawnieniu zbrodnia pospolita. Deprecjacja rangi zbrodni przyczyniła się zapewne do usunięcie w kwietniu 2011 roku kamienia pamiątkowego na miejscu tragedii smoleńskiej 2010 roku, na którym napis przywoływał „sowiecką zbrodnię ludobójstwa”.

Po 70 latach katyńska prawda nadal z trudem toruje sobie drogę przez mgłę dezinformacji.

* * *

Sfabrykowanym dokumentem o globalnym zasięgu, utrzymującym się w politycznym i świadomościowym obiegu już od ponad 100 lat, są Protokoły Mędrców Syjonu, rzekome świadectwo dążenia Żydów do dominacji nad światem. Pomysł fabrykacji przypisuje się Piotrowi Raczkowskiemu, szefowi działającej w Paryżu carskiej Agentury Zagranicznej. Księżna Katarzyna Radziwiłł w trakcie zamkniętego wykładu w Nowym Jorku wiosną 1921 roku zapewniała, że Protokoły zostały napisane pod nadzorem Raczkowskiego przez rosyjskich dziennikarzy Matwieja Gołowińskiego i Manasewicza-Manuiłowa.[6] Kilka miesięcy później – w sierpniu – angielski dziennikarz Philip Graves w 3 odcinkowej analizie opublikowanej przez londyński The Times udowadniał, że Protokoły, to przerobiona wersja politycznego pamfletu Dialogue aux Enfers entre Machiavel et Montesquieu, atakującego Napoleona III. Autor satyry, Maurice Joly, skazany został został za tę publikację na 18 miesięcy więzienia.[7] Poźniejsze analizy tekstu Protokołów odnalazły w nich fragmenty zaczerpnięte z powieści Biarritz, niemieckiego powieściopisarza Hermanna Goedsche.

Opublikowane po raz pierwszy w odcinkach w gazecie Znamia w 1903 roku oraz w zwartej formie, jako ostatni rozdział ksiażki Wielikoje w małom i Antichrist pióra Sergiusza Nilusa w 1905 roku, Protokoły nie odegrały większej roli aż do wybuchu I wojny światowej. Car Mikołaj II uważał wprawdzie, że są one kluczem do zrozumienia rewolucji 1905 roku, ale kiedy wytłumaczono mu, że to fałszywka, obruszył się i uznał, że „zbrukała świetlistą sprawę antysemityzmu”.[8]

Protokoły stały się popularne dopiero w okresie międzywojennym, kiedy przetłumaczono je i wydano w różnych krajach. Czytelników nie brakło. W Wielkiej Brytanii tylko w 1920 roku sprzedano 5 nakładów, w USA magnat samochodowy Henry Ford sponsorował nakład 500.000 egzemplarzy oraz serializację w swojej gazecie The Dearborn Independent. W dobie międzywojennego kryzysu Protokoły stały się podstawowym tekstem różnych prawicowych ugrupowań aż do niemieckiego NSDAP i stały się niewątpliwie najskuteczniejszą fałszywką XX wieku o najszerszym kręgu oddziaływania.

Inną fałszywką zapisaną na trwałe w annałach służb wywiadowczych jest List Zinowiewa. Rzekome pismo przewodniczącego Kominternu do Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii wzywało wszystkich sympatyków komunizmu do mobilizacji wokół Partii Pracy oraz do nasilenia „działań agitacyjno-propagandowych wewnątrz sił zbrojnych”. Drogą kontrolowanego przecieku, tekst listu trafił do redakcji konserwatywnego dziennika Daily Mail, który opublikował go na krótko przed wyborami parlamentarnymi w październiku 1924 roku. Publikacja wywołała burzę. Partia Pracy wybory przegrała.

W autentyczność Listu Zinowiewa powątpiewano od dawna, zwłaszcza w kręgach brytyjskiej lewicy, ale dopiero niedawne uchylenie drzwi sowieckich archiwów pozwoliło odtworzyć mechanizm dezinformacji. W drodze wewnętrznego dochodzenia NKWD, przeprowadzonego w listopadzie 1924 roku, na Łubiance ustalono, że autorem fałszywki był Iwan Dymitrewicz Pokrowski z komórki wywiadowczej „białej” emigracji rosyjskiej w Rydze. Pokrowski „dysponował papierem listowym Kominternu, a tekst listu sporządził w oparciu o fragmenty przemówień Zinowiewa, uzupełnione małymi dodatkami” – zapisano w podsumowaniu dochodzenia.

Jeden z zeznających w dochodzeniu, współpracownik NKWD, Aleksander Gumański, który spenetrował środowisko „białych” Rosjan i znał Pokrowskiego, opisał go jako „utalentowanego” kreatora fałszywek „pracującego dla Brytyjczyków od 1920 roku”. Od zleceniodawcy z kręgów „białej” emigracji osiadłej w Anglii, Pokrowski miał otrzymać przed wyborami zamówienie na przygotowanie materiału kompromitującego Partię Pracy. Kontakt Pokrowskiego w Secret Intelligence Service, zasugerował instrukcję dla komunistów. Za jej przygotowanie Pokrowski miał otrzymać 1360 funtów szterlingów, co w latach dwudziestych było sporą kwotą.

Gotową fałszywkę Pokrowskiego wysłano do bolszewickiego działacza w sowieckim przedstawicielstwie handlowym w Londynie. Jednocześnie powiadomiono policję brytyjską o spodziewanym nadejściu ważnego pisma. List Zinowiewa został przejęty, sfotografowany i zastąpiony kartką czystego papieru, po czym listonosz w towarzystwie dwóch policjantów jako świadków, doręczył przesyłkę za pokwitowaniem odbioru do sowieckiego biura. Oryginał listu przekazano do ministerstwa spraw zagranicznych. Niestety oryginał ten nie zachował się.[9]

Według innej wersji, opartej jak sie wydaje na selektywnym dostępie do archiwum Secret Intelligence Service, angielskie tłumaczenie Listu Zinowiewa datowanego 15 września 1924 roku zostało wysłane do Londynu przez placówkę w Rydze 2 października 1924 roku. Jako źródło oryginału podano agenta FR/3/K. Tydzień później SIS przekazała tekst do ministerstwa spraw zagranicznych. Ministerstwo miało wątpliwości, ale SIS kategorycznie zapewniało, że dokument jest autentyczny. Szef SIS, admirał Hugh Sinclair zanotował „pięć bardzo dobrych powodów”, dla których List Zinowiewa uznać należy za prawdziwy. Najistotniejszym punktem był argument, że dostarczył go sprawdzony i wiarygodny agent w Moskwie „urzędnik w sekretariacie III Międzynarodówki, którego bezpośrednim przełożonym jest Zinowiew i który ma dostęp do jego tajnych teczek”. W innych wyjaśnieniach SIS wspomina się jednak o współpracowniku agenta FR/3/K, który dostarczył ponoć oryginał.[10] Źródło pozyskania Listu nie jest więc bezdyskusyjne i albo Sinclair świadomie nadał swym autorytetem wiarygodność dezinformacji, albo został wprowadzony w błąd, co byłoby swoistą dezinformacją w dezinformacji.

Jaką drogą tekst Listu Zinowiewa trafił do redakcji Daily Mail do dzisiaj dokładnie nie wiadomo. Zdania historyków brytyjskich są podzielone. W przeciek zamieszani są: szef Służby Bezpieczeństwa MI5 Vernon Kell, szef Secret Intelligence Service admirał Hugh Sinclair, były dyrektor Wywiadu Morskiego admirał Reginald Hall oraz kilku innych wysokich oficerów służb specjalnych, w tym zastępca Sinclaira pułkownik Frederick Browning, który po opublikowaniu Listu przez Daily Mail rozdał tekst dziennikarzom innych tytułów.[11] Niewykluczone jednak, że przeciek nastąpił na znacznie niższym szczeblu. Trzy dni przed publikacją Listu Zinowiewa, jego kopie rozesłano do Admiralicji oraz do dowództw wojsk lądowych na terenie Wielkiej Brytanii, ponieważ w tekście zawarte były wezwania do działalności wywrotowej i agitacyjnej wewnątrz sił zbrojnych. Przy tak szerokiej dystrybucji przeciek do prasy był już tylko kwestią czasu.[12]

Jedną z najbardziej rozbudowanych fabrykacji opracowanych w Moskwie (po Protokołach Mędrców Syjonu) był aneks B do Instrukcji Polowej 30-31 amerykańskich wojsk lądowych. Fabrykacja była sprytna bowiem Instrukcja Polowa 30-31 istniała rzeczywiście, ale miała tylko jeden załącznik – aneks A. Sygnowany fałszywym podpisem generała Williama Westmorelanda aneks B był utrzymany w tonie amerykańskich instrukcji i regulaminów wojskowych i zalecał, a nawet zobowiązywał oficerów US Army do prowadzenia działań wywiadowczych we wszystkich krajach dłuższego lub krótszego pobytu, bez względu, czy kraj ten jest sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, czy też nie. W niektórych sytuacjach zalecano także inicjowanie i prowadzenie dziełań wywrotowych i sabotażu politycznego. Sfabrykowana instrukcja pojawiła się po raz pierwszy w Turcji w 1975 roku, opublikowana przez pismo Barish. Później puszczono ją w obieg w około 20 krajach. We Włoszech łączono ją z insynuacjami o udziale CIA w szkoleniu organizacji terrorystycznej Czerwone Brygady oraz w zamordowaniu przez terrorystów czołowego polityka chadecji Aldo Moro w 1978 roku.[13]

„Podpięcie” sfabrykowanego materiału dezinformacyjnego pod autentyczny dokument jest zabiegiem opartym na jawnym kłamstwie. Inną taktyką jest przeinaczanie i wyolbrzymianie faktów. Mechanizm powstawania takiej dezinformacji zdemaskował publikowany w Wielkiej Brytanii niskonakładowy biuletym specjalistyczny Counterpoint. I tak:

• 3 sierpnia 1982 roku dziennik New York Times podał, że przy budowie olbrzymiej hydroelektrowni i tamy na rzece Tucurui w Brazylii planuje się użycie „toksycznych defoliantów” celem usunięcia listowia z drzew i krzewów. Gnijące pod wodą sztucznego jeziora liście groziły bowiem uszkodzeniem turbin elektrowni. Dziennik zwracał uwagę na zagrożenia związane z użyciem trujących chemikalii.

• Półtora roku później, 15 grudnia 1983 roku, amerykańska agencja prasowa UPI informowała, że wskutek nieprzestrzegania zasad stosowania defoliantów „zmarło co najmniej 17 osób”. Agencja zacytowała urzędnika wydziału rolnictwa brazylijskiego stanu Parana, który stwierdził, iż „być może zmarły nawet 42 osoby”.
• 5 października 1984 roku, agencja Reutera podała, że brazylijski prawnik przybył do siedziby Programu Ochrony Środowiska ONZ (UNEP) w Nairobi w Kenii, gdzie zabiega o powstrzymanie planowanego zalania wodą terenów objętych defoliacją, gdyż może to grozić śmiertelnym zatruciem tysięcy ludzi po rozpuszczeniu się toksyn w wodzie rzeki Tucurui.

• Trzy tygodnie później, 27 października 1984 roku, agencja TASS zalarmowała: „Całe plemiona brazylijskich indian padły ofiarą kolejnego aktu ludobójstwa Waszyngtonu – oświadczył w telewizji publicysta Witalij Kobysz. Organizatorzy tajnych eksperymentów z bronią masowej zagłady uczynili wszystko, aby zatrzeć ślady zbrodni. Olbrzymie tereny, na których testowano defolianty zostały zalane. Ale przerażająca zbrodnia wyszła na jaw. Eksperci, którzy wizytowali ten region utrzymują, że zatruta ziemia przypomina strefę eksplozji jądrowej, a konsekwencje przestępstwa są niemożliwe do przewidzenia.”

• Nieco później odezwał się tygodnik Nowoje Wremja (w polskiej wersji językowej Nowe Czasy), tuba Służby A, który w numerze 45 z 1984 roku napisał: „Pod pretekstem wykarczowania do 2400 km2 dżungli przetestowano dwa środki chemiczne zbliżone do dioksyn...Co najmniej 7000 lokalnych mieszkańców zmarło w rejonie rzeki Tucurui. Dwa plemiona indiańskie zostały wyniszczone, a szkody w lokalnej florze i faunie są wręcz niewiarygodne. Pentagon zamierzał ukryć wszelkie ślady zbrodni i 6 września zatruta strefa została zalana.”

• Poddany przez Nowoje Wremia ton podjęła Światowa Rada Pokoju, organizacja-parawan sponsorowana przez Moskwę. W jej organie Peace Courier, z listopada 1984 roku pojawiła się notatka, że „japońskie i brazylijskie firmy chemiczne przeprowadziły serię eksperymentów z defoliantami w brazylijskim basenie Amazonki, w wyniku których eksterminowano około 7000 ludzi, a zagładzie uległy całe wioski i społeczności.”[14]

Brak jest potwierdzenia świadczącego że dezinformacja została przejęta i powielona przez media niezależne od Moskwy.

cdn.

Dr Rafał Brzeski

[1] Zdzisław Rurarz, Katyn: Disinformation Ploys, Counterpoint: A Periodic Newsletter On Soviet Active Measures, t.1, nr 6, wrzesień 1985, str. 6

[2] Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału: wspomnienia z lat 1939-1946, Newton, Montgomeryshire Printing Company, 1949, str.186-187

[3] The Katyn Forest Massacre, Hearings Before the Select Committee to Conduct an Investigation of the Facts, Evidence and Circumstances of the Katyn Forest Massacre, 82 Cogress, 2nd Session, 13-14 March 1952, US Government Printing Office, Waszyngton, 1952, str. 247

[4] Zdzisław Rurarz, Katyn: Disinformation Ploys, Counterpoint: A Periodic Newsletter On Soviet Active Measures, t.1, nr 6, wrzesień 1985, str. 7

[5] George Watson, Rehearsal for the Holocaust?, Commentary, June 1981, str. 60

[6] Princess Radziwill Quizzed At Lecture, New York Times, 4 marca 1921

[7] „Jewish World Plot”: An Exposure, The Times, 16 sierpnia 1921

[8] Christopher Andrew, Oleg Gordijewski, tłum. Rafał Brzeski, KGB, Warszawa, Bellona 1997, str. 32

[9] John Hughes-Wilson, The Cold War, Londyn, Robinson, str. 407

[10] Keith Jeffery, MI6: The History of the Secret Intelligence Service 1909-1949, Londyn, Bloomsbury, 2011, str. 220

[11] Michael Smith, The Spying Game: The Secret History of British Espionage, Londyn, Politico’s, 2004, str. 80, por. Nigel West, MI6, tłum. Rafał Brzeski, Warszawa, Bellona, 2000, str.49

[12]Keith Jeffery, MI6: The History of the Secret Intelligence Service 1909-1949, Londyn, Bloomsbury, 2010, str. 222.

[13] Elizabeth Pond, The West wakes up to the dangers of disinformation, The Christian Science Monitor, 28.02.1985

[14] Counterpoint: A Periodic Newsletter On Soviet Active Measures, t.1, nr 1, kwiecień 1985, str. 3

Brak głosów