Zanim zapłoną znicze

Obrazek użytkownika grzechg
Kraj

Nie ma zgody na Kłamstwo Smoleńskie. Tak można w skrócie streścić olbrzymi wysiłek wszystkich, którzy od pierwszych minut po katastrofie TU-154M nie uwierzyli w tragiczny wypadek. A nawet jeśli byli gotowi pogodzić się z tym, to oczekiwali od polskiego rządu pełnego zaangażowania w wyjaśnienie przyczyn śmierci Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego Małżonki, oraz elity politycznej i wojskowej naszego państwa. Każda z ofiar jest w wymiarze czysto ludzkim tak samo wielką stratą dla całego społeczeństwa. A jednak dzieje się coś takiego złego w umysłach Polaków po tej katastrofie, co każe zastanowić się, dlaczego dla jednych jest to ciągle niewyjaśniony dramat narodowy i otwarta rana, a dla innych zamknięty, czasami być może nawet bolesny rozdział w historii Polski. Wydaje się to niezrozumiałe. Jak bowiem można pogodzić się z tym, że naród, który potrafił przeciwstawić się w 1980 roku komunizmowi, który tak bardzo ceni wolność, godzi się na rosyjskie upokorzenie i daje się podzielić w sprawie, w której nie powinno być żadnych poważnych podziałów. Zginęli Polacy i nie ma do dziś odpowiedzi na pytanie, czy zginęli czy zostali zamordowani. A jednak te podziały są coraz ostrzejsze. Co dzieje się w głowach polskich polityków, nawet tych, którzy domagali się całkiem niedawno prawdy o Smoleńsku, skoro jeden z nich potrafi powiedzieć, że właśnie ta część Polaków, która domaga się prawdy, to dwudziestokilkuprocentowy margines społeczeństwa. Rodzi się pytanie, to jaka część społeczeństwa w tej logice myślenia przestaje być marginesem, połowa? Jak to się dzieje, że katolicy w państwie, gdzie są dominującą wspólnotą religijną, muszą walczyć poprzez protesty i manifestacje uliczne dosłownie o skrawek przestrzeni medialnej?

Patrząc jeszcze szerzej, trzeba to otwarcie powiedzieć, że w sprawie Smoleńska milczała i milczy Europa. Nawet jeśli zabrakło wniosku rządu o międzynarodową pomoc w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy, to milczenie to jest wyjątkowo wymowne. Katastrofa Smoleńska, także w wymiarze globalnym jest czymś niespotykanym. Przekonanie, że rządy największych państw europejskich opierają swoją wiedzę na raporcie MAK- u jest naiwnością. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem tej bierności są rosnące wpływy Rosji, ale nie bez znaczenia jest też zachowanie się polskich władz. Można nawet postawić tezę, że bez informacji, które mogą być na przykład w posiadaniu Amerykanów czy innych służb wywiadowczych, nie uda się po prostu zamknąć tragedii 10 kwietnia z przekonaniem, że poznaliśmy prawdę. Domysły, różne wersje zamachu, są wbrew pozorom na rękę Rosjanom, a także kręgom rządowym w Polsce. Pozwala to na wywołanie obrazu zamkniętej grupy społecznej poruszającej się w oparach różnych teorii spiskowych, głuchej na argumenty o wymuszonym przez Prezydenta RP lądowaniu, błędach pilotów i fatalnych warunkach pogodowych, co miało w efekcie doprowadzić do katastrofy. Jeśli ktoś sądzi, że w polskiej przestrzeni publicznej przeważa opinia o nieszczęśliwym wypadku, splocie okoliczności, które do niego doprowadziły, to niestety się myli.

Wielu Polaków najzwyczajniej w świecie temat Smoleńska w ogóle nie obchodzi, wielu tez uważa, że za katastrofę odpowiadają zmarły Prezydent i Prezes PiS. A po co tam lecieli? –słyszymy i takie pytania. Słyszymy, że samolot po prostu spadł, bo to się zdarza. Dwa lata determinacji wielu środowisk patriotycznych i PiS-u, rodzin ofiar smoleńskich, setki prostych pytań w oczywisty sposób obalających oficjalną narrację rosyjską i polską, nie doprowadziło do przełomu w świadomości społecznej, że tragedia ta nie została w żaden sposób do dziś choćby częściowo wyjaśniona. Co więcej, część osób zaczyna reagować agresywnie na temat Smoleńska. Nie wiemy, czy ze strachu przed prawdą, czy ze zwykłej wygody, bo przecież życie płynie dalej. Nie trzeba być zaangażowanym w krzyż, w protesty i marsze na Krakowskim Przedmieściu, nie trzeba być zwolennikiem prawicy, ani rusofobem, by nie dostrzec, że jesteśmy okłamywani, że to, co sączy propaganda i elity III RP, to jedno wielkie kłamstwo. Jeśli mamy w jakiejś sprawie do czynienia z cisnącymi się na usta setkami pytań, wątpliwości i podejrzeń, trzeba szukać prostych odpowiedzi na proste i podstawowe pytania. Jeśli intencje Rosjan i polskiego rządu byłyby czyste, wrak TU-154 zostałby zrekonstruowany i dokładnie zbadany, a sekcje zwłok ofiar zostałyby przeprowadzone bez pośpiechu, z udziałem polskich patologów, w sposób nie budzący niczyich podejrzeń o próbę ukrycia czegoś, co przeczyłoby znanej nam, oficjalnej wersji katastrofy. Tak się jednak nie stało. Od pierwszych minut po tragedii smoleńskiej i po rosyjskiej, i po polskiej stronie widać było niezwykły pośpiech, zupełnie niewytłumaczalny i niczym racjonalnym nie podyktowany. Od przejmowania ośrodka władzy prezydenckiej w Polsce przez Bronisława Komorowskiego po pospiesznie i niechlujnie przeprowadzone sekcje zwłok. Jak potraktować fakt, że szczątki ciał, których nie udało się podobno przypisać żadnej z ofiar, po prostu poddano kremacji. Cięcie wraku, wybijanie szyb to przecież nic innego jak niszczenie najważniejszego dowodu w sprawie. W żadnym cywilizowanym kraju do czegoś podobnego nigdy by nie dopuszczono.

Tymczasem, w polskim społeczeństwie nadal przeważa milcząca zgoda na zamknięcie sprawy Smoleńska lub wręcz rodzaj swoistej amnezji. Za kilka dni, w drugą rocznicę Katastrofy Smoleńskiej miliony Polaków złożą hołd jej ofiarom, będą ponownie pytać się polskich władz o to, co naprawdę stało się rano 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku Siewierny. I po raz kolejny nie otrzymają z tamtej strony żadnej odpowiedzi, poza tymi, które głoszone są przez polityków Platformy Obywatelskiej i podporządkowane jej media od dwóch lat. To jeszcze nie byłoby tak smutne i tragiczne, ponieważ bez dochodzenia na drodze prawnej, można już dziś mówić o współudziale rządu i Prezydenta w narracji narzuconej przez Rosję i o rażących błędach popełnionych w sprawie wyjaśnienia tragedii smoleńskiej przez władze III RP. Niezwykle bolesna jest natomiast postawa dużej części polskiego społeczeństwa, dla której prawda o Smoleńsku nie ma już znaczenia lub jest ciężarem, którego nie chce dźwigać, tak jakby to nie był nasz polski narodowy bagaż, jakby to nie była nasza polska sprawa, której wyjaśnienie jest naszym zbiorowym obowiązkiem wobec ofiar i wobec przyszłych pokoleń Polaków.

Brak głosów